Nazwisko Olafa Deriglasoffa, basisty i gitarzysty, można znaleźć na wielu ważnych płytach polskiej sceny muzycznej. Jego kariera rozpoczęła się jego od własnego projektu – DZIECI KAPITANA KLOSSA, potem były APTEKA, HOMO TWIST, KURY, a także PUDELSI i KAZIK NA ŻYWO.
Olaf zawsze dbał o własny wizerunek. Jako producent zajął się projektem YUGOTON, następnie powołał do życia grupę OS GATOS (obecnie DERIGLASOFF), wziął udział w przedsięwzięciach WU-HAE i WAWA2010.PL. Jako solista zadebiutował w 2005 roku, wydając album „Produkt”. Kiedy na rynku pojawiła się jego druga płyta – „Noże” (2011), była to dobra okazja do naszej rozmowy.
10 marca 2013 Olaf Deriglasoff skończył 50 lat. Składając mu najserdeczniejsze życzenia zamieszczamy poniżej archiwalny wywiad, który opublikowaliśmy w magazynie TopGuitar, w numerze kwietniowym 2011 roku.
TopGuitar: Dlaczego tym razem nie słyszę na płycie mojego ulubionego gitarzysty – Wojtka Garwolińskiego?
Olaf Deriglasoff: Garwol to mój bardzo bliski friend, a do tego charyzmatyczny gitarzysta. Uwielbiam z nim grać, ale, niestety, mieszka zbyt daleko. Z tego też powodu nie ma opcji, żeby kilka razy w tygodniu spotykać się na próbach. Będąc jak zwykle w sprawach zespołowych radykalny, wyjaśniłem chłopakom, że potrzebuję częstych prób i w związku z tym muszę grać ze składem warszawskim. Nic jednak straconego, bo Garwoliński z właściwym dla siebie poczuciem humoru parę miesięcy później założył nowy zespół, którego jest liderem, a do współpracy zaprosił perkusistę Maria Bielskiego i… mnie w roli basisty. Jemu odległość i rzadsze próby nie przeszkadzają. Zabawne jest też to, że to dokładnie ten sam skład, co na pierwszej płycie DERIGLASOFFA pt. „Produkt”, tak więc znowu jesteśmy w komplecie, choć kto inny jest teraz bossem.
TopGuitar: Ostatnio w Twoim zespole znalazł się Wojtek „Puzon” Kuzyk, którego znamy z HARLEMU i grupy Tadeusza Nalepy. Bas zarezerwowałeś jednak dla siebie, pomimo że Wojtek głównie gra właśnie na basie…
Olaf Deriglasoff: Tak, Puzon to świetny basista. Naprawdę zaje***, w dodatku z dużym doświadczeniem i wrażliwością. Ale u mnie jest tylko jedno miejsce dla bassmana i to miejsce jest już od dawna zajęte. Obawiam się, że przeze mnie. Na szczęście okazało się, że Puzon jest nie tylko doskonałym basistą, ale też przekumatym gitarzystą, tak więc on ma swoją przygodę z gitarką, a ja dalej mogę naparzać na basetli.
TopGuitar: Czyli lepszy bas od gitary?
Olaf Deriglasoff: Dla mnie gra na mocno odkręconym, przesterowanym basie to jak nocna przejażdżka kradzionym Wartburgiem. Gitara jest zaje***, ale grając nie czuję tego wgniatającego żołądek podmuchu, tej fali uderzeniowej, która pojawia się, gdy biorę do ręki bas. Oczywiście podczas nagrywania płyty zdarzyło mi się parę razy zagrać na gitarze, ale nie chciałem się zbytnio wpieprzać w kompetencje kolegom. W końcu jestem tylko basistą.
TopGuitar: Poprzedni album składał się z utworów, które pozbierałeś ze swojej przeszłości na potrzeby debiutu. Rozumiem, że obecne kawałki powstały po 2005 roku?
Olaf Deriglasoff: Tak, to wszystko zupełnie świeży materiał. Zapis moich obecnych emocji, przeżyć i stanu ducha. Taki dziwaczny reportaż z mojego życia. Oczywiście z przymrużeniem oka, ironiczny i niedosłowny.

TopGuitar: Debiutancki album był wypadkową Twoich dotychczasowych doświadczeń muzycznych. Tu jest podobnie: ostra gra rodem z HOMO TWIST czy KAZIKA NA ŻYWO, psychodelia trochę à la Tymański i punk rock… taki aptekarski. Gdzie Ci najbliżej?
Olaf Deriglasoff: Cholera wie, gdzie mi najbliżej! Jakoś nigdy nie zastanawiałem się nad tym. Jeżeli chodzi o styl i kierunek, to jestem trochę takim muzycznym włóczęgą; idę sobie na przełaj przez pole i nie zastanawiam się, co będzie za następnym wzgórzem. Gram to, co mi aktualnie w sercu pulsuje, i tyle. Nie przejmuję się kompletnie aktualnymi trendami, nowymi stylami czy całą tą pogonią za miłością masowego odbiorcy. Robię swoją robotę i póki daje mi to haj, jest wszystko git.
TopGuitar: Na jakim sprzęcie nagrywałeś?
Olaf Deriglasoff: Jeżeli chodzi o basy, to jak zwykle byli to mój styrany długim, pełnym upadków życiem na scenie Jazz Bass z 1973 i jego przybrany brat z innych rodziców, czyli Gibson G3 z 1976. Obaj panowie są już poważnie pełnoletni, tym niemniej gdy się odzywają, nogawki łopocą jak flagi na molo w Sopocie. Poza tym swoją rolę odegrał też dysponujący potężnym brzmieniem Gibson Thunderbird – stosunkowo młody instrument w mojej stajni – i kompletny staruszek, Fender Mustang z 1968 ze szlifowanymi strunami. Piec, na którym głównie nagrywałem, to Ampeg Classic z customową ampegowską paczką 4 × 12”, ale swój epizod miał też legendarny Ampeg B15 N.
TopGuitar: A skąd wziął się tytuł albumu?
Olaf Deriglasoff: Noże są zawsze dwa: jeden do chleba, drugi do ciała. Czasem te dwa noże zawierają się w jednym. Jeżeli lądujesz na bezludnej wyspie, to jedną z pierwszych rzeczy, o których pomyślisz, będzie nóż. Nóż jest niedosłowny, może być bardzo niebezpieczny, ale może też być superpacyfistycznym narzędziem do przyrządzania jedzenia. Ten dualizm mnie pociąga. Ta nieokreśloność i ryzyko z tym związane.
TopGuitar: Które z utworów szczególnie polecasz?
Olaf Deriglasoff: Ze względu na harmonię i melodię zawartą w instrumentalnym refrenie polecam utwór tytułowy. Emocjonalnie to też jeden z mocniejszych utworów na płycie. Kolejny – „Laudanum”, to ciekawa półtonowa kombinacja w refrenie. Płyty trzeba jednak posłuchać w całości, bo w przypadku tego krążka wyrywanie utworów z kontekstu może być nieco mylące.