Patrycja Kosiarkiewicz wraca z albumem, który przypomina o mocy gitarowego grania i dobrej piosenki. „Wyjaśni się” to manifest klasycznych środków wyrazu – organicznych brzmień, perfekcyjnie napisanych, ale szczerych tekstów i synergii wynikającej ze współpracy z muzykami. W rozmowie z TopGuitar artystka opowiada o swojej fascynacji gitarą, wyjątkowo zespołowym charakterze nowej płyty, o tym, dlaczego nie chce już naprawiać piosenek studyjnym voodoo – i jak planuje połączyć dziewięć albumów doświadczeń w jeden koncertowy świat.
„Wyjaśni się” to płyta mocno osadzona na brzmieniu gitary. Co sprawiło, że tym razem poszłaś w gitarowym kierunku? Grasz na gitarze?
Kocham ten instrument, towarzyszył mi od dzieciaka. Przenosi największy ładunek emocjonalny
Moje umiejętności ograniczają się do podegrania sobie akordów. Poszliśmy gitarowo, bo o to poprosiły piosenki. Maciej układał basy, potem pojawił się Marek, który postawił kropkę nad „i” swoją wirtuozerią. Ale wiesz, tu nie chodziło o popisy. Po prostu szliśmy za melodią i tekstem. Od pewnego czasu zaczynam od nich, choć kiedyś zabierałam się za teksty dopiero na etapie zaawansowanej produkcji. Z perspektywy czasu uważam to za niezbyt dobry pomysł.
Czemu?
Bo trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie co jest najważniejsze, jaka jest nić przewodnia dla ciebie jako artysty. Dla mnie, na tym etapie – piosenka w tym najbardziej klasycznym ujęciu – melodia / tekst. Gdy to działa, dalej może być tylko lepiej. Gdy to kuleje, trzeba naprawiać produkcją i różnymi voodoo przy konsolecie.

W czasach dominacji elektroniki i programowanych brzmień postawiłaś na „żywe granie”. To dla mnie niemal manifest przywracania odpowiedniej rangi „klasycznym” środkom wyrazu w muzyce. Zgodziła byś się z takim stwierdzeniem?
Och tak.
To bardzo klasycznie brzmiąca płyta. Przywodzi na myśl zapis z koncertu, choć przecież to robota studyjna, do tego zdalna.
Dobrą piosenkę można zaaranżować na wiele różnych sposobów, jednak nie wyobrażam sobie tych numerów w innym anturażu, Tu nastąpiło kosmiczne zderzenie planet i powstała harmonijna, kwintesencjonalna całość.
Właśnie. Pomimo tego, że jesteś kojarzona jako artystka solowa, ta płyta wydaje się wyjątkowo zespołowa – podzieliłaś autorstwo muzyki z Maciejem Mąką i Markiem Dulewiczem. Czy masz w planach własny zespół i koncerty?
No pewnie, nie możemy się doczekać. To będzie fajny skład, bo zaprosiliśmy też DJ Flipa, w którego sprawnych rękach sztuka samplingu wniesie ten projekt na kolejny poziom. Do tego powtórzymy skład z płyty – bębny, bas, gitara. Mamy parę koncertów na jesień i właśnie się do nich przygotowujemy. Trochę z tym główkowania, bo wydałam 9 albumów i z pewnością nie ucieknę od grania starszego repertuaru, szczególnie tego znanego z radia. Fani tego oczekują i dobrze by było, by brzmiało to spójnie z nowymi rzeczami. To zawsze jest wyzwanie dla artystów, którzy pozwalali sobie na romanse międzygatunkowe.
Czy praca z gitarzystą-producentem zmienia dynamikę pracy w studiu w porównaniu do bardziej typowego w muzyce pop modelu „wokal + producent”?
Tak, to zupełnie inna dynamika. My pracując z Maciejem nad numerami trochę się zapętliliśmy. Podjęliśmy parę prób sprawdzając różne opcje, ale wciąż nie czuliliśmy, że jesteśmy w naszym porcie. I wtedy, zrezygnowana, wykonałam telefon do Marka. Podszedł z takim entuzjazmem do tego projektu, że na nowo nas nim zaraził. Wiesz jak jest, musi być wysoka energia. Marek wysłał pomysły – partie gitar nałożone na szkice aranżacji jakie przygotował Maciej. Mieliśmy wielkie wow.
Na „Wyjaśni się” jest 6 solówek na 12 numerów. W większości niespiesznych, oddających wielki szacunek tekstom. To wysoka średnia, no bo kto dziś daje się wygrać instrumentalistom?
Ja też mam solówki, np. w Wyjaśni się. Tu akurat chciałam zostawić pomysł muzykowi, ale zostało to, co zaśpiewałam na demówce. Ciekawe, że czasami to co zarejestrujesz w ogniu chwili, jest tak niepowtarzalne, że każda próba poprawiania kończy się tak samo – mijają kolejne godziny, a ty się zastanawiasz po kiego grzyba to nagrywasz, skoro już to masz.

Maciej określił stylistykę albumu żartobliwie jako „Nashville grunge”. Ten termin faktycznie oddaje ducha płyty, ale czy planowałaś taki styl od samego początku? Muzyczny kształt tej płyty ewoluował w miarę kolejnych etapów jej powstawania?
Nie planowałam. Akurat to Nashville wzięło się od numeru Amigo, który jest taką klasyczną americaną podbitą redneckowym basem. Więc znów wracam do poprzedniego wątku – nas naprawdę prowadziły piosenki.
Sekcja nadawała kierunek – kiedy mistrz Kuba Majerczyk nagrał bębny, dostało to życia, ale wcześniej, tu posypię głowę popiołem, przemknęła nam przez głowę bluźniercza myśl, by zostawić bębny zaprogramowane przez Macieja. Wiadomo, czasem się człowiek w życiu pogubi
Masz swoje ulubione gitarowe momenty na tej płycie – fragmenty, które nadal Cię poruszają mimo wielu odsłuchów?
Tam nie ma słabszych momentów, serio. O solówkach już mówiłam. I te ambientowe gitary Piotrka Winnickiego w zwrotkach „Kyo” przyprawiają mnie o gęsią skórkę,
Spróbuj nakierować Czytelników TopGuitar, na jakie konkretne elementy gry Marka powinni zwrócić uwagę. Czy są jakieś konkretne modele gitar, efekty lub brzmienia, które szczególnie sprawdziły się podczas realizacji i produkcji „Wyjaśni się”?
Marek jest fanem Music Manów. Ogólnie używał 6 gitar, w tym 2 Fenderów – Strat i Tele oraz 3 Music Manów Luke, Petrucci i Morse i jeszcze barytonowego Chapmana. W użyciu były też analogowe: Mesa Boogie Dual Rectifier – Kolumna Mesa Boogie 4×12 – czyli klasyka. Do tego Carvin V3 – Kolumna Wema 2×12 oraz cyfrowe: Kemper, Tonex i Neural DSP – Nolly i Petrucci.

Jesteś autorką wszystkich tekstów – pisanych „po męsku”, jak sama mówisz. Czy gitara jako nośnik
emocji pomaga Ci wyrazić coś, czego nie dałoby się powiedzieć przy pianinie, czy elektronice?
Przy tym albumie, tak, totalnie. Lubię dosadność i konkret, kocham takie pisanie i w takim się realizuję. Mogę pisać różne rzeczy, doświadczenie robi swoje. Np. ostatnio pisałam tekst dla młodego Stasia Kukulskiego, który zdobył nagrodę publiczności w Opolu i tam mamy oniryczny fortepian, mgliste reverby, delikatny wokal i takiż tekst. Jednak, gdy piszę dla siebie, jestem w innej energii. Nazywam to warsztatem i rozpoznaniem wewnętrznej opowieści właściwej dla danego projektu muzycznego. Tego również uczę jako edukatorka.
Na koniec skorzystam z Twojej wiedzy o ZaiKSie i zapytam o sprawę emerytur dla artystów. Jakie w tej kwestii są perspektywy dla twórców, którzy pracują np. na „nieozusowanych” umowach o dzieło? I co się z tym wiąże – jak wygląda sprawa definicji „artysty zawodowego” i na jakim etapie obecnie jest ten temat?
Żaden OZZ na świecie nie wyręcza struktur państwa w realizacji jego obowiązków, a tym jest zasilanie i koordynacja systemu ubezpieczeniowego czy emerytalnego. Po to płacimy tym ludziom – politykom, rządom, żeby się tym zajmowali
Owszem, poszczególne stowarzyszenia, inicjatywy, kooperatywy społeczne opiniują rozwiązania jakie uważają za słuszne, Zaiks nie jest tu żadnym wyjątkiem. Jednak czy pomysły przedstawiane przez środowiska zawodowe zostaną wzięte pod uwagę – to już zupełnie inny temat. Trzeba zrozumieć ten mechanizm, podział obowiązków i odpowiedzialność. Zaiks natomiast wykonuje wielką pracę na rzecz środowiska twórców na tych polach, które leżą w obszarze jego kompetencji. Wspomnę tylko funkcjonujący od lat Fundusz Popierania Twórczości, system zapomóg, wypłacanie zaliczek twórcom (wcale nie takie oczywiste w innych OZZ’ach) czy lobbowanie za rozwiązaniami korzystnymi dla naszych środowisk. Liczby zresztą mówią same za siebie, Stowarzyszenie przyznało więcej pieniędzy na granty niż Ministerstwo Kultury (odliczając KPO). To są konkrety, które w realny sposób pomagają artystom twórcom.
