W ostatnim czasie zaczęło się mówić o specyficznych gitarach zwanych barncasterami. Są one produkowane przez pasjonatów, nigdy taśmowo, zawsze customowo i w pojedynczych egzemplarzach. W Polsce pionierem takiej konstrukcji gitar jest Piotr Jełowicki – gitarzysta, lutnik i właściciel studia nagrań PJ Records. Razem z bohaterem tej rozmowy odkrywamy dla was tajemnice tych niezwykłych gitar.

Maciej Warda: Czy możesz wyjaśnić czytelnikom TopGuitar, czym jest gitara barncaster i jakie cechy, warunki musi spełniać, by można ją było tak nazwać?
Jak sama nazwa wskazuje, barncaster to gitara typu stratocaster bądź telecaster, zbudowana z drewna ze starej stodoły. Najlepiej, żeby drewno miało około stu lat. Najczęściej są to deski sosnowe, które mają sęki i inne niedoskonałości. Mimo tych „wad” drewno jest dobrze wysuszone i zaimpregnowane dzięki zmianom warunków atmosferycznych. Procesy, które zachodzą w drewnie, sprzyjają dobrym właściwościom akustycznym, więc nie tylko samo pozbawienie drewna wilgotności ma wpływ na jego brzmienie. W Polsce już dawno lutnicy robiący np. skrzypce poszukiwali starego drewna. Niestety, takie drewno musi być starannie wyselekcjonowane, ponieważ nie może być spróchniałe, nadmiernie wilgotne, spalone czy nadmiernie zagrzybione, co niestety często się zdarza.
Jak sądzisz, skąd popularność gitar typu barncaster w USA? Przecież gitary z przysłowiowej deski od stołu budowane były od zawsze, ale nie cieszyły się wielką popularnością.
Może to kwestia mody? Tak jak rat bike, motocykle, które wyglądają jak z Mad Maxa, są zardzewiałe i odrapane, a jednak jest w nich coś intrygującego. Błysk chromu w motocyklach i połyskujący lakier to już chyba passe. W gitarach jest podobnie. Nie można jednak porównywać gitary seryjnej nawet najlepszej marki z gitarą zrobioną ręcznie przez jednego człowieka, który włożył w nią część swojego życia i użył odpowiednich materiałów i osprzętu bez względu na to, czy została zrobiona ze starej stodoły, czy z wyselekcjonowanego drewna lutniczego. Po za tym – ilu ludzi, tyle gustów.
Uważasz, że każdy instrument powinien mieć „duszę”, że powinna iść za nim jakaś historia, a nie tylko wspomnienie chińskiej linii produkcyjnej?
Gitarami zajmuję się prawie od dziecka. Mam w kolekcji wiele markowych gitar, wiele też przeszło przez moje ręce. Gitary typu barncaster i te butikowe, jak chociażby Fano, wywróciły moje podejście do użytych materiałów do góry nogami. Nie będę dokładnie opowiadał o szczegółach, ale wiem, że gitary zrobione tak jak trzeba i z ciekawych materiałów zmieniają możliwości muzyka, który ich używa. Nigdzie nie jest powiedziane, że tylko klon, jesion i mahoń są najlepszym drewnem do budowy gitar. Gitara musi brzmieć, stroić i być wygodna. Ważna jest też estetyka. Taką gitarę można bardzo lubić, a nawet kochać. Myślę, że w drewnie pochodzącym ze starej stodoły, starego domu, szpitala czy biblioteki zawsze będzie się unosił duch osób, które przebywały w tych budynkach, a instrument zrobiony z tego drewna będzie oddawał w jakiś transcendentalny sposób historie tych ludzi i czasów.
Czy jakiś światowy pierwszoligowy gitarzysta używa takiej gitary?
Oczywiście Billy Gibbons, ale wiem też, że Josh z Queens Of The Stone Age dostał taką gitarę do testów i się w niej zakochał. Trudno też przywołać jakieś inne gwiazdy, choćby z powodu tego powodu, że są endorserami znanych marek i nie bardzo mogą ujawniać swoje preferencje.
A w Polsce? Na razie nie jest to chyba popularny temat…?
W Polsce na razie popularny jest Sławomir i Zenek Martyniuk. Do barncasterów chyba nam jeszcze daleko. Jednak światełkiem w tunelu może być to, że młodzi ludzie coraz częściej sięgają po sprzęt typu vintage, lutniczy czy ten z najwyższej butikowej półki. W świecie gitarowym, tak jak i w innych gałęziach przemysłu, rządzą księgowi. To niestety obniża poziom produktu i zbyt mocno go komercjalizuje. Dawniej na gitarze grały osoby uzdolnione w tym kierunku, a sprzęt do tego służący był drogi. Dzisiaj grać może każdy.
Widzisz w Polsce szanse na choćby mikrorynek takich gitar? Zamierzasz działać dalej w tym kierunku?
Zawsze trzeba walczyć. Może niedługo i w Polsce zrobi się rynek na takie gitary. Poza tym wygląd barncastera nie musi być tak „odjechany”, jak ten przeze mnie zrobiony. Barncastera można zbudować w całkiem klasyczny sposób, wykańczając go na wysoki połysk i używając drewna bez skazy. Tylko czy to ma sens? Następna gitara, nad którą pracuję, ma w korpusie pocisk, prawdopodobnie z II wojny światowej, ale to całkiem inna historia. Dzisiaj, w dobie internetu, jest dostęp – póki co – do całego świata, więc i możliwości są zupełnie inne. Znam osoby, które w dużym pokoju mają postawione sprawne motocykle. Nie jeżdżą na nich, tylko na nie patrzą. Może tu będzie podobnie… Gitara – grający mebel?
Jak dokładnie powstał twój barncaster? Skąd pomysł na takie a nie inne materiały do budowy? Czy to było trudniejsze zadanie niż zbudowanie typowej gitary ze standardowych materiałów?
Inspiracją była gitara mojego kolegi Maćka Organka, który ma wiele fajnych gitar, m.in. Denisa Fano. Znalazłem informację, że do swoich gitar używa drewna przynajmniej osiemdziesięcioletniego. Później zacząłem się interesować gitarami ze starego drewna i tak trafiłem na barncastera. No i się zaczęło. Kupiłem starą – około osiemdziesiąt lat – modrzewiową dechę spod Lublina i zrobiłem z niej korpus. Użyłem do tego również kilku technik, aby drewno fajnie wyglądało i dobrze brzmiało, ale to tajemnica. Zajęło to sporo czasu. Na gryf przeznaczyłem kilkunastoletni, ładny klon i niezły palisander. Gryf obrabiałem w całości ręcznie, nadając mu starodawny wygląd. Wszystkie inne elementy zostały postarzone. Niektóre specjalnie dorobione, jak chociażby płytka mocująca gryf z korpusem, siodełko czy płytka maskująca. Całość jest wykończona cienką warstwą lakieru nitro. Dużą trudnością, poza dobrym brzmieniem, było uzyskanie ciekawego i spójnego wyglądu. To jak skomponowanie fajnego utworu – wymaga pewnych umiejętności. To także pewna wizja, która się urzeczywistnia.
Na czym opierałeś się, projektując to wiosło? Na ile można je porównać z telecasterem? Jaka jest jego specyfikacja?
Jak widać na zdjęciach, bazą był telecaster. To chyba najbardziej klasyczny i surowy kształt gitary, który oparty jest na prostokącie. Wymiary są oczywiście trochę zmodyfikowane, ale tak żeby nie zaburzyć proporcji. Natomiast brzmieniowo jest to zupełnie coś innego. Gitara jest bardzo głośna na sucho, szybka jeśli chodzi o dźwięk. Ma dobrze zdefiniowany środek i bardzo długi sustain. Pierwszym testem było sprawdzenie jej właśnie bez podłączenia do pieca. Wtedy już wiedziałem, że będzie fajnie. Korpus – modrzew, gryf – klon, klucze – made in Japan, mostek – Wilkinson, potencjometry – CTS, siodełko – kość wielbłąda, pickupy – Lollar, progi ze stali nierdzewnej itd.
Jesteś zadowolony z rezultatu? Jak brzmi twój Lance?
Jestem bardzo zadowolony. Gram na nim codziennie. Zacząłem go również używać w zespole The Bootels, w którym gram od 2004 roku. Koledzy byli mile zaskoczeni, jak i inni testujący muzycy, Również osoby niezwiązane z branżą muzyczną były zaskoczone wyglądem i brzmieniem. Sprawdza się znakomicie. Zastosowanie butikowych pickupów typu P-90 pozwoliło wydobyć wszystkie niuanse brzmieniowe, które ta gitara posiada. Długo by opowiadać, trzeba posłuchać!