W ostatnim wywiadzie Steve Hackett podkreślił, że Genesis było raczej „kolektywem piszącym piosenki”, a nie zespołem napędzanym kreatywnością jednej jednostki. Trudno się z nim nie zgodzić, choć jeśli przypomnimy sobie, jakie wspaniałe nazwiska grały w tym zespole, musi to budzić szacunek.
73-letni Steve Hackett jest wybitnym gitarzystą, który oprócz wybornej techniki i fenomenalnej muzykalności jako jeden z niewielu przed Eddiem Van Halenem stosował technikę tappingu. Wkład Hacketta w rozwój gry na gitarze jest znaczący i wpłynął na wiele aspektów muzyki rockowej i progresywnej. Jego najważniejszy zespół, Genesis, słynie jednak głównie z pięknych, rozbudowanych kompozycji, w których zawarty jest solidny ładunek melodii i przebojowości. W równym stopniu odpowiadali jego genialni koledzy z zespołu: Peter Gabriel, Phil Collins, Tony Banks i Mike Rutheford.
Nagrywając sześć albumów studyjnych, w tym czterech z Peterem Gabrielem i dwóch z Philem Collinsem, Steve Hackett ma jednocześnie pełne prawo komentować długotrwałą debatę na temat tego, z który z tych wokalistów był „lepszy”. W niedawnym wywiadzie dla The Metal Voice gitarzysta zauważył, że ci, którzy zadają takie pytania, mogą nie widzieć sedna sprawy (spisane przez Ultimate Guitar): „Ludzie mają tendencję do myślenia, że jeśli jest wokalista, to on jest odpowiedzialny za wszystko. Ale Genesis to kolektyw autorów piosenek. Dlatego ważny był fakt, że przeżyliśmy odejście Petera… Masz to coś w stylu Jaggera-Richardsa, którzy piszą wszystko, lub ELO, gdzie w zasadzie jest to jeden facet. W przypadku Genesis masz coś innego, masz zespół, który to wszystko układa. Dlatego ważna jest praca zespołowa.”
Ludzie mają tendencję do myślenia, że jeśli jest wokalista, to on jest odpowiedzialny za wszystko. Ale Genesis to kolektyw autorów piosenek
Hackett kontynuował: „Myślę, że to, co zrobiliśmy z Peterem, było niezwykle ważne. Naprawdę pomysłowe, wspaniałe i liryczne. I myślę, że jego poczucie teatralności czasami dorównywało Alice Cooperowi, kiedy całkowicie to zaakceptował. Oznacza to, że publiczność, która mogła nie kupować tego we wcześniejszej epoce skomplikowanej muzyki, kiedy zaczęły towarzyszyć jej efekty wizualne, zrobiło to dla niej dużą różnicę. Wartość produkcji, samo przedstawienie – to naprawdę robi różnicę. Dla mnie, czymkolwiek stawał się Genesis, było to zawsze ponowne rozpalenie ognia w zespole”.
Dla mnie, czymkolwiek stawał się Genesis, było to zawsze ponowne rozpalenie ognia zespole
O wartościowaniu zespołu pod kątem wokalistów, Steve powiedział: „Myślę, że musisz wziąć każdego z nich w jego najlepszym wydaniu. Musisz powiedzieć: 'OK, co mi się podoba w Genesis? Tak, uwielbiam 'Watcher of the Skies’. 'Ok, to Pete’a. ’Uwielbiam 'Dance on a Volcano’ – to era Collinsa. Ale to zawsze był cały zespół, który to wszystko składał w całość, to był zespół bez poszczególnych pasażerów… Musisz mieć zespół, w którym wszyscy ludzie mają ogromne pragnienie, aby to zrobić. I wszyscy muszą mieć swoją własną muzę. Trzeba mieć ten ogień. Bo w przeciwnym razie, jeśli nie zapali się on dla was na próbie, nie zapali się też przed publicznością.”
Trzeba mieć ten ogień. Bo w przeciwnym razie, jeśli nie zapali się on dla was na próbie, nie zapali się też przed publicznością