Steve Stevens wspominał ostatnio nagranie hitu „Dirty Diana” Michaela Jacksona, gdzie jego gitara odegrała główną rolę. Okazuje się, że pomimo czujnego oka producenta Quincy’ego Jonesa i samego króla pop, Steve miał pełną swobodę twórczą, a Michael zareagował na jego solówkę tymi samymi słowami, którymi skwitował Eddiego Van Halena po nagraniach „Beat It”.
legendarny, niedawno zmarły Quincy Jones skontaktował się ze Steve Stevensem, gdy powstawała płyta „Bad”, kolejne arcydzieło Michaela Jacksona. Rezultatem był utwór „Dirty Diana” — wielki hit, wydany w 1988 roku jako piąty singiel z albumu. Wspominając to doświadczenie w nowym wywiadzie dla Guitar World, Stevens powiedział: „Nigdy wcześniej nie uczestniczyłem w sesjach nagraniowych poza tymi z Billym Idolem. Z Billym zawsze byłem ja, Billy, producent i inżynier dźwięku. To była bardzo mała grupa ludzi. Kiedy poleciałem do Los Angeles, żeby zrobić to dla Michaela Jacksona, pomyślałem: 'Będzie tam cały ten tłum ludzi i całe to szaleństwo”.
Otworzyłem drzwi studia i było dokładnie tak, jak na sesji Idola. Byli tam Michael, Quincy i inżynier dźwięku. Więc nie było tam żadnych wielkich ego, żadnej świty, nic z tych rzeczy. I co było fajne, to to, że zrozumiałem, co mieli na myśli – melodię i rytm. A potem Quincy powiedział: 'Wejdź tam i rób, co chcesz’
Wspominając reakcję Michaela Jacksona na jego solówkę, Steve powiedział: „Jedną z zabawnych rzeczy było to, że po wykonaniu solówki wszedłem do reżyserki, a Michael powiedział do mnie: 'Hej, naprawdę podobają mi się te wysokie dźwięki’. Powiedziałem: 'Okej, spoko’.
Ciekawa rzecz wydarzyła się, kiedy Steve Stevens poznał Eddiego Van Halena, który nagrał przecież słynne solo w „Beat It”. Stevens powiedział: „A potem, kiedy poznałem Eddiego, powiedziałem: 'Och, właśnie pracowałem z Michaelem. Nagrałem następny po 'Thrillerze’ album. A on na to: 'Hej, stary, czy on też ci powiedział, że lubi wysokie dźwięki…?’”