W przeddzień wydania płyty „Norwid – Gromy i pyłki”, prezentującej niecodzienne podejście do klasyki polskiej poezji, udało nam się zamienić kilka zdań z basistą grupy DE PRESS, Dariuszem Budkiewiczem.

Maciek Warda, TB: Powiedz, skąd wziął się pomysł na Wasz udział w tym przedsięwzięciu i co za tym szło – na punkowo-rockowe aranże do tych lirycznych tekstów?
Dariusz Budkiewicz: Wiersze Norwida są cały czas aktualne, pokazują i odzwierciedlają to, co się dzieje wokół nas, w Polsce czy na świecie. Wewnętrzna potrzeba nagrania tej płyty powstała w sposób zupełnie naturalny. Andrzej dzióbek, wokalista i lider DE PRESS, przez wiele lat emigracji w gorących latach 80. nabrał możliwości przekazania twórczości Norwida w bardzo energetyczny, ale też plastyczny sposób. Praktycznie na każdej jego płycie był jeden wiersz Norwida, więc przyszedł czas, aby zmierzyć się z tym tematem w całości. Projekt ten pozwolił mi tez spróbować wejść w tę energię i magię norwidowskich wersów i zmierzyć się z własną przeszłością.
Czy pisząc muzykę na te płytę czuliście jakąkolwiek presję lub ograniczenia ze względu na to, że według wielu Cyprian Kamil Norwid to niemal świętość?
Dariusz Budkiewicz: Nie było kalkulowania czy wypada, czy nie. Ważne aby przekaz był prawdziwy, a jeżeli muza wypływa prosto z serducha, to musi działać. Prosta forma muzyczna to najlepsza forma przekazu energii. Rytm i dźwięk to tylko platforma – ważne było aby zachować i przekazać filozoficznego ducha tych wierszy. Po zakończeniu sesji nagraniowej wysłaliśmy demo płyty do Ośrodka Badań nad Twórczością Cypriana Norwida przy KUL w Lublinie do dr Piotra Chlebowskiego. Chcieliśmy aby merytoryczna zawartość książeczki do płyty była pod opieką człowieka, który zajmuje się Norwidem z pasją i w sposób naukowy. To gwarantuje nam, aby czytelnik przez wskazówki i krótkie przypisy mógł sam poczuć zwięzłość i aktualność tych wierszy w odniesieniu do sytuacji, w której sam się znajduje.
Niemal 20 kawałków, głównie z solidnym rockowym brzmieniem, no może z wyjątkiem „Czemu nie w chórze” i doskonale wpasowanym tembrem głosu Andrzeja to materiał na dwupłytowy album! Zdradź proszę kilka szczegółów i ciekawostek ze studia.
Dariusz Budkiewicz: Andrzej jest kompozytorem i producentem płyty, my tylko poddaliśmy się jego sugestiom, a samo przygotowanie się do rejestracji materiału było dość spontaniczne. Zadzwonił: nagrywamy płytę w poniedziałek, godzina 10:00, Meksyk Studio, Skawina koło Krakowa! Andrzej miał już cały szkielet albumu i linii wokalnych, a jak wiadomo kiedyś grał na basie, więc płytę zaczęliśmy rejestrować od… basu. Bas był pilotem dla reszty instrumentów, więc wymagał nie tylko precyzji grania, ale też szybkiego odkrywania dróg, którymi powinienem podążać aby poczuć Norwidowską przestrzeń. Kompozytor naturalnie otwierał te furtki, więc wystarczyło tylko się temu poddać. Każdy wiersz ma inne przesłanie, dlatego wydobycie energii i wpisanie jej w dźwięki było fantastyczne. Perkusja, gitary, akordeon wokal to kolory, którymi można było dać kopa kompozycjom. Zawsze nagrywamy więcej piosenek, aby mieć możliwość wyboru. Teraz kazało się, że wypadł tylko jeden utwór, więc zostało 19. Aranżacje nie są przeładowane i nawet 60 minut muzyki łatwo jest zaakceptować na jednej płycie.
Powiedz proszę jak poznałeś Andrzeja Dziubka, o którym tu wspominamy, jednego z bardziej niezależnych i undergroundowych muzyków i artystów polskich.
Dariusz Budkiewicz: Tak bardzo zwyczajnie i nie zwyczajnie… To był casting w lutym 2007, pamiętam ten moment: zagrałem „Bo jo cie Kochom” i „Potargano Chałupa” – było energetycznie. Potem pojechaliśmy na pierwszy koncert DE PRESS w składzie Adam Kłos na gitarze, a obecnie u Stachursky’ego i Marek Kiełbusiewicz, który znalazł miejsce w składzie Rico Sanchez & Gipsy Kings. Pozdrawiam ich serdecznie, bo razem super to brzmiało i była chemia, ale jak zawsze los jest przewrotny i chłopaki grają już w innych projektach.
Współpraca z takim artystą jak Andrzej Dziubek to ciągły proces twórczy. To przecież muzyk, malarz, rzeźbiarz i prawdziwy góral, więc malowanie dźwiękiem i dotykanie sztuki to dla niego chleb powszedni. Niezależność w sztuce to wolność i nagroda za ciężką pracę, a dzięki Bogu są ludzie, którzy kupują płyty DE PRESS i przychodzą na nasze koncerty.
W jakich składach grałeś, zanim trafiłeś do DE PRESS? Wiem że byłeś basistą w reggae’owej kapeli DIM.
Dariusz Budkiewicz: DIM to historia przed DE PRESS. Zespół ten był niezłą przepustką do punkowo-falowej współpracy z Andrzejem Dziubkiem. Był to projekt jednej płyty, energetycznego reggae kultowego już R.A.P oraz punkowej ŚMIERCI KLINICZNEJ, prowadzonych przez Darka Duszę i Jurka Mercika. Szkoda że płyta i zespół utonęły w codziennej muzycznej szarości, bo była to dla mnie prawdziwa magia.
Pierwszym moim zespołem był NOWY HORYZONT z jego laibachowskim klimatem, potem liczne projekty: bluesowe i fusion, piosenki z tekstem i z Renatą Przemyk, jazzrockowe z Olą Chodak – Królik i gitarzystą Piotrem Wójcickim, rockowo-popowe ze ś.p. Mirkiem Bregułą z Universe, elektroniczne z Van&Borner, czy gipsy rumba z Rico Sanchezem. Wszystkie płyty i koncerty z tymi muzykami były czymś nowym i odkrywczym, prowokowały mnie do ciągłego rozwoju. Nadal uważam, że dzień bez gitary jest jakiś niepełny!
Opisz teraz proszę swój sprzęt, na którym grasz.
Dariusz Budkiewicz: W DE PRESS używam dwóch gitar basowych: 30-letniego Gibsona Thunderbirda i Music Mana z 1989 roku oraz wzmacniaczy Ampeg SVT Pro 4 i kolumn Ampega: 4 × 10 lub 8 × 10. Drugi zestaw to SWR 750X i kolumny SWR 4 × 10 Goliath i SWR 15” Triada.
Istna klasyka!
Dariusz Budkiewicz: Bass Gibsona ma swoje zalety i wady, ale jak niewiele gitar ma to coś! Dźwięk wydobywany ze starego, odrapanego białego Thunderbirda od razu powala na kolana, ma swoją moc. Dobrze sprawdza się w studiu i na scenie. Napędzam Gibsona Ampegiem, ponieważ ma swój rockowy power. Lubię tę barwę, sprawdza się dobrze z w starych numerach DE PRESS, tych z lat 80., ale też ma współczesne możliwości realizacji. Na wszystkich festiwalach wybieram zawsze sprzęt Ampega – jest zawsze pewny, czy jest to rockowe Woodstock, czy telewizyjne Opole. Bardzo lubię też wzmacniacz i kolumny firmy SWR, co z basem Music Man tworzy jasny i mocny dźwięk, ma bardzo szybki atak i czytelny sound.
Na swoich koncertach zamieniam gitary i wzmacniacze co jakiś czas. Nie lubię rutyny i przyzwyczajeń sprzętowych, lubię wpływać na brzmienie całości tak, aby każdy koncert miał inny kolor i emocje. Pozdrawiam moich akustyków Daniela i Romana, którzy zawsze dają radę. Na koncertach używam też na stałe kompresora DBX 160A, czasami lekkiego drive’a firmy Fulltone.

Czy zawsze w zależności od projektu i sytuacji zmieniasz wiosła i backline, czy po prostu umiejętnie używasz potencjometrów korekcji brzmienia?
Dariusz Budkiewicz: Każdy projekt DE PRESS, czy inny studyjny wymaga właściwego wyboru gitary i wzmacniacza. Bardzo lubię sześciostrunowy bas Kena Smitha. Ma bardzo ciekawe brzmienie pasywne i aktywne. Nagrywam często przez preamp firmy Demeter lub starego SWR Studio 220 – daje on ciekawe i bezpieczne, ale i charakterystyczne brzmienie. Na basie Kena Smitha mogę grać godzinami, miksować jego pickupy do slapowego grania, czy typu Jaco. Paleta brzemienia jest imponująca, to moja ulubiona gitara.
Co do korekcji brzmienia, w studio zawsze wybieram czytelny sound, nie przeładowany w żadnym paśmie. Pomaga to później w miksie zapanować nad współbrzmieniem z perkusją czy z innymi instrumentami. Zawsze jest późnej potrzeba dodatkowej korekcji czy kompresji do całości, tak aby bas spełniał swoją rolę w aranżu.
Do slapowych tematów używam również basówki J&D, na których zaczynał i dużo grał Mark King z LEVEL 42. Zarówno pasywna i aktywna barwa tego basu powala i jest precyzyjny do bólu. Zachęcam tych, którzy piszą muzykę „na kciuk” do wypróbowania tej gitary, naprawdę warto! Mam jeszcze dwie „szóstki” lutnicze: fretlessa na pickupach Bartolini oraz progową na pickupach Seymour Duncan Basslines, na którym ogrywam codzienne wprawki.
Do malowania dźwiękiem używam również Peavey Midi Bass podłączonego do Macbooka Pro, co daje niezmiernie duże możliwości komponowania muzyki oraz łamania stereotypów że „bas to tylko bas”. Lubię studia, gdzie jest wiele preampów, można biegać z kabelkiem i szukać brzmienia, ale najważniejsza jest dla mnie kompozycja, muzyk, instrument, człowiek który rejestruje ślad i energia, która to wszystko spina. Jak wszyscy wiemy, czasami wypasione studia niosą tylko nadzieje dobrze brzmiącej płyty, a te w piwnicach i garażach mają swój kolor i magię świetnej muzyki.
Jakie masz plany na rok 2011? Płyty, koncerty, teledyski?
Dariusz Budkiewicz: Plany to przede wszystkim promocja nowej płyty DE PRESS „Gromy i pyłki”, od której zaczęliśmy naszą rozmowę. Na pewno będziemy ją ogrywać i prezentować na koncertach. Warto sięgnąć po tę płytę ze względóu na walory merytoryczne na niej zawarte. Może ona przecież pełnić funkcję edukacyjną jako quasi-podręcznik o poezji C. K. Norwida. Promujemy wciąż poprzednią płytę pt. „Myśmy rebelianci” do tekstów Żołnierzy Wyklętych z AK. Płyta, którą nagraliśmy wspólnie z Muzeum Powstania Warszawskiego ku pamięci i chwale partyzantów wciąż zdobywa fanów, a połączona ze starszymi znanymi piosenkami tworzy program koncertów DE PRESS na rok 2011. Chcemy ponownie zagrać koncert w Muzeum Powstania Warszawskiego z płytą „Gromy i pyłki” tuż pod bombowcem – tam jest klimat na taką muzykę i tekst, być może powstanie DVD z tego koncertu. Planujemy nakręcić klipy do paru piosenek z nowej płyty. Czasami nawet za nieduże pieniądze można zrobić obraz do singla. Obraz i dźwięk to platforma, która pozwala słuchaczowi lepiej i głębiej wejść pod powierzchnię piosenki i tekstu. Zobaczymy jak będzie z emisją, ale w wszystko można prezentować w Internecie.
Mylimy już także o następnej płycie DE PRESS. Zawsze jest tak, że mam już mały zaczyn nowego projektu, kończąc poprzedni. Serce podpowiada też o mojej autorskiej basowej płycie – mam nadzieję, że w przyszłym roku zrealizuję parę swoich tematów z moimi przyjaciółmi. Zapraszam na moją stronę www.
Dziękuję za rozmowę.
Dariusz Budkiewicz: Dzięki i do zobaczenia na koncertach!