Zamiast ślepo podążać za gitarowymi trendami lat 80., Zakk Wylde postawił na radykalne cięcia – świadomie odrzucił techniki kojarzone z ikonami, takimi jak Yngwie Malmsteen czy Eddie Van Halen. W efekcie stworzył brzmienie, które do dziś inspiruje całe pokolenia gitarzystów.
W ostatnim wywiadzie dla coraz bardziej popularnego podcastu The Magnificent Others prowadzonego przez Billy’ego Corgana, Zakk Wylde podzielił się refleksją na temat kształtowania własnego, rozpoznawalnego stylu gry. Co ciekawe, jego podejście polegało nie tyle na dodawaniu nowych elementów, co na… eliminowaniu tych, które kojarzyły się z innymi wirtuozami.
Wylde wyjaśnił:
Jeśli nie chcesz brzmieć jak Yngwie, pozbądź się skali harmonicznej i zmniejszonej. A jeśli nie chcesz być porównywany do Eddiego Van Halena, odstaw tapping, składowe harmoniczne i wajchę. Po prostu skreślałem kolejne rzeczy z listy
To świadome ograniczenie palety środków wyrazu doprowadziło go do wniosku, że najczystszą drogą do oryginalności może być powrót do podstaw:
W końcu zostały mi praktycznie same skale pentatoniczne. Zamiast grać po trzy dźwięki na strunie jak Al Di Meola czy Yngwie, postawiłem na prostotę. Ale grałem te skale z pełnym pickingiem, bez legato.
Zakk Wylde wielokrotnie podkreślał, że jego muzyczna tożsamość kształtowała się w cieniu gigantów – m.in. Tony’ego Iommiego i Randy’ego Rhoadsa. Ich ciężkie riffy i klasycyzujące podejście były dla niego nie tylko inspiracją, ale też punktem wyjścia do stworzenia czegoś własnego.
Pracując z Ozzym, Zakk musiał jeszcze bardziej uprościć swój styl, co – jak sam przyznaje – tylko pomogło mu wydobyć maksimum energii i feelingu z minimalnych środków. Dominowały riffy oparte na pentatonice i mocnym, dynamicznym ataku – znak rozpoznawczy jego współczesnego stylu.