Długo było mi nie po drodze z Dark Tranquillity. Wiedziałem rzecz jasna o ich istnieniu, znałem nawet poszczególne utwory i albumy, ale siła tego zespołu kompletnie do mnie nie trafiała. Trzeba było znakomitej koncertówki „Where Death Is Most Alive” z 2009 roku, żeby ostatecznie dotarło do mnie, jak świetny i charakterystyczny to zespół. Dlatego ostrzyłem sobie zęby na koncert, który w gdańskim B90 odbył się 27 kwietnia.
Na trasie promującej wydany pod koniec zeszłego roku album „Atoma” Szwedom towarzyszyli Nailed To Obscurity. Nigdy o tym niemieckim kwintecie nie słyszałem. Z pomocą przyszedł rzecz jasna Spotify, więc wiedziałem, czego mniej więcej spodziewać się po występie w B90. NTO zabrzmieli bardzo poprawnie. Ich mieszanka melodyjnego death metalu z progresywnymi zacięciami a’la środkowy Opeth wypadła o tyleż dobrze, co dość pospolicie. Innymi słowy, Nailed To Obscurity dobrze wypadli w roli supportu, ale po ich występie w mojej pamięci nie zostało nic, co mogłoby dawać mi chociażby przypuszczenie, że Niemcy zawojują metalowy światek. Ot, porządny koncert dobrych rzemieślników.
fot. Victoria Argent
Zanim na scenie pojawili się Dark Tranquillity, ogarnęło mnie zdziwienie. W B90 pojawiło się bardzo mało ludzi. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że była to jedna z najmniejszych frekwencji na dużej scenie klubu, której byłem świadkiem. Może i nie był to najlepszy termin – czwartek, tuż przed długim majowym weekendem, a może wpływ na to miały też inne czynniki… Dość powiedzieć, że spodziewałem się mimo wszystko, że Dark Tranquillity cieszą się u nas większą estymą i nie będą musieli podbijać polskiej części wybrzeża Bałtyku rozpoczynając z poziomu zerowego.
Szwedzi musieli zdawać sobie sprawę z kiepskiej sprzedaży biletów, ale profesjonalizm nie pozwolił im zaprezentować się równie słabo. Dark Tranquillity przyjechali do Gdańska w składzie dość eksperymentalnym. Zespół, który słynął ze stabilnego składu, w ostatnim czasie stracił kilku członków. Oprócz filarów zespołu w postaci wokalisty Mikaela Stanne, perkusisty Andersa Jivarpa i klawiszowca Martina Brändströma do Gdańska przyjechał zatem także nowy basista Anders Ivers. Skład uzupełniali grający z Dark Tranquillity sesyjnie gitarzyści Johan Reinholdz oraz gwiazdor Christopher Amott, znany m.in. z Arch Enemy i Armageddon.
Dark Tranquillity w takim składzie rozpoczęli od numeru z nowej płyty – „Force of Hand”. „Atoma” była w ogóle reprezentowana w setliście godnie, co siłą rzeczy sprawiło, że (ku mojej rozpaczy) musiało z koncertu wypaść kilka starszych numerów. Największych hitów ekipy Mikaela Stanne jednak nie zabrakło, a zgromadzona publiczność, choć nieliczna, była świadoma celu swojej wizyty w B90. „The Lesser Faith”, „The Treason Wall”, „Terminus (Where Death Is Most Alive” oraz oczywiście „Final Resistance”, „ThereIn” i kończący koncert „Misery’s Crown” były przyjmowane owacyjnie. Nieco gorzej wypadały nowsze utwory, jak „Pitiless” czy „Clearing Skies”. Koncert był zatem świetną okazją do przyjrzenia się przekrojowi twórczości Dark Tranquillity.
Kto zna DT, ten wie, że to nie jest zespół, który na żywo należy do najbardziej ruchliwych na świecie, a jednocześnie potrafi przykuć uwagę widza swobodą sceniczną. W Gdańsku było z tym nieco gorzej, prawdopodobnie dlatego, że tymczasowi gitarzyści musieli skupić się przede wszystkim na grze. Amott z początku wyglądał na spiętego, rozluźnił się dopiero w trakcie koncertu. Oczywiście świetny kontakt z publicznością nawiązał Stanne, żartując sobie z bariery językowej i wychwalając miasto pod niebiosy (wokalista przyznał, że Dark Tranquillity spędzili w Gdańsku kilka dni, więc mieli okazję obejrzeć to i owo). Podczas prezentacji zespołu największe owacje zebrał jednak… brodaty basista Anders Iwers, którego polska publiczność mogła znać przede wszystkim z uwielbianego w naszym kraju Tiamat, ale także z Ceremonial Oath, który to zespół był bardzo ważny dla szwedzkiej, a tym samym światowej sceny metalowej i położył podwaliny choćby pod In Flames, HammerFall czy… Dark Tranquillity.
Dark Tranquillity przelecieli przez swój set bez większych problemów, do mieszanki największych hitów i nowych kawałków z „Atomy” dorzucając choćby „White Noise/Black Silence” i „Monochromatic Stains” z „Damage Done” oraz kilka numerów z „Construct”. Bisy również zaczęły się od utworu z „Construct” – „State of Trust”, ale potem Szwedzi sięgnęli już do bardziej sprawdzonego materiału w postaci „Through Smudged Lenses” z „Character” i wspomnianego „Misery’s Crown” z „Fiction”. Jak to zazwyczaj bywa w B90, nagłośnienie i oświetlenie działały bez zarzutu, co też wydawali się doceniać sami muzycy na scenie. Publiczność, choć nieliczna, wydawała się usatysfakcjonowana. Żałować pozostało tym, którzy zalegli w domach zamiast wpaść do B90.
fot. Victoria Argent