Nowa Rezydencja to ciekawe miejsce na koncertowej mapie Krakowa działające od roku. Przy bramie głównej do kombinatu metalurgicznego w Nowej Hucie umiejscowione są dwa socrealistyczne biurowce, w których mieściły się biura zakładu. Na dziedzińcu jednego z nich umiejscowiono scenę, zadbano o zaplecze gastronomiczne i sanitariaty, i od ubiegłego sezonu odbywają się tu różne wydarzenia — koncerty, występy stand-uperów, imprezy taneczne. Miejscówka dość kultowa, specyficzna, z ciekawą historią w tle. Ale też z dobrym dojazdem tramwajem z centrum miasta, no i jego lokalizacja jest wygodna, bo głośne dźwięki nie przeszkadzają nikomu — w pobliżu nie ma żadnych zabudowań mieszkalnych.
8 sierpnia 2021 r. w Nowej Rezydencji pojawili się John Porter i Nergal z kolegami — czyli formacja Me And That Man. Obaj liderzy tego projektu to postaci w świecie polskiej muzyki legendarne, a i ich wspólnej grupy przedstawiać nie trzeba. Nergal zagrzewał publiczność do bardziej energetycznej reakcji na dźwięki płynące ze sceny, nie zabrakło oczywiście komentarzy dotyczących obecnej sytuacji społeczno-politycznej, w jakiej przyszło nam żyć w kraju nad Wisłą. Panowie po wyjściu na scenę zaczęli od „My church is black”, dalej poleciało „Nightride”, „Get out”, młodzież pod sceną przybrana często w behemothową odzież grzecznie wtórowała zespołowi w „Burning churches”, a dalej usłyszeliśmy między innymi „Run with the devil”, „Męstwo”, „Surrender”…. Zarówno elektorat Nergala, jak i fani Me And That Man preferujący właśnie mniej radykalne muzycznie oblicze kolego Darskiego na pewno opuszczali nowohucką Rezydencję jako słuchacze usatysfakcjonowani set-listą i jakością jej wykonania.
Dziwię się często słuchaczom, którzy przychodzą na główną gwiazdę wieczoru, pomijając występujące wcześniej zespoły. Tego wieczoru też się dziwiłem, że spora część publiczności przyszła na dziedziniec Nowej Rezydencji tuż przed koncertem Nergala i Portera, gdy przed nimi grały tego wieczoru dwie świetne formacje, co do występów, których można mieć jedną uwagę: oba były zdecydowanie za krótkie. Koncert rozpoczęła grupa Dance Like The Dynamite — nazywana „trójmiejską supergrupą”. W sformowanym w 2015 składzie spotkali się muzycy związani między innymi z takimi formacjami jak Blenders, Made In Poland, Golden Life, Vulgar, Shipyard. W maju ukazała się druga płyta zespołu, zatytułowana „Litania Kłamstw”. Drugą formacją występującą tego wieczoru w Nowej Hucie był trójmiejski Mùlk. Słowo to oznacza po kaszubsku ukochaną osobę, kochankę bądź kochanka. Panowie zaprezentowali energetyczną dawkę bardzo dobrego grania, jakie zawarli na debiutanckiej płycie, i podobnie jak w wypadku Dance Like Dynamite zostawili po swoim krótkim występie spory niedosyt. Pozostaje nadzieja, że i ta formacja zawita kiedyś do Krakowa z pełnowymiarowym koncertem.
Organizatorem koncertu była agencja Winiary Bookings z Poznania.
Prezentujemy fotogalerię z tego wydarzenia (tekst, zdjęcia: Sobiesław Pawlikowski)