W piątkowy wieczór w warszawskiej Progresji odbył się koncert w ramach trasy pod nazwą „Przebudzenie Tyranów 2022”, której headlinerem jest zespół Vader. Na supporty dobrano dwie grupy: Dopelord i Mentor, natomiast na warszawskim koncercie lineup został powiększony o death metalowy Azarath.
Pierwszy na scenie pojawił się Mentor. To było moje pierwsze spotkanie z ich muzyką i ciężko jest mi po tym koncercie sprecyzować jaki gatunek muzyczny wykonują. W ich muzyce było słychać wpływy hardcore’a, thrashu czy nawet punka, a wszystko to zagrane z ogromną agresją, jadem i brutalnością. Bardzo dobrze się tego słuchało, co potwierdziła reakcja publiczności, która świetnie się bawiła pod sceną. Jak na zespół otwierający cały koncert to było trudne zadanie, ale wyszło znakomicie.
Po krótkiej przerwie pora na drugi z supportów – Dopelord. Byłem ciekawy ich występu, bowiem muzycznie i stylistycznie mocno odbiegali od headlinera. Zaczęli od Children of the Haze i chyba dobrze wybrali ten numer na początek, bo publiczność sprawiła im dobre przyjęcie. Poza tym zagrali jeszcze: „Doom Bastards”, „Hail Satan”, „Addicted to Black Magick”, „Dead Inside” i „Reptile Sun”. Pomimo, że nie jest to muzyka, która „mi leży”, to koncert jak najbardziej należy ocenić pozytywnie. Dobry występ, publiczność zadowolona, czego chcieć więcej?
Po dłuższej przerwie na scenę wszedł gość specjalny tego koncertu – Azarath. Zespół, który wyjątkowo dobrze czuje się na scenie, ale nie ma się co dziwić, bowiem w składzie zespołu są muzycy Behemoth, czy nieistniejącego już Damnation. Azarath zaprezentowało przeszło godzinny występ death metalu na najwyższym poziomie. Publiczność wcale nie była gorsza, aż się zastanawiałem czy nie zabraknie im energii na gwiazdę wieczoru. Ostatni utwór zadedykowali zmarłemu niedawno Romanowi Kostrzewskiemu.
Chwilę po godzinie dwudziestej drugiej na scenę wkroczył Vader. Zaczęli od utworu Kata, potem już poleciały „Dark Age”, „Black to the Blind”, „Silent Empire”, „Blood of Kingu”, „Reborn in Flames”, „Shock&Awe”, „Oblivion”, „Giń Psie”, „Przeklęty”, „Wings”. Zagrali też cover TSA – „Heavy Metal World” z Maciejem Taffem na wokalu – hołd dla zmarłego Andrzeja Nowaka. Na koniec dwa bisy: „Sothis” i „Cold Demons” i zespół po ponad półtoragodzinnym występie zszedł ze sceny.
Vader zagrał koncert na poziomie, do którego wszystkich przyzwyczaił w swojej ponad 35. letniej historii. Można by rzec, że są jak wino – im starsi, tym lepsi. Piekło pod sceną, piekło na scenie – death metalowy majstersztyk, perfekcyjny koncert. Koncert w Warszawie pokazał, że ta trasa będzie jak zwykle udana i warto wybrać się na pozostałe koncerty w innych miastach.
Tekst i zdjęcia: Piotr Piekut