Jen Majura, znana gitarzystka i była członkini zespołu Evanescence, ogłosiła niedawno, że wycofuje się z branży muzycznej. Nie z powodu wypalenia, nie przez brak pomysłów czy problemy zdrowotne. Powód, który podała, jest znacznie bardziej „egzystencjalny” – rozwój sztucznej inteligencji w przemyśle muzycznym. To mocna deklaracja. I jeszcze mocniejszy sygnał, że coś się nieodwracalnie zmieniło. Bo AI nie tylko pomaga już tworzyć muzykę. Ona tworzy ją sama. Komponuje, aranżuje, generuje teksty, miksuje, a nawet… wciela się w artystów. Dosłownie.
Utytułowany producent Timbaland właśnie „wypuścił w świat” pierwszego wirtualnego, opartego na AI wokalistę o imieniu TaTa – i to nie koniec jego planów. W tym świecie nie trzeba mieć głosu, emocji ani przeszłości. Wystarczy algorytm.
Czy w takim razie muzycy powinni zacząć się bać?
Gitara nie milknie. Jeszcze…
OK, nikt nie neguje tego, że AI jest realnym wsparciem. Może wcielić się w rolę współkompozytora, aranżera, narzędzia do eksperymentowania z muzyczną formą i treścią. Potrafi pomóc pokonać blokady twórcze, tworzy szybciej, więcej i bardziej precyzyjnie niż 99% muzyków. To prawda. Poza tym AI nie je, nie śpi, nie ma złych dni, nie żąda honorariów. A do tego jest błyskawiczna i przewidywalnie skuteczna.
Czyli… idealna dla rynku.
Dlatego wielu artystów – nie tylko tych znanych – może wkrótce stanąć przed brutalnym dylematem, który póki co pokonał wspomnianą Jen Majurę: czy próbować porównywać się lub nawet konkurować z maszyną, czy korzystać z „ludzkich” walorów, których ona („maszyna”) jeszcze nie posiada. Chodzi przede wszystkim o sensorykę obcowania z „żywym” muzykiem, emocje, uczucia, wspomnienia, talent, przebłyski geniuszu vel iskry bożej, czy wreszcie twórcza synergia i duchowe uniesienia płynąca ze współpracy z innymi muzykami. A także znajomości i kontakty w branży, których AI jeszcze bynajmniej nie posiada…
Rywalizacja z AI – efekt uboczny czy katalizator?
Jeśli jednak twórcy zaczną bezpośrednio rywalizować z AI – na szybkość, ilość, czy nawet „trendowość” – mogą przegrać. To prowadzi do kilku możliwych scenariuszy:
- Wypalenie: presja tworzenia szybciej i taniej może zabić radość z tworzenia i kreatywność.
- Nowy underground: w odpowiedzi na „plastikowe brzmienia”, pojawi się fala muzyki „organicznej”, alternatywnej, ucieczkowej od technologii. Jack White już od dawna działa w tym duchu, ale także niezliczone ilości zespołów okołojazzowych.
- Eksperymenty: niektórzy twórcy wykorzystają AI jako partnera artystycznego, tworząc nowe gatunki, formy i interaktywne doświadczenia. Czyli AI pozostanie swoją pierwotną formą – tylko narzędziem (scenariusz dość naiwny, przyznajcie…)
- Wykluczenie: artyści bez dostępu do nowoczesnych narzędzi technologicznych mogą zostać zepchnięci na margines rynku.
Sztuczna perfekcja kontra ludzka niedoskonałość
Nie chodzi już tylko o technikę czy styl. Chodzi także o sens. Czy muzyka staje się tylko dźwiękowym tłem i wypełnieniem przestrzeni? Jeśli tak – AI wygra bez walki. Nie wszyscy nadążą. Nie każdy artysta chce być informatykiem. Nie każdy ma dostęp do narzędzi czy wiedzy. A branża nie będzie czekać. Ale… jeśli traktujemy muzykę jako nacechowany emocjami ludzki przekaz, coś niedoskonałego, ale szczerego – to właśnie ta niedoskonałość może być nowym luksusem tudzież ratunkiem.
Tu pojawia się kontrrewolucja – może jeszcze niszowa, ale coraz bardziej zauważalna. Ludzie zaczynają szukać w muzyce czegoś autentycznego: niedoskonałości, ryzyka, nieoczywistego brzmienia, które wynika z emocji, a nie z algorytmu. Wracają power tria, wraza muzyka improwizowana, zarówno w rocku jak i w jazzie. Koncerty na żywo, analogowe nagrania, głosy „zgrzytliwe, ale prawdziwe” – wszystko to może pomału zyskuje na znaczeniu w epoce cyfrowej perfekcji.
Być może z tej kontrrewolucji zrodzi się nowa fala twórczości – nowy underground, który świadomie odrzuci algorytmy. Albo nowa estetyka, w której artysta korzysta z AI, ale nie daje się jej zdominować. Eksperymenty. Hybrydy. Koncerty unplugged dla kilku osób – bo może właśnie to będzie prawdziwym przeżyciem w erze perfekcyjnie sztucznego brzmienia.
A co my na to?
Powiedzmy to wprost: AI nie zabije gitary. Wspomnicie nasze słowa za 10 lat. Ale musimy dalej grać i spotykać się na próbach. Tylko tyle i aż tyle. A decyzja Jen Majury jest czymś więcej niż tylko osobistym wyborem. To symbol. Może alarm. Bo w tej rywalizacji nie chodzi tylko o to, kto szybciej stworzy hit. Chodzi o to, czy jeszcze pamiętamy, po co muzyka w ogóle istnieje.
