Na przykładzie serii Pro jeszcze bardziej jaskrawy staje się fakt, że Traveler nie poświęca grywalności instrumentu na ołtarzu jego mobilności. Wręcz przeciwnie, projektanci firmy coraz większą wagę przywiązują do tego, jak gitara brzmi i jakie daje możliwości występowania!
Wydaje się – choć to odważna teza, że gitary Traveler idą w kierunku coraz większej użyteczności, by skończyć jako pełnowartościowe wiosła koncertowe i – tak, tak – studyjne. To logiczna konsekwencja dotychczasowej ścieżki rozwoju, która już przez ponad dwadzieścia pięć lat prowadzi je od wygodnych, ale trzeszczących namiastek gitar, po superdesignerskie, doskonale brzmiące narzędzia pomocne nie tylko w podróży. Najlepszym tego przykładem są gitary z ostatniego roku, jakie pojawiły się w ofercie Travelera, m.in. LTD EC-1 czy Stratocaster, ale też testowany niedawno na łamach „TopGuitar” wspaniały Hot Rod Deluxe. Testowany „podróżnik” to wyjątek potwierdzający regułę – jest bardziej introwertyczny, przeznaczony do użytku wewnętrznego, a jego wygląd nawiązuje do absolutnych początków firmy – paradoksalnie jak na odważną estetykę travelerów, jest dość ascetyczny i surowo wykończony.
Gitary Traveler idą w kierunku coraz większej użyteczności, by skończyć jako pełnowartościowe wiosła koncertowe i – tak, tak – studyjne. To logiczna konsekwencja dotychczasowej ścieżki rozwoju, która już przez ponad dwadzieścia pięć lat prowadzi je od wygodnych, ale trzeszczących namiastek gitar, po superdesignerskie, doskonale brzmiące narzędzia pomocne nie tylko w podróży.
Stetofon
Seria Pro, którą Czytelnicy mają właśnie przed oczami, jest znana od dwudziestu lat i cały czas podtrzymuje ogień rewolucji, jeśli chodzi o gitary podróżne, nazywane tak umownie. Mogą one być efektywnie wykorzystywane gdziekolwiek się znajdujemy (no może nie pod wodą…) bez potrzeby używania wzmacniacza czy też dodatkowego zasilania. Co zrobić, jeśli mamy do czynienia z gitarą akustyczną, o czym świadczą struny do akustyka nawinięte na nasz instrument (D’Addario EJ-15 – najbardziej popularny zestaw Phosphor Bronze z uwagi na idealne proporcje głośności, brzmienia i komfortu gry), ale pozbawioną pudła rezonansowego? Z pomocą przychodzi nam wynalazek o nazwie stetofon, który ma swoją małą historię. Żona Leona Coxa (wynalazcy i twórcy idei Travelera) była po prostu pielęgniarką i to ona wpadła na pomysł, by dać możliwość korzystania z gitary całkowicie unplugged przy użyciu specjalnego gniazda (membrany) w instrumencie, do którego wtyka się końcówkę lekarskiego przyrządu osłuchowego. Wiadomo już zatem, że stetofon to po prostu zmodyfikowany stetoskop odpowiednio zaadaptowany do osłuchiwania gitary w sposób przekazujący całe pasmo, którym Traveler rezonuje. Słuchawki te są dołączone do zestawu (z pozostałymi akcesoriami), nie potrzebują prądu i co najważniejsze – udowodniają empirycznie, że nawet tak małych gabarytów korpus drga, wspomagając struny w produkcji dźwięków. Co więcej, dzięki zmianie nacisku dwóch drewnianych elementów korpusu można regulować ton, czyli barwę brzmienia, jakie słyszymy w stetofonie! Służy do tego klucz imbusowy dołączony do zestawu oraz śruba umiejscowiona z tyłu pomiędzy rolkami pseudomostka a tabliczką znamionową. Jedyny minus – nacisk słuchawek stetofonu na uszy jest znaczny i trzeba się nauczyć z tym żyć. Poza tym przewód stetofonu łapie wszystkie drgania, gdy czegoś dotyka, zatem jeśli nie obierzemy dogodnej pozycji do gry, łapiemy w brzmieniu trochę przydźwięków z otoczenia. Teraz można przejść już do budowy gitary.
Budowa
Ramię gitary w trybie podróżnym jest złożone i należy zacząć od jego montażu – nie jest to trudne, bo wystarczy ręcznie wykręcić śrubę przemieścić ramię i przymocować je tą samą śrubą w odpowiednim miejscu. Cała operacja trwa poniżej minuty. Gitara jest gotowa do użycia. Zacznijmy od wykończenia, bo po bliższych oględzinach okazuje się, że Traveler Pro Series MPS wcale nie epatuje takim minimalizmem formy i detali, jak to się wydaje z daleka. Na uwagę zasługują przede wszystkim palisandrowy mostek z siodełkiem, solidny kawałek palisandru użyty na podstrunnicę (daje to wrażenie solidnej, niemal gibsonowskiej chwytni) oraz niezmiennie tunery, które znajdują się w dwóch rzędach w środku korpusu – to danie firmowe Travelera. Poza tym standardowo mamy tu pełną skalę (24,75 cala), brak główki oraz oczywiście możliwość podpięcia gitary do wzmacniacza. W związku z tym na pokładzie mamy jeden przetwornik elektromagnetyczny i jeden pickup piezo, obydwa marki Shadow. Dodatkowo, oprócz regulacji głośności poszczególnych przystawek, zamontowano przełącznik, którym wybieramy, czy chcemy brzmienie paraelektryczne, paraakustyczne czy obydwa naraz. Oznacza to, że mamy do czynienia z gitarą elektroakustyczną w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zaraz zresztą przekonamy się, ile jest wart taki układ elektryczny i czy rzeczywiście brzmienie jest słyszalnie zróżnicowane. Na zakończenie dodam jeszcze, że do instrumentu zawsze dołączony jest futerał – tak mały, że wszystkie inne składane gitary dostępne na rynku (z drugiej strony nie jest ich tak dużo…) mogą mu pozazdrościć. A mówimy o pełnoskalowej gitarze, która naprawdę gra!

Seria Pro, którą Czytelnicy mają właśnie przed oczami, jest znana od dwudziestu lat i cały czas podtrzymuje ogień rewolucji, jeśli chodzi o gitary podróżne, nazywane tak umownie. Mogą one być efektywnie wykorzystywane gdziekolwiek się znajdujemy (no może nie pod wodą…) bez potrzeby używania wzmacniacza czy też dodatkowego zasilania.
Brzmienie
To chyba taka mała świecka tradycja, że temat brzmienia travelerów zazwyczaj zaczynam od usprawiedliwiania ich, że one przecież nie muszą „gadać” jak normalne solid body. Wspomniane już modele Travelcaster – LTD EC-1 czy Hot Rod – weryfikowały te wątpliwości, bo brzmiały świetnie, ale nasz Pro Series MPS skłania się jednak ku tej tradycji. Na szczęście nie tylko o brzmienie w nim chodzi. A brzmienie na stetofonie jest poprawne, ale rzecz jasna nie można pozbyć się wrażenia, że jest dość płaskie. Inne po prostu być nie może, bo skąd miałoby się brać np. wzmocnienie niskich pasm? Można natomiast kształtować górkę i środek i to całkiem wydatnie. Ma to wymiar praktyczny, bo jeśli jesteśmy akurat w podróży, dodanie brzmieniu prezencji (wspomnianą śrubą z tyłu korpusu) sprawi, że będzie bardziej słyszalne w szumie towarzyszącym podróży. Bardziej powinien nas jednak interesować ton elektryczny wiosełka. Tutaj bajki się kończą i przychodzi proza życia, choć na szczęście nie zawsze musi ona być traumatyczna. Dźwięk Travelera Pro Series MPS nie jest ani rewelacyjny, ani tragiczny. Na szczęście nijaki też nie jest, więc robi się mały problem, jak by tu go najtrafniej opisać. Na przetworniku magnetycznym struny do akustyka brzmią jasno, szkliście i bardzo detalicznie. Zdecydowanie brakuje dołu. Na pickupie piezo wygląda to, o dziwo!, trochę lepiej; mamy tu przeciwnie minimalnie pełniejsze brzmienie, bogatszy ton i cieplejszą barwę. Na ustawieniu z obydwoma grającymi pickupami jest chyba najlepiej – pojawia się wrażenie brzmienia humbuckera, czyli sprężystego, lecz skonturowanego tonu o wyczuwalnej zawartości alikwotów wyższych i niższych rzędów. Cóż wydaje mi się, że porywającego koncertu jednak na tym wiosełku nie zagramy, ale do własnych potrzeb, aby trzymać formę, nadaje się wybornie.
Ramię gitary w trybie podróżnym jest złożone i należy zacząć od jego montażu – nie jest to trudne, bo wystarczy ręcznie wykręcić śrubę przemieścić ramię i przymocować je tą samą śrubą w odpowiednim miejscu. Cała operacja trwa poniżej minuty.
Opis: Gitara paraakustyczna o pełnej menzurze, z dołączonym stetofonem, przeznaczona dla lubiących grać na wyjazdach.
Sprzęt dostarczył: www.warwick.de
Strona producenta: www.travelerguitar.com