Gitara Traveler Escape to jeden z najważniejszych modeli wśród Travelerów, odporny na uszkodzenia, a w wersji „plugged” brzmiący niczym najprawdziwszy akustyk.
Każdy, kto uważnie śledzi zawartość TopGuitar, widział już te osobliwe instrumenty w reklamach pojawiających się na naszych łamach oraz w teście podobnej – przyjmijmy, że Traveler Escape nią jest – gitary. Poprzedniczka od dziś omawianej różniła się bardzo, choć z zewnątrz są one do siebie podobne. Podobne bowiem jest ich przeznaczenie, które zresztą jednoznacznie definiuje nazwa Traveler, oznaczająca podróżnika.

Powtórzę jeszcze raz to, o czym już wspominałem przy okazji Travelera Speedster: nie jest to wiosło estradowe, ale jeśli nie boimy się złośliwych komentarzy typu „nie starczyło kasy na więcej gitary w gitarze?”, to brzmieniowo nie będzie większych powodów do reklamacji. Pierwszy model Escape’a ujrzał światło dzienne w 2003 roku i od tamtej pory stanowi żelazny punkt oferty „podróżników”. Dzięki doskonale sprawdzającej się koncepcji minimalizowania gabarytów i wagi, połączonej z brzmieniem zbliżonym do prawdziwych gitar, firma Traveler Guitars cały czas rozwija swoją działalność, a jej efekty zadziwiają wszystkich, którzy mają szczęście z nimi się zetknąć.

Budowa gitary Traveler Escape
Wiosło jest wykonane z najwyższą starannością, zarówno jeśli chodzi o szczegóły, komfort gry, jak i najważniejszy dla wielu gitarzystów efekt końcowy, którym jest brzmienie. Zdaję sobie sprawę, że nawet błyskotliwie wykonany instrument, bardzo praktyczny w podróżach i ergonomiczny w grze, nie rozgrzeje naszych serc, jeśli będzie brzmiał płasko jak naleśnik. Tutaj nie musimy się tego obawiać, co opiszę w części dotyczącej brzmienia.
Zacznijmy od tego, że wiosło to posiada normalną długość menzury 25 i 1/2 cala, co pozwala na trenowanie i grę z odpowiednim naprężeniem strun, dzięki któremu ćwiczymy prawidłowo nie tylko akordy, ale również triki i techniki jak wibrato czy tapping. Umożliwia ona również poprawne wybrzmiewanie strun, zawsze wymagane od gitar dobrej jakości. Zasługa w tym również sztywnej i zwartej budowy, odpowiednio rezonującej i wpływającej na brzmienie.

Finezyjny korpus Traveler Escape wykonano z olchy, a dokręconą do niego szyjkę z klonu – mamy więc materiały od wielu dekad sprawdzające się w setkach modeli niemal wszystkich producentów. Palisandrową podstrunnicę ozdobiono markerami z tworzywa sztucznego o nazwie Pearloid i nabito na niej 22 progi medium. Mostek wykonano tak jak w typowym akustyku – siodełko z tworzywa sztucznego osadzone na palisandrowej podstawie przyklejonej do korpusu. Jak widać na zdjęciach, jest to instrument typu headless, nad Wisłą zwany potocznie obrzynem. Wiąże się to z potrzebą alternatywnego rozwiązania dla jego strojenia i w naszym przypadku (jak i u reszty „podróżniczej” rodziny) wygląda to następująco: główki strun mocujemy na aluminiowym zakończeniu gryfu i przeciągamy je przez odpowiednie bloczki, na których zawijają się one o 180 stopni, po czym od spodu korpusu nawijamy je na klucze, których motylki z kolei znajdują się z przodu gitary. Nie jest to łatwa operacja, ale kilka takich wymian i zrobimy to z zamkniętymi oczami. Zaraz za bloczkami, od spodu znajduje się zwyczajnie przyklejony kawałek taśmy typu Velcro dla zabezpieczenia drewna przed przypadkowym wyżłobieniem przez struny i dla ich płynnego ruchu podczas strojenia. Dwa zaczepy na pasek dopełniają wyposażenia, na końcu szyjki znajduje się jeszcze skórzany pasek, na którym możemy powiesić Travelera, choć pod względem estetyki pasuje on tutaj jak wół do karety… Elektronika to w tym przypadku kilka elementów.

Po pierwsze, mamy przetwornik piezoelektryczny firmy Shadow zlokalizowany pod siodełkiem, po drugie, mały preamp tej samej marki, napędzany jedną baterią 9 V, której kieszeń znajduje się od spodu instrumentu. Podstawową korekcję spełniają potencjometry Volume, Treble i Bass oraz przełącznik HPH-AMP. Co to takiego? Aby było ciekawiej, w preampie tym zawarto również mikrowzmacniacz dla słuchawek, które to nieoczekiwanie znalazłem w kieszeni futerału. Atrakcyjny bonus! Przełącznikiem w pozycji HPH po prostu aktywujemy tryb słuchawkowy.

Na Escape możemy nawijać dowolne struny do gitary akustycznej, ale dla porządku zdradzę, że fabrycznie widnieją tu D’Addario EJ15 Phosphor Bronze Round Wound Extra Light Acoustic Strings (tak brzmi pełna ich nazwa), doskonałe zarówno w dotyku, jak i w swej żywotności. Wykończenie Natural Satin dodaje instrumentowi naturalności i niweluje niepewność potencjalnego nabywcy, czy aby to ustrojstwo to na pewno gitara.
Komfort gry i brzmienie gitary Traveler Escape
Wiosło spełnia dokładnie warunki, jakie musi spełniać instrument przeznaczony do podróżowania wszelkimi środkami lokomocji i w każdych warunkach meteorologicznych. Do jego transportu wymyślono dopasowany futerał z nieprzemakalnego materiału (Deluxe Gig Bag), a już w środku samą gitarę opakowano w folię termiczną, która, jeśli wykorzystamy ją prawidłowo, zachowa daną temperaturę i wilgotność przez dłuższy czas. Traveler Escape jest lekki, mały, krótki, nie ma wystających elementów i ostrych detali, a brak lakieru o wysokim połysku (który posiadał poprzednio testowany Speedster) sprawia, że nie boimy się o ewentualne obtarcia czy zarysowania.
Jeśli wrzucimy go do bagażnika samochodu, nie zauważymy, by ubyło nam choć trochę miejsca, jeśli bierzemy go do samolotu, może być bagażem podręcznym, a jeśli zachce nam się grać w którymś ze środków transportu, nie będziemy przeszkadzać współpasażerom, bo wiosło zajmie to samo miejsce co my i jest ciche.

Na początku dość chaotycznie szło mi jego strojenie. Coś blokowało struny (prawdopodobnie rowki w siodełku) i gdy je podciągałem, dochodziły do właściwego stroju skokami. Po kilku próbach opuszczania i naprężania mechanizm się wyrobił (w pozytywnym znaczeniu tego słowa) i wszystko szło płynnie. Trzymając Traveler Escape na kolanach, odczujemy, że lekko „leci na twarz”, ale ze względu na jego bardzo niską wagę jego podtrzymywanie nie będzie stanowiło istotnego problemu.
Dużym plusem jest umiejscowienie gniazda wyjściowego jack, które znalazło się z przodu korpusu, przez co w pozycji siedzącej nie będzie wadzić nam o nogi, a na stojąco również zapomnimy, że w ogóle istnieje. Na sucho ten paraakustyk brzmi głośniej niż niejedna inna gitara solid body. Pomarzyć można oczywiście o akustycznym efekcie, jaki daje prawdziwe pudło, ale nie do takich celów Traveler Escape stworzono. Właśnie ta jego akustyczna subtelność powoduje, że bez zakłócania spokoju najbliższych można grać i ćwiczyć. Jeśli natomiast pokusilibyśmy się o mały performance gdzieś na plaży czy na polu biwakowym, mając jednocześnie na podorędziu piecyk na baterie, jesteśmy w stanie bardzo miło zaskoczyć słuchaczy. Brzmienie, jak już wspomniałem, nie będzie przesadnie barwne ze względu na brak akustycznego korpusu, ale w takich warunkach instrument powinien spełnić swoje zadanie. Poza tym przetwornik piezo zazwyczaj bezlitośnie unifikuje wszystkie wiosła, dzięki czemu brzmią one po prostu podobnie, co nie znaczy: źle. Powiem wprost – mnie brzmienie Escape’a podoba się bardzo! Bardzo sprężyście i czysto brzmią struny basowe, które dźwięczą czystym, metalicznym dźwiękiem, popartym łagodniej odzywającymi się harmonicznymi, które skutecznie zaokrąglają wszystkie surowe piezo-tony. Struny wiolinowe to doskonałe wypełnienie dla akordów barre i konkretne, jasne brzmienie przy grze fingerstyle. Od naszej artykulacji zależy, czy Escape będzie zeznawał bardziej pastelowo i lirycznie, czy bardziej rockowo i drapieżnie. Przy grze kostką wszystko staje się jasne: dźwięk jest nośny, czysty i czytelny, wyraźnie słychać, że nic nie zamierza tu zniweczyć wysiłku konstruktorów. Sygnał z preampu jest bardzo mocny i nie wyobrażam sobie wręcz, aby ktoś ustawił Volume w pozycji maksymalnej. Podstawowa korzyść takiej konstrukcji, oprócz wygody jej transportu i przechowywania, to praktycznie brak sprzężeń zwrotnych. Nieprzyjemne buczenie uaktywnia się jedynie, gdy przesuniemy suwak Bass w pozycję maksymalną, ale w rozsądnych ustawieniach wiosło w ogóle się nie wzbudza.

Ogólna odena testu gitary Traveler Escape
To może być gitara dla początkujących, ale starzy wymiatacze również powinni odnaleźć w niej kilka korzyści, które zadecydują o dołączeniu jej do swojej kolekcji. Chyba wszyscy maja takie okresy, że najchętniej nie rozstawaliby się z gitarą, a Travelera możemy mieć przy sobie w każdych warunkach. Dołączone słuchawki i przelotka mały jack–duży jack dodatkowo nam w tym pomogą.
Autor: Maciek Warda
Cena: 1 899 PLN
Sprzęt dostarczył: Warwick GmbH & Co Music Equipment KG
Strona producenta: www.travelerguitar.com