Schecter Omen Extreme 4 jest to jeden z najtańszych basów elektrycznych Schectera i jednocześnie interesująca propozycja dla początkujących basistów, którzy nie chcą zaczynać swojej przygody od basu za czterysta złotych.
Od czasu, gdy amerykańska firma Schecter Guitar Research przestała zajmować się tylko produkcją gitarowych części dla gigantów pokroju Gibsona i Fendera, minęło już 21 lat – widać dokładnie, że droga rozwoju i poszerzania asortymentu to jedyny słuszny kierunek. Już wcześniej David Schecter miał w swojej ofercie wszystkie części potrzebne, aby złożyć gitarę, ale dopiero w 1979 wypuścił pierwszy kompletny instrument. Dzisiaj Schecter ma w ofercie kilkadziesiąt modeli gitar elektrycznych i basowych, kilku potężnych endoreserów (Jeff Loomis, Yngwie Malmsteen czy Prince z jego Cloud Guitar i Symbol Guitar) i na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Schecter Omen Extreme 4
Nazwa gitary basowej Schecter Omen Extreme 4 może jednym kojarzyć się ze statkiem kosmicznym obcych ze „Star Treka” albo, jak powiedział mój znajomy (niezwiązany z muzyką), z jakimś… napojem energetyzującym. I jedno, i drugie skojarzenie wskazuje, iż produkt posiadający taką nazwę powinien mieć charakter, powinien budzić emocje i… nie zależy mu, by podobać się wszystkim. Zapowiada się interesująco, zapoznajmy się więc bliżej z tym ekstremalnym Omenem.
Budowa gitary basowej Schecter Omen Extreme 4
Seria Omen adresowana jest do młodych wielbicieli mocniejszych odmian rocka oraz metalu. Przeglądając katalog gitar Schectera, odnosi się wrażenie, że gros ich produkcji to właśnie takie wiosła – japońska opływowość i amerykański, delikatnie blichtrowaty design. Jest ona dość ładna, ale bez przesady, daleko jej do cukierkowatości czy tym bardziej banalności na przykład modeli Dallas. Klasycznie, ale nowocześnie wykrojony kształt korpusu oraz przetworniki „mydełka” utwierdzają nas w przekonaniu, że to wiosło nie jest ekstremalne, przynajmniej jeśli chodzi o konstrukcję. Lakier (na błysk) jest ciemnowiśniowego koloru i na szczęście nie jest zbyt gruby, a więc w miarę łaskawie pozwala rezonować korpusowi. Składają się na niego trzy kawałki mahoniu, nakryty jest topem (dwuczęściowym) z klonu wzorzystego. Szyjka to jeden kawałek klonu (ale z precyzyjnie doklejoną główką), na który naklejono palisandrową podstrunnicę. Znalazły się na niej 24 progi Jumbo.

Szyjkę z korpusem połączono metodą bolt-on aż sześcioma śrubami. Do tego etapu oględzin wszystko było w najlepszym porządku, ale niestety, gdy pograłem „na sucho”, okazało się, że progi delikatnie wystają poza obrys gryfu, a w zasadzie nie tyle wystają, co ich krawędzie są spiłowane pod złym kątem. Taki delikatny brak precyzji wiąże się, niestety, z bardzo niedelikatnym traktowaniem naszych dłoni przez gitarę. Spiłowywanie progów to banalna robota nawet dla lutniczego laika, ale coś takiego zdarzać się raczej nie powinno. Stabilny mostek (zero ruchów strun na boki), przypominający fenderowski badass, klucze Schectera, strapy i potencjometry wykończono w czarnym chromie, co nadaje całości nowoczesnego charakteru. Wielowarstwowy, żółtawy binding (który ma świadczyć, że wiosło niejedną scenę już zwiedziło) i duże markery mają dodatkowo stwarzać wrażenie obcowania z droższym wiosłem niż ma to miejsce w rzeczywistości. Akcja strun i relief szyjki ustawione zostały poprawnie, co oszczędziło mi czasu na dostosowywanie Omena pod siebie. Pozostała jeszcze elektronika.

Bas Schecter Omen Extreme 4 wyposażono w dwa aktywne przetworniki typu soapbar, czyli humbuckery Diamond Active, oraz układ korekcji, na który składają się potencjometry Volume, Bass (Boost/Cut), Treble (Boost/Cut) oraz miksowanie sygnału z obydwu przetworników w proporcjach od 100% pickupu gryfowego przez 50 na 50% po 100% mostkowego. Ciekawe rozwiązanie, które powinno ułatwić szybkie odnalezienie dobrego soundu, bez rozpraszania uwagi na rozłączanie cewek czy kilkupasmową, nieintuicyjną equalizację. Wykończenie (oprócz progów) jest zadowalające, na co nie wpłynął fakt, że instrument wyprodukowano w Chinach. Od 1997 roku Schectery produkowane były w znającej się na rzeczy koreańskiej fabryce Corta w Incheon (powstają tam również Corty oraz niektóre modele Ibaneza), ale widocznie niesławny kryzys nie ominął również tej kalifornijskiej firmy. Strapy starannie dokręcono, binding idealnie przylega do krawędzi instrumentu, a lakier położono dokładnie. Materiał korpusu jest wysezonowany, na pokrytej lakierem powierzchni nie widać żadnych nierówności świadczących o kurczeniu się drewna.
Brzmienie gitary basowej Schecter Omen Extreme 4
Schecter Omen Extreme 4 jest dobrze wyważony i na szczęście nie należy do instrumentów ciężkich. Jeśli znajdziemy odpowiednio szeroki pasek, nawet dwie–trzy godziny na scenie nie powinny być okupione bólem kręgosłupa. Nie udało mi się na sto procent ustalić, jakiej marki struny tutaj nawinięto, ale skoro na moje są to stalowe roundwoundy bez żadnej nanopowłoki, to jest szansa, iż widzimy tu GHS Bass Boomers 045–105, stosowane w innych modelach basów Schectera. Instrument testowałem oczywiście na moim zestawie Taurus TH Cross i paczce 2 x 10 tejże marki.
Po pierwszych dźwiękach odetchnąłem głębiej i pomyślałem, że nie jest tak źle, jak mogłaby sugerować cena. Brzmienie jest, rzekłbym, nieprzyzwoicie dźwięczne i dość jasne, jak zastosowany na mahoń i humbuckery. Nowe struny też swoje robią, ale najważniejsze, iż pierwsze wrażenie jest całkowicie pozytywne. Dopiero teraz zainteresowałem się potencjometrami.
Na początek pokrętło Volume ustawiam w pozycji maksymalnej, balans na sto procent pickupu bridge’owego, a korekcję w połowie – wiosło powinno więc „gadać” pełnym środkiem aż miło, a tu… miękko! Zamiast szerokiego zakresu częstotliwości środkowych słychać niemal naturalne brzmienie strun (podobne do tego, gdy grałem unplugged) wraz z wyraźną, płaską „górką” i miękkim „dołem”, oczywiście trochę wyciszonym. Poza tym na dziesięciocalowych głośnikach brzmiało to w miarę przejrzyście. Rozgrzać brzmienie pomogło podbicie basów, które zaokrągliło dźwięki i dodało niskiego, mruczącego charakteru temu ustawieniu.

Do gry palcami (np. szesnastki w stylu Jaco) to ustawienie nadaje się znakomicie, ale również ostre, rockowe riffy będą tu na miejscu. Omen Extreme spisuje się dobrze, gdy gramy palcami na wysokości przetwornika mostkowego, struny wówczas odpowiednio sprężynują, a każdy niuans artykulacyjny jest odpowiednio czytelny. Gdy zmieniamy proporcje sygnału na 100%, przetwornika gryfowego jest już naprawdę gorąco. Poprawnie rozwiązano podbicie basów, które ogrzewają sound do wysokich temperatur, ale nie przykrywają jednocześnie pozostałych pasm, prawdopodobnie podbijając również okoliczne częstotliwości. Resztę załatwia zestaw alikwotów, charakterystyczny dla danego wiosła, który w tym przypadku jest chyba „zorganizowany” w „uśmiech”, czyli daje się usłyszeć przewagę skrajnych składowych harmonicznych nad ich środkowymi odpowiednikami. „Środek” zatem jest specyficznym punktem programu, ale za to „góra” i „dół” momentami brzmiały jak w gitarach kilka razy droższych!
Przy balansie ustawionym mniej więcej na 40% neck i 60% bridge i delikatnych podbiciach equalizacji Schecter rasowo klanguje, a sound staje się silny i przejrzysty. Dźwięk ataku kciukiem jest przyjemnie potężny, „dół” urywa nogawki a „góra” (przy podrywaniu) jest bardziej przestrzenna i sprężysta. Idealnie nadałaby się do nowoczesnych stylów jak R&B, drum’n’bass czy dance hall. Do cięższego grania, nawet kostką, tym bardziej idealnie się nadaje, chociaż manualnie nie jest to wyścigówka. Wąski gryf to jedno, a jego przekrój, progi (do spiłowania!) i ogólne odczucia manualne predestynują Omena m.in. do prostych, rockowych zagrywek w typie Rogera Glovera (DEEP PURPLE) czy punktowania a’la Cliff Williams z AC/DC. A skoro tak, to bluesa też na nim zagramy! I nagle z prostego, taniego wiosła zrobił się nam instrument do wielu stylów muzycznych, który może z funkiem i fusion ma mniej wspólnego (ten nie pewny „środek”!), ale w ostrzejszych i nowoczesnych stylistykach powinien odnaleźć się doskonale.
Ogólna ocena testu gitary basowej Schecter Omen Extreme 4
Za kwotę tysiąca złotych otrzymujemy pełnowartościową basówkę, uprzejmie poddającą się nieokrzesaniu basowych nowicjuszy, cierpliwie uczestniczącą w żmudnych domowych ćwiczeniach i treningach, czy towarzyszącą scenicznym debiutantom na koncertach. A wszystko z bardzo atrakcyjnym brzmieniem, które na pewno nie da plamy w domowym studiu, w którym będziemy chcieli nagrać np. nasze demo.
Test ukazał się w TopGuitar nr 3/2010