Testował: Maciej Warda
Oto nieco tańsza wersja wyjątkowej basówki sygnowanej przez basistę Metalliki Roberta Trujillo. Choć jej przeznaczeniem są ewidentnie sceny świata, to rasowy sound pozwala wykorzystać ją do pracy w studiu ku radości realizatorów.
Robert Trujillo dla znawców tematu jest nie tylko trashmetalowym zwierzęciem, które na scenie zamienia się w dziką bestię, ale również pasjonatem gitar basowych, których w swojej karierze ograł naprawdę wiele. Czy to Fendery (z jego ulubionym starym Precisionem na czele), czy MusicMany, Yamahy czy Rickenbackery, wszystkie wyglądają w jego dłoniach jak niebezpieczna broń, którą zaraz wykorzysta do siania zniszczenia i przemocy na scenie. Elektryzujące employ jest wizytówką basisty, dlatego jego ostatni angaż do Metalliki nie mógł nikogo dziwić – po Suicidal Tendencies, Black Label Society i zespole Ozzy’ego Osbourne’a było to całkiem oczywiste. Basowa pasja przejawia się u Roberta również wznioślejszymi i bardziej utylitarnymi działaniami. Jednym z nich było odnalezienie i doprowadzenie do przekazania rodzinie (a konkretnie Ingrid Pastorius) oryginalnego Bass of Doom, na którym Jaco nagrał swoje najbardziej znane kompozycje. Bas ten był długo uznawany za zaginiony, a Rob jako fan Jaco poświęcił kilka lat na doprowadzenie sprawy do końca.
Trujillo ma od wielu lat sygnowaną, wyjątkową basówkę Zon Sonus RT, sygnowane struny Dunlopa, a w 2010 roku do sygnowanego przez niego sprzętu dołączyła gitara Warwick Robert Trujillo Streamer Signature Bass. Jako jedna z „masterpieces” wykonywanych w Markneuekirchen kosztuje ona nieprzyzwoicie dużo i dlatego zdecydowano się wyprodukować ją również w serii Artist, która – kosztując trzy razy mniej – również tania nie jest, ale jak na to, co oferuje, można się zgodzić, że tak precyzyjna robota i użyte materiały muszą kosztować. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że Warwick nie idzie na kompromisy z jakością; w tym przypadku jest podobnie – mamy do czynienia z najwyższej klasy produktem, którego każdy centymetr jest zegarmistrzowsko dopracowany.
Budowa
Zapewne wszyscy Czytelnicy wiedzą, jakiej postury jest Robert Trujillo i jak dynamicznie zachowuje się na scenie. Nie może mieć wyścigowego, ibanezowskiego gryfu i cienkiego jak papier korpusu, bo po pierwsze wyglądałoby to nie najlepiej, a po drugie jego styl i aparat gry wymagają solidnej i masywniejszej konstrukcji. Taką bez wątpienia zaoferował mu Warwick i po kilku zmianach zasugerowanych przez Roba instrument był gotowy do produkcji. Teraz jego dwie dalekowschodnie wersje stoją przed moimi oczami. Są one identyczne, różniąc się tylko ilością strun, dlatego opiszę wam „piątkę”, której Rob najczęściej używa na scenie.
Inicjały Roba, logotyp Warwicka i podwójny marker na XII progu to jedyne dyskretne ozdoby basówki. Czarny matowy lakier jeszcze nigdy chyba nie wyglądał tak ekskluzywnie, miękko rozpraszając światło i łagodnie załamując się na profilowanym kształcie deski. Wykonano ją z jednego kawałka olchy, który nie jest duży, ale – jak to u streamerów – przyzwoicie gruby. Szyjka jest klonowa i składa się z czterech kawałków drewna tradycyjnie przekładanych fornirem z ekangi. Jest ona asymetryczna w przekroju, ponieważ wyprofilowano ją specjalnie dla Roberta. Podstrunnicę stanowi dość gruby kawałek wzorzystego mahoniu (tigerstripe ebony), jednego z najdroższych materiałów do budowy tego elementu gitar. Jest płaski, bo jego radius wynosi aż 26 cale. Nabito na niego 24 progi jumbo, wykonane z prawdziwego brązu i wyprofilowane bezbłędną technologią PLEK. Daje to pewność, że w żadnej pozycji nie zaskoczy nas niepożądany fretbuzz, a brzmienie będzie jeszcze bardziej krystaliczne.
Korpus połączono z szyjką czterema śrubami, co nie zawiodło jeszcze nikogo, komu zależy na sztywności całej konstrukcji. Menzura w obydwu basowkach wynosi 34 cale, ale na szczęście struna B w „piątce” nie wymaga dłuższej, co okazało się podczas jej odsłuchiwania. Osprzęt na najwyższym poziomie stanowi dwuczęściowy mostek Warwicka, z możliwością regulacji punktu podparcia strun w trzech kierunkach: góra-doł, przód-tył i na boki (spacing strun).
Poszczególne siodełka posiadają odpowiednie rowki pewnie ustalające położenie strun. Siodełko przy główce to just-a-nut III, również umożliwiające zmianę akcji strun. Klucze to zamknięte warwickowe maszynki chodzące wyjątkowo płynnie w porównaniu z innymi, które miałem okazję testować w ostatnich miesiącach. Łącznie z blokowanymi zaczepami na pasek, wszystkie te elementy oczywiście są chromowane. Elektronikę w Warwicku Robert Trujillo Artist stanowią dwa „srebrne” przetworniki EMG typu single coil w układzie JJ. Magnesy mają tutaj postać szyny ułożonej wewnątrz całej długości cewki, a cały set zapewnia rasowe brzmienie o wielu odcieniach. Pokładowy preamp jest aktywny (jedna bateria 9 V) i składają się na niego regulatory Volume, Middle, Treble i Bass (w jednym koncentrycznym potencjometrze) oraz Balance. Potencjometr Volume jest wyciągany, czym szybko aktywujemy tryb pasywny basówki – tor sygnału omija wówczas korekcję, pozostając zależny jedynie od Volume i Balance. Bardzo praktyczne rozwiązanie, pozwalające uniknąć przykrych skutków rozładowania baterii i przywracające znaczenie naturalnemu, lutniczemu brzmieniu instrumentu. Zobaczmy więc, czym chce nas Warwick na spółkę z Trujillo zauroczyć.
Komfort i brzmienie
Asymetryczność szyjki przejawia się nieco grubszym profilem pod strunami E i B, a cieńszym pod A, D i G. Czuć to szczególnie w pozycjach wyższych i wcale nie jest to robota wyłącznie „pod rączkę” Roba, bo chyba każdemu ułatwi nieco grę, niezależnie, czy wiosło będzie wisieć nam na kolanach, czy na brzuchu. Bez wątpienia basówka pięciostrunowa nie jest przeznaczona dla chuderlaków czy osobników o cherlawej posturze, choć można się do niej przyzwyczaić. „Czwórka” jest trochę lżejsza i ze względu na węższą szyjkę łatwiej będzie na niej grać młodszym lub drobniejszej budowy basistom. Obydwa basy miałem przyjemność testować na moim zestawie Taurus TH Cross wraz z dwoma neodymowymi paczkami 2 × 10” i 1 × 15”. Basówka wyregulowana jest wzorcowo, nic nie brzęczy. Struny – świetnie brzmiące, żywotne Warwick Red Label, na początku trochę „szorstkie” w obejściu – po kilku godzinach gry stały się bardziej przyjazne. W trybie aktywnym i na zerowych ustawieniach korekcji Trujillo grzmi przepotężnie i jednocześnie arystokratycznie. Poziom sygnału z pickupów i ich częstotliwość rezonansowa (około 4,5 kHz) powodują optymalne zagęszczenie soundu i skuteczność rażenia dla wszystkich miłośników mocnych brzmień, ale bez sludge’owego czy stonerowego bulgotu. Gdybym podpiął ten bas do starego lampowego Ampega czy SansAmpa Bass Drive, na pewno uzyskałbym basowy, ekstremalny growl, ale po tym, jak usłyszałem imponujący, czysty sound tej basówki, nie zależało mi już na tym. Wprawne ucho odgadnie, że to grają single a nie humbuckery, bo mimo wszystko brzmienie jest dość jasne i to w całym swoim spektrum. Duet olcha i klon również robi swoje. Chodzi przede wszystkim o atak, który w przypadku slapu jest twardy, ale efektownie skrzy się metalicznymi alikwotami, charakterystycznymi, wydawać by się mogło, dla bardziej wysublimowanych gatunków muzycznych. W grze palcami wychodzi natomiast inna maestria testowanych wioseł – od pierwszych progów po najwyższe pozycje dźwięki są harmonijnie zrównoważone; mamy jasny przekaz, że od początku do końca szyjki to cały czas ta sama gitara, a jej charakterystyka oferuje na wielce tonalny sound obecny na całym gryfie.
Struna B w „piątce” brzmi głęboko, ale zachowuje silnie zarysowany środek, dzięki czemu posiada silny atak i umożliwia czytelne groovy. Dźwięki w zależności od regulacji korekcją i balansem są bogate, pełne, przestrzenne i gorące w dole (pickup przygryfowy) lub ściśnięte, bliskie, zimne w górce, lecz z przyjemnym środkiem (pickup przymostkowy). W trybie pasywnym jest minimalnie ciszej (ale nie cicho!) i nawet słynny warwickowy „sound of wood” przedziera się przez charakterystyki przetworników, dodając do rockowego, zadziornego brzmienia trochę ogłady i vintage’owej nutki.
Podsumowanie
Robert Trujillo jest jednym z najlepiej rozpoznawalnych basistów grających w metalowo-core’owych klimatach. Grał w wielu słynnych składach i musiał dopasowywać brzmienie do zupełnie różnych miksów. Aby już nigdy nie musiało się to wiązać z koniecznością zmiany basówek, Warwick zaprojektował dla niego sygnaturę o szerokiej palecie brzmień. Choć nasze dwie gitary to seria Artist, są one brzmieniowymi kalkami tego instrumentu. Jeśli chcemy zbliżyć się do brzmienia Roba i posiąść zawodowe, rockowe wiosło, wystarczy kupić „czwórkę” lub „piątkę” Robert Trujillo Artist Serie.
Ceny:
Serie 4 – 7 095 PLN
Serie 5 – 7 495 PLN
Sprzęt dostarczył: Warwick – www.warwick.pl
Strona producenta: www.warwick.de
Test znajdziecie w styczniowym wydaniu magazynu TopGuitar (TG 1/2012).