Autor: Szymon Kwiatkowski
Potocznie zwykło się określać mostki ruchome „wibratorami”, stąd też dwuznaczny tytuł. Możliwość odstrajania strun w trakcie gry, ich wibracji i podciągania za pomocą wajchy przyczyniła się do nadania takiej nazwy temu rozwiązaniu konstrukcyjnemu. Prawidłowa nazwa to jednak mostek pływający lub ruchomy – taki, który nie jest na stałe połączony z korpusem gitary. Należy jednocześnie wyraźnie oddzielić mostki wibracyjne od mostków tremolo, wprowadzając tym samym pewną systematykę. Efekt „vibrato” oznacza nieznaczne odstępstwa od stroju oryginalnego w górę tonacji i w dół, a efekt „tremolo” oznacza wariację zmian amplitudy i głośności dźwięku. Kiedy w latach 50. Leo Fender i Floyd Rose anonsowali swoje nowatorskie rozwiązanie, ochrzcili je mianem systemu tremolo, ponieważ zmiany w dźwięku, jakie można było wygenerować z jego użyciem, były podobne do tego właśnie efektu. Zbiegło się to z inauguracją rynkową pierwszych wzmacniaczy gitarowych wyposażanych w efekt tremolo, a więc analogia nazewnicza rysuje się w tym przypadku dość wyraźnie. Ale zacznijmy od początku – zobaczmy jak kształtowało się to zagadnienie w ciągu gitarowej ewolucji.
Łyk historii
Pierwsze próby zastosowania mostka wibracyjnego odnotowuje gitarowa historia w roku 1935. Wiążą się one z nazwiskiem Doca Kauffmana, póżniejszego wspólnika Leo Fendera, który pierwszy system ruchomy o nazwie Vibrola opracował na potrzeby firmy Rickenbacker. Była to konstrukcja dość nietypowa, ponieważ ramię pracowało w płaszczyźnie strun, zatem jego użycie polegało na przekręcaniu, a nie naciskaniu. Zmiana siły naciągu strun musiała być wywoływana przez specjalny element mocujący, który podczas pracy wykonywał ruchy posuwisto-zwrotne. Ten system nie działał najlepiej i powodował bardzo szybką utratę stroju instrumentu.

Pierwszy mostek wibracyjny, który można uznać za element działający zgodnie z oczekiwaniami, to zasługa Paula Bigsbiego – konstruktora systemu vibrato, montowanego również obecnie, zwłaszcza w gitarach typu hollow-body. Mostek Bigsby w pierwotnej wersji posiadał wałek, wokół którego nawinięte były struny. Połączenie tego elementu z wajchą poruszaną przez gitarzystę powodowało obrót wałka i tym samym zmianę naciągu strun. Stabilność układu zapewniała sprężyna przeciwstawiająca się sile naciągu strun. Ci, którzy oglądali serię filmów „Back To The Future”, zwłaszcza pierwszą część cyklu, w której Marty McFly podczas występu na szkolnym balu popisuje się grą z „wajchą” na gitarze typu h-b, szybko skojarzą wygląd tego rozwiązania. Niestety, skłonność do rozstrajania i dość ograniczona możliwość wychylenia wprowadza w tym przypadku również dość poważne ograniczenia w zmianie wysokości dźwięku. Najlepiej więc system Bigsby sprawdza się w lekkich wibracjach akordów, gdzie dochodzi do niewielkich wychyleń mostka. Do dzisiaj producentem gitar o tak klasycznym wyglądzie i z zastosowaniem mostków typu Bigsby trudni się firma Gretsch. Ich produkty to klasyka w najlepszym wydaniu.

Wspomniany system tremolo firmy Fender, zaprezentowany w latach 50. okazał się małą rewolucją. Obecnie wielu gitarzystów nazywa to rozwiązanie wibratorem jednostronnym, wbrew terminologii pomysłodawcy, która mówi o efekcie tremolo. W wyfrezowanej przestrzeni korpusu znajdowała się specjalnie wyprofilowana część mostka. Sam mostek został natomiast połączony z wewnętrzną częścią korpusu za pomocą sprężyn przeciwstawnych sile naciągu strun. Mocne naciśnięcie ramienia powodowało pokonanie siły sprężyn kosztem strun, i zmianę oryginalnego stroju w dół. To już pozwalało na dość dużą ingerencję w strój instrumentu. Za przykład niech posłuży wersja amerykańskiego hymnu Jimiego Hendrixa wykonana na gitarze Fender Stratocaster podczas festiwalu Woodstock ’69. Obecnie montowane mostki tego typu są o wiele doskonalsze od pierwowzoru i nie przyczyniają się do rozstrajania instrumentu.
Nowe idzie!
Najdoskonalszym systemem okazał się jednak obustronny Floyd Rose Tremolo, zainaugurowany w latach 80 XX wieku. Tutaj już zmiana wysokości dźwięku jest możliwa zarówno w dół jak i w górę od słyszalnego tonu podstawowego. To rozwiązanie stosowane jest obecnie w większości „wyścigowych” gitar. Sile naciągu strun przeciwstawiają się sprężyny, mostek natomiast opiera się na dwóch trzpieniach, służących jednocześnie do regulacji akcji strun. A więc mostek nie opiera się o płaszczyznę korpusu, ale wisi w specjalnie dla niego wyfrezowanej przestrzeni. Nieodłącznym elementem współpracującym z mostkami Floyd Rose i mającym wpływa na trwałość stroju jest blokada siodełka, realizowana za pomocą trzech zacisków przytwierdzanych do metalowej podstawy siodełka śrubami heksagonalnymi. Najczęściej mostek typu Floyd Rose posiada zespolone z regulatorami menzury zamki zaciskowe strun. Zamknięcie struny pomiędzy dwoma sztywnymi zaciskami (siodełko i mostek) ogranicza jej sprawność tylko do części grywalnej, zmniejsza więc ilość czynników mających wpływ na jej rozstrojenie – poluzowanie maszynki, rozprężenie owijki główki struny. Mostki obustronne wymuszają na producentach strun specjalne edycje kompletów pozbawionych główek, choć dla większości gitarzystów „współpraca” z kombinerkami służącymi do obcinania końcówek nie stanowi problemu. Strojenie zasadnicze odbywa się oczywiście po poluzowaniu blokady siodełka, dalsze wyrównywanie stroju jest możliwe dzięki systemowi mikrostroików.

Na systemie Floyd Rose bazuje inne rozwiązanie obustronnej zmiany stroju – Steinberger Trans-Trem i R-Trem. Pierwsze z nich utrzymuje każdą strunę w stroju niezależnie, dzięki czemu całość stroju jest zachowana – możliwe staje się prawidłowe obniżanie całych akordów. Drugi z mostków pływajacych – R-Trem – posiada zacisk umożliwiający unieruchomienie sprężyny, dzięki czemu mostek staje się jakby klasycznym, stałym oparciem dla strun. To ważne, ponieważ w przypadku pęknięcia struny w klasycznym tremolo Floyd Rose’a dochodzi do ogólnej utraty stroju wskutek zmniejszenia siły naciągu strun względem siły sprężyn. To istotny problem, jeśli struna pęknie akurat w trakcie koncertu. Wówczas pozostaje szybka jej wymiana na identyczną – strój instrumentu będzie taki sam po drobnej korekcie. Jeśli jednak nie ma na to czasu istnieje inne rozwiązanie proponowane przez firmę Shaller – tak zwany Tremstop. Jest to blokada „Floyda” pozwalająca jednym ruchem unieruchomić tremolo i grać dalej tak, jak na gitarze ze stałym mostkiem. Przydaje się bardzo podczas wymiany strun sprawiając, że mostek nie opada w kierunku sprężyn, ale pozostaje w prawidłowym położeniu, równoległym do strun. Na uwagę zasługują jeszcze systemy tremolo amerykańskiej firmy Kahler – korpus mostka, w którym pracuje zawieszony blok wychyłowy. Jest to konstrukcyjnie inne rozwiązanie, bazujące jednak na zasadzie wspólnej dla wszystkich tremolo – wzajemnej współpracy sprężyn i siły naciągu strun.
Obecnie na patencie Floyd Rose opartych jest wiele mostków pływających produkowanych na licencji pierwowzoru – Schaller, Gotoh oraz Ibanez ze znakomitymi mostkami Lo Pro Edge, Lo TRS i Edge Pro II.
Nie taki diabeł straszny
Wielu początkujących gitarzystów obawia się gitar z mostkami pływającymi typu Floyd Rose. To niepotrzebne uprzedzenia wywołane najprawdopodobniej „dobrymi radami” kolegów, którzy tak naprawdę sami nie dysponują dużym bagażem doświadczeń. Regulacja mostka pływającego jest prosta i może być prosta, jeśli ma się świadomość o istnieniu kilku zasad. Po pierwsze płaszczyzna głównego elementu „Floyda” nie może być odchylona w dół ani w górę względem płaszczyzny strun nad gryfem lub korpusu gitary. Trzeba tak dobrać siłę naciągu sprężyn, aby zrównoważyć siłę, z jaką struny oddziaływują na mostek. Wiadomo, że różne komplety wytwarzają inne siły; wpływ na położenie tremolo ma także wysokość stroju, czyli słowem – czy gramy na stroju klasycznym A 440 Hz czy obniżonym. Równoważenie naciągu sprężyn należy przeprowadzać eksperymentalnie po wstępnym nastrojeniu gitary i obserwacji zachowania mostka. Jeśli ten leży zbyt nisko, czyli poniżej linii strun, można spróbować nieznacznie popuścić sprężyny, poprawić strój i ponownie sprawdzić położenie „pozwanego”. Jeśli odchyla się od korpusu, sprężyny można naciągnąć. Tę czynność trzeba niestety powtarzać kilka razy, aż do pozycji idealnej, co jakiś czas wychylając ramię wibratora w możliwie skrajne położenia, aby spowodować lepsze rozejście energii sprężystości zmagazynowanej w sprężynach. Trzeba pamiętać o odpowiedniej wymianie strun – nie wszystkie na raz, tylko pojedynczo. Zdejmujemy starą, zakładamy nową, stroimy, zdejmujemy kolejną i tak dalej. Kolejną trudnością może okazać się ustawianie wysokości akcji strun, czyli ich odległości od gryfu mierzonej nad 12. progiem. Do tej czynności przeznaczone zostały dwie śruby wkręcone w korpus i stykające się z częścią mostka zwaną „nożem”. Mostki Floyd Rose podczas podciągania czy opuszczania stroju powodują nieznaczną zmianę wysokości położenia strun, trzeba tak więc dobrać wysokość krawędzi „noża”, aby na przykład dźwięk grany na 15. progu po podciągnięciu ramienia wibratora nie był tłumiony przez wyższe progi. Wysokość optymalna to około 2-3 mm, ale waha się w zależności od modelu gitary. Trzeba zdecydować się na kompromis pomiędzy w miarę niska akcją, brakiem brzęczenia strun o progi, a odpowiednim wybrzmiewaniem struny po użyciu „wajchy”. Ot i cała tajemnica. Dobrze wyregulowany mostek nie powinien popuszczać stroju. No, chyba że będziemy poddawać gitarę naprawdę ostrym zmianom temperaturowym, wtedy „nie ma bata we wsi” – musi się rozstroić. Jeśli jednak po krótkiej grze obserwujemy rozchwianie tonacji, może warto wymienić sprężyny Floyd Rose’a lub po prostu struny? Po którejś stronie barykady musi leżeć przyczyna buntu.
Skutek i przyczyna
„Nie ma róży bez ognia”, jak mawiał klasyk w polskiej znakomitej komedii Stanisława Barei. Jest akcja strun – jest reakcja sprężyn. Jest skutek, musi być przyczyna. To proste i życiowe. Mostki pływające to nie urządzenia z piekła rodem, chociaż takie dźwięki są w stanie wytworzyć, jeśli trafią na dobrego gitarzystę. Popisy Vaia, Satrianiego, Van Halena pokazują tak naprawdę potencjał drzemiący w tym prostym, jak się okazuje, rozwiązaniu. Zapraszam więc wszystkich, a zwłaszcza początkujących „wymiataczy” do zabaw wibratorem. I dajcie już spokój tym nieprzyzwoitym skojarzeniom…
6 najlepszych zabaw z „wibratorem”,
czyli dźwięki oryginalne, ciekawe i niekoniecznie muzyczne
MOTOCYKL
Najlepiej wychodzi z efektem Overdrive. Naciśnij ramię wibratora w kierunku do gitary i uderz najniższą strunę, np. E1. Płynnie odpuszczaj wajchę. Kolejne przyciągnięcie wajchy do gitary i kolejne uderzenie struny to zmiana biegu. Ważne, aby zaczynać na mocno przyciśniętym do deski gitary ramieniu mostka – dźwięk „silnika motocykla” będzie niski i mrukliwy.
SPADAJĄCA BOMBA
Odchyl ramię wibratora w kierunku od gitary najmocniej jak możesz i postaraj się wydobyć którykolwiek z flażoletów. Najlepiej zabrzmią wspólnie zagrane flażolety strun H i G nad 7 lub 9 progiem. Gdy dźwięki wybrzmiewają przyciągaj wajchę mostka do gitary.
HELIKOPTER

FLUTTER
Zagraj dowolny dźwięk a następnie postaraj się ześlizgnąć kciuk lub kant dłoni z dźwigni mostka, wprawiając tym ruchem mostek w drgania.
HAWAII
Graj pełne akordy, używając czystego kanału wzmacniacza. Przeciągając kostką po strunach, trzymaj wajchę lekko naciśniętą w kierunku do gitary i popuść ją powoli do położenia zerowego, gdy akord wybrzmiewa. Efekt będzie lepszy, gdy w trakcie wybrzmiewania lekko rozwibrujesz struny mostkiem.
Doprowadź do sprzężenia gitary ze wzmacniaczem w następujący sposób. Zagraj dowolny z flażoletów tłumiąc nieużywane struny i zbliż tył gitary do membrany głośnika twojego wzmacniacza. Gdy rozpocznie się sprzężenie, poruszaj wajchą w dół i w górę symulując modulacje policyjnej syreny. Najlepiej wychodzi w połączeniu z przesterowaniem.