Po sukcesie znakomitego procesora Line 6 HELIX można było się spodziewać, że następny krok będzie skierowany do tych, którzy mają już swój ulubiony wzmacniacz i nie potrzebują dziesiątek symulacji kolumn i wzmacniaczy, a Helixa wykorzystują tylko jako procesor efektów.
Tak powstał Line 6 HX Effects. Jest on w stanie przejąć kontrolę nad całym zestawem lub zastąpić pedalboard z efektami, jak zapewnia producent. Brzmi zachęcająco. Przyjrzyjmy się bliżej najnowszej propozycji Line 6.
Budowa
Line 6 HX Effects po wyciągnięciu z pudełka miło zaskakuje swymi wymiarami (7,5 × 19 × 27,5 cm). Estetycznie i wykonawczo wszystko jest bez zarzutu. Czarna metalowa obudowa z bokami z tworzywa sztucznego stanowi solidną podstawę dla przełączników, których przecież w warunkach koncertowych nikt nie oszczędza, oraz dobrze chroni serce urządzenia – procesor. Gałki oraz przyciski edycji znajdują się w zagłębieniu, które skutecznie zabezpiecza przed przypadkowym potraktowaniem go butem.
Na panelu górnym, w ergonomicznych odległościach od siebie (7 × 7,5cm) znajduje się osiem metalowych przełączników. Opasane są podświetlanymi pierścieniami, czytelnie sygnalizującymi ich stan (on/off). Sześć spośród nich to wrażliwe na dotyk switche, którymi włączamy efekty lub presety. Z małych ekranów LCD znajdujących się ponad nimi dowiadujemy się, jaki efekt lub preset jest aktualnie przypisany do danego przełącznika. Dwa pozostałe guziki to przycisk mode do zmiany trybów stomp/preset oraz tap/tuner.
W obniżeniu u góry obudowy znajdziemy wszystkie narzędzia potrzebne do edycji. Uwagę zwraca duża gałka służąca do wyboru efektu lub presetu i przypisania go do przycisku, a mniejsze pokrętła oznaczone cyframi od 1 do 3 służą pomocą przy zmianie ustawień efektów. Parametry, które regulują, widać na wyświetlaczach.
Po obu stronach gałek znajdują się po trzy przyciski. Na lewo mamy: save do zapisywania ustawień, menu do wejścia w opcje zaawansowanych ustawień oraz home ratujący nas z opresji, gdy zgubimy się podczas eksploracji coraz to nowych parametrów. Po prawej przyciski: action otwierający możliwości kopiowania i wklejania efektów, edycji nazw i kolorów wyświetlaczy oraz strzałki do poruszania się pomiędzy parametrami, gdy dana kostka ma ich więcej niż trzy.
Panel tylny to – jak w większości efektów tego typu – miejsce montażu gniazd. Pierwsze z lewej to dwa gniazda pedałów ekspresji. Automatycznie exp 1 odpowiada za efekty wah/pitch i whammy, a exp 2 kontroluje volume. Dodatkową funkcją tych gniazd jest możliwość przełączania kanałów we wzmacniaczach.
W dalszej kolejności znajdujemy dwie stereofoniczne pętle efektów, po dwa wejścia i wyjścia, oraz gniazda MIDI. W arsenale HX Effects nie mogło zabraknąć portu USB. Dzięki niemu mamy możliwość edytowania ustawień, aktualizowania oprogramowania oraz komunikacji z innymi urządzeniami.
Prawą stronę tylnego panelu zamykają: gniazdo znajdującego się w zestawie zasilacza oraz przycisk włącznika. Przydatnym szczegółem, który może uratować niejeden koncert jest uchwyt na kabel zasilający, zabezpieczający go przed przypadkowym wyrwaniem z gniazda.
Wrażenia
Obsługa efektu jest bardzo intuicyjna i już po chwili bez problemu poruszamy się po podstawowych funkcjach urządzenia, które umożliwiają nam skonfigurowanie swoich zestawów brzmień. HX można wpinać do pieca na kilka sposobów: przed wzmacniaczem, metodą czterech kabli lub w stereofonicznej wersji tej metody – siedmiu kabli. Takie wpięcie pozwala używać niektórych efektów przed preampem wzmacniacza, a innych, tj. jak modulacje, pogłosy – za preampem. Jest to szczególnie istotne, gdy chcemy grać przesterami ze wzmacniacza.
Efekt pracuje w dwóch trybach: stomp oraz preset, które przełączamy guzikiem mode. Tryb preset umożliwia poruszanie się między całymi wcześniej zaprogramowanymi zestawami efektów. Użytkownik może zapisać 128 ustawień w 32 bankach, co w praktyce powinno pokryć zapotrzebowanie większości gitarzystów.
W trybie stomp spędzamy zazwyczaj najwięcej czasu, bo przypomina on obcowanie z „tradycyjnymi” efektami i peadalboardem. Na wyświetlaczach widać nazwy efektów przypisanych do poszczególnych guzików, a święcące pierścienie wokół nich sygnalizują ich status. (Ich kolory odpowiadają kodowi Line 6: pomarańczowy – przestery, żółty – kompresory, niebieski – efekty modulacyjne, zielony – delay, czerwone – reverby, fioletowe – pitch, synth itd.). Na uwagę zasługuje bajecznie prosta i błyskawiczna edycja. Wystarczy dotknąć przycisku i już jesteśmy w trybie zmiany parametrów. Ich wartości regulujemy za pomocą gałek 1–3. Jeśli efekt ma więcej niż trzy parametry (tak będzie zazwyczaj w przypadku efektów modulacyjnych czy harmonizerów), z boku wyświetlacza pojawia się strzałka, a dostęp do nich uzyskujemy dzięki przyciskom na górnym panelu. Dotykając włącznika dłużej niż sekundę, uzyskujemy podgląd wszystkich parametrów danego efektu naraz, co umożliwia jeszcze szybszą kontrolę i ogarnięcie wzrokiem całości.
Wybór rodzaju kostki także jest bardzo prosty. Znów dotykamy tylko przycisku, do którego chcemy przypisać dany efekt, i za pomocą dużego pokrętła oraz strzałek przeglądamy dostępną bazę. A jest w czym wybierać. Producent zaopatrzył urządzenie w 117 efektów, które powstały z myślą o Heliksie, i 77 starych efektów, które były zawarte w serii M i stompboksach DL4, MM4, FM4 i DM4. Ciekawostką jest to, że do jednego przełącznika można przypisać, tak jak w Heliksie, kilka różnych efektów.
Kolejną pomocną opcją są tzw. snapshoty, w innych urządzeniach nazywane scenami. Możemy zapamiętać cztery takie ustawienia w ramach każdego presetu i błyskawicznie poruszać się między nimi. Urządzenie może zapamiętać stan każdego z przełączników (on/off) oraz ich parametry, zapisać jako scenę, by móc je przywołać jednym naciśnięciem przycisku. Zatem po zmyślnym programowaniu, nie musimy już tańczyć nad pedalboardem przed i po solówce.
Brzmienie
Poziom oferowanych brzmień jest bardzo dobry. Przestery swoją jakością zadowolą z pewnością większość nawet najwybredniejszych „szarpidrutów”. Próżno szukać w ich tonie typowej dla cyfrowych symulacji „siary”. Użyte we współpracy z dobrym lampowym zestawem nie pozostawią żadnej przestrzeni na narzekania i marudzenia. Wszystko się zgadza. Zarówno świat mruczących boosterów, jak i chropowatych fuzzów jest bardzo realistyczny, a odczucia, dynamika i reakcja na artykulację – świetne!
Blok efektów modulacyjnych oferuje bardzo dobre tremola i chorusy – jako miłośnik brzmienia w stylu Jamesa Bonda już po chwili znalazłem kilka dobrych ustawień, a wiadomo, że w przypadku multiefektów już sam przegląd możliwości może zająć nam kilka dni. Ustawienia fabryczne są poprawne i stanowią znakomity punkt wyjścia do naszych modyfikacji.
Blok pitch schiftera i harmonizera udowadnia, że procesor ma duży zapas. Wszystko działa płynnie i nie zacina się, a poszczególne głosy szybko i płynnie reagują zbliżając się do kanonu wyznaczonego przez firmę Eventide. Chwila nieuwagi i już gramy brzmieniem z klasycznych płyt Steve’a Vaia – Harmony Delay.
Nie brakuje także bardziej abstrakcyjnych efektów, które z jednego dźwięku tworzą bulgocząco-harczącą masę rodem z filmów science fiction lub anielskie chóry wznoszące się na obłokach na tle błękitnego nieba. Na pokładzie mamy jeszcze wbudowany looper obsługiwany sześcioma przyciskami, który ma dokładnie takie same parametry jak ten z Heliksów: 60 sekund w mono przy pełnej prędkości.
Podsumowanie
HX Effects to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto poszukuje małego multiefektu z dużą ilością wirtualnych kostek. Procesor oferuje wiele możliwości zarówno pod względem brzmienia (194 efekty), jak i opcji sterowania wzmacniaczem i innymi urządzeniami, dzięki czemu może stać się centrum dowodzenia całym zestawem. Reszta już w rękach użytkownika, który sam zadecyduje, czy chce użyć HX jako poważnego narzędzia do kreacji swego muzycznego świata czy też zabawki. Za łatwość edycji i programowania sprzęt zasługuje na wielką pochwałę. Urządzenie z pewnością przekona do siebie zatwardziałych przeciwników muliefektów, których do tej pory zniechęcała ich skomplikowana architektura wewnętrzna. Szybka korekta brzmienia na próbie to już nie problem. Z nowym procesorem Line 6 można spokojnie zająć się graniem, a stosunek ceny do jakości wróży mu sporą popularność.