Testował: Maciek Warda
Pierwszy instrument linii RockBass o takich możliwościach brzmieniowych i tak dobrym wyposażeniu. To, co do tej pory dostępne było dla wybranych, wszyscy muzycy mają teraz niemal na wyciągnięcie ręki!
Polityka
– Co tu się dzieje… W imię Ojca i Syna?!
– Zmiany, zmiany, zmiany…
Tak brzmiał jeden z dialogów Krzakoskiego i Dudały w kultowym filmie Stanisława Barei „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”. Na ostatnich targach Musikmesse mieliśmy okazję przekonać się, że zmiany na rynku sprzętu muzycznego są często zaskakujące, ale i zazwyczaj słuszne, o czym świadczy choćby dziejąca się na naszych oczach redefinicja polityki koncernu Warwick. Do tej pory seria RockBass kojarzona była głównie z tańszą, bardziej budżetową linią gitar Warwick, nie mającą jednak takiego prestiżu jak niemieckie wyroby tej marki. Z drugiej strony sprzęt pochodzący wprost z Markneuekirchen był często trudno osiągalny na polskim rynku i jednocześnie bardzo drogi, co mogło skutecznie zniechęcić muzyków nawet z nieco grubszym portfelem. Niedawno postanowiono, by gitary średniej i niższej półki cenowej, a więc właśnie RockBassy, zdominowały ofertę firmy, przeznaczoną dla masowego odbiorcy na całym świecie, a sprzęt naprawdę luksusowy dostępny był głównie na rynku niemieckim lub na zamówienie. Po pierwsze – ma to podnieść wizerunek brandu RockBass jako równorzędnego z innymi najlepszymi basami z podobnej półki cenowej, po drugie – raz na zawsze zburzyć kompletnie mylny stereotyp o jakości produkcji w Chinach jako tej gorszej niż w krajach Zachodu (z USA włącznie). Bez wątpienia to wolny rynek wymusił ten ruch i już niedługo będzie to miało bardzo pozytywne konsekwencje dla nas, konsumentów, ponieważ dostępność Warwicków w przyzwoitych cenach pomiędzy basami innych firm tylko zwiększy konkurencję, co musi spowodować jeszcze większy wzrost dbałości o jakość i ostatecznie również spadek cen. Zobaczmy zatem, jak ta idea wygląda w praktyce i jak jest z jakością RockBassów.
Budowa i jakość
Przyznam, że znam gitary Warwicka jak własną kieszeń, bo miałem okazję testować kilka Corvett z różnych serii, począwszy od tych o horrendalnych cenach (Custom) po tańsze egzemplarze (Classic). Nasza Corvetta to pierwszy (i jak mniemam na razie jedyny w Polsce) przykład instrumentu z serii RockBass o jakości najlepszych basów Warwicka za bardzo rozsądne pieniądze. Uzbrojony po zęby m.in. w dwa humbuckery typu MM („double bucks” – stąd $$) i przełącznik coil split, powinien spełnić wymagania nawet najbardziej wybrednych basistów. Jego korpus wykrojono z chińskiego jesionu, posiadającego właściwości podobne do jesionu bagiennego, a więc będącego drewnem twardym i gęstym (oczywiście jeśli jest prawidłowo wysezonowane). Pokryto go warstwą czarnego lakieru wypolerowanego na błysk. Z szyjką, wykonaną tradycyjnie już z przekładańca klon–ekanga, połączono go czterema śrubami. Nakładka na gryfie to tradycyjnie już odmiana palisandru w postaci dość grubego kawałka drewna. Nabito na nim 24 progi medium, umiejscowione odpowiednio do menzury, która wynosi 34 cale. Najwyższej klasy osprzęt zawsze był chlubą Warwicka i tak jest również w tym wypadku. Przede wszystkim są to klucze Warwicka oraz dwuczęściowy mostek pozwalający na regulację punktu podparcia strun aż w trzech kierunkach. Regulujemy zatem wysokość, menzurę lub spacing, czyli odległości pomiędzy strunami. Siodełko to już tradycyjnie regulowane imbusami Just-A-Nut III, a zaczepy na pasek to warwickowskie straplocki, dobrze spełniające swoje zadanie.
Gitara ma pasywny układ equalizacji oraz pasywne przetworniki, co wydaje się być ukłonem w stronę długiej tradycji gitar basowych. Te ostatnie to dwa wielkie humbuckery MEC typu musicmanowskiego, umieszczone w szczególny sposób – blisko siebie na środku korpusu. Oczywiście determinuje to od razu dostępne barwy dźwięku basówki, ale do tego jeszcze dojdziemy. Pasywna elektronika przedstawia się następująco: 2 × Volume z funkcją Push/Pull dla poszczególnych humbuckerów, co skutkuje innym łączeniem cewek w danym przetworniku (szeregowo bądź równolegle) oraz potencjometr Tone, wspólny dla obydwu pickupów.
Komfort i brzmienie
Gitara, pomimo dość muskularnego wyglądu, nie należy do zbyt ciężkich, waży około 4 kg. Profil szyjki jest konkretny, ale wygodny, a szerokość podstrunnicy pozwala na bardzo swobodny, lecz już wstępnie wypracowany styl gry. Jeśli ktoś po raz pierwszy weźmie basówkę do ręki i będzie to właśnie ta Corvetta, może odnieść wrażenie, że nie jest to łatwy instrument. Dla wprawnych dłoni będzie to natomiast sama przyjemność.
Brak tutaj trójpozycyjnych przełączników umożliwiających pracę każdej przystawki w trzech trybach: szeregowym, równoległym i single coil. Montowano go w klasycznych Warwickach Corvette $$, ale było w tym jednak coś z przerostu formy nad treścią – multum możliwości konfigurowania cewek nie jest niezbędnym elementem gitary basowej. Powinna ona brzmieć z pickupów i „z dechy” od razu, tak jak została stworzona. I nasza basówka na szczęście właśnie tym się wykazuje. Tutaj mamy wyłącznie opcje serial/paralel, co i tak skutkuje bogactwem brzmień.
Pasywny charakter daje jej trudno uchwytny, acz wyczuwalny, stabilny, osadzony i pewny sound, gdy obydwa pickupy pracują na sto procent. W połączeniu ze strunami Warwick Red Label Strings 045–135 podstawowy ton basówki jest naturalny, twardy i klarowny. Pomimo tego nasz RockBass ma przytłaczającą wręcz ilość muzycznych barw i ich odcieni. Na szczęście już po kilku pierwszych dźwiękach i przypadkowych zmianach ustawień pokręteł stwierdziłem, że podobnie jak w najwyższych modelach Warwicka brzmienia nie da się tutaj popsuć.
Jeśli chcemy się przekonać, że przetworniki typu MM mogą brzmieć niemal jak single i w ogóle nie brzęczeć, wystarczy, że ustawimy potencjometry w pozycji pull (połączenie równoległe – pokrętła wyciągnięte). Cewki przetworników będą działać wówczas jako pojedyncze, imitując singlowy typ przetworników. Jeśli teraz ustawimy obydwa potencjometry Volume w pozycjach 100%, będą grały jasno i śpiewnie. To ustawienie dobre jest do delikatniejszych, bardziej chilloutowych form. Owszem, będzie to sygnał cichszy, bardziej subtelny, wręcz balladowy, ale za to w studio – miodzio!
Szczególnie spodobało mi się ustawienie: mostek – połączenie szeregowe (pokrętło wciśnięte), gryf – połączenie równoległe (pokrętło wyciągnięte). To dla mnie pełnia szczęście, jeśli chodzi o sound hi-end. W miksie piosenki, którą akurat nagrywałem – jeśli można to tak nazwać – metodą home recordingu, takie brzmienie cudnie wręcz wpasowało się w tło i, rozbite w panoramie, nadało nagraniu sugestywnej głębi. Jednocześnie wyczyściło pieśń z brudów, nakrywając podobne pasma innych instrumentów i podkreślając swoją obecność wysokimi alikwotami przy grze w wyższych pozycjach. Sądzę, że rozwiązanie z różnym sposobem łączenia cewek w humbuckerze jest lepsze od zwykłego odłączania jednej z dwóch cewek, ponieważ w tym drugim wypadku i tak magnesy sąsiedniego, odłączonego przetwornika dają o sobie znać. Wystarczy porównać brzmienie prawdziwego singla i humbuckera, w którym „nie działa” jedna cewka, ale to już temat na zupełnie inny tekst.
Podsumowując: przy obydwu przystawkach działających szeregowo (czyli humbuckerowo) brzmienie jest ciemniejsze i bardziej funkowe. Ma mniej Marcusowej prezencji, ale można je skutecznie rozjaśnić potencjometrem Tone. Będzie wówczas sprawiać wrażenie lekko skompresowanego, z twardym atakiem, idealnym do klangowania i sytuacji live. Połączenie równoległe to o 30% więcej góry, sygnał jest bardziej subtelny i studyjny.
Podsumowanie
Po kilku tygodniach obcowania z Corvette $$ zacząłem się poważnie zastanawiać, czy aby jej nie kupić, by dysponować wiosłem wygodnym, nieskomplikowanym, o pewnym i atrakcyjnym brzmieniu. Gdyby tylko lakier nie był na wysoki połysk, czego nie za bardzo lubię, decyzja byłaby już w zasadzie podjęta. Zawodowe wiosło!
Cena: 3 229 PLN
Sprzęt dostarczył Warwick GmbH & Co Music Equipment KG – www.warwick.pl
Strona producenta: www.warwick.de
Test ukazał się w czerwcowym wydaniu magazynu TopGuitar (TG 6/2011).