Wszyscy słyszeli o tym, jak to kiedyś, przebywając w ciepłych krajach, Keith Richards zapragnął wejść na palmę, co też uczynił. Niestety zleciał z niej jeszcze szybciej, niż na nią wlazł, co skończyło się nieciekawie. Oto prawdziwa historia o tym, jak gitarzysta The Rolling Stones będąc w bezpiecznym i słonecznym raju, otarł się o duże niebezpieczeństwo dla zdrowia.
„Keith Richards leczony w szpitalu po upadku z palmy” – krzyczały nagłówki gazet. „Richards ma wstrząs mózgu po upadku z palmy kokosowej”. „Keith Richards i upadek na Fidżi” – i tak bez końca. Jedno jest pewne: kiedy gitarzysta The Rolling Stones, spadł z drzewa podczas wakacji na Fidżi w maju 2006 roku, była to sensacja. Ale jak później wyjawił Keith, nie było to zbyt duże drzewo, a on wcale nie siedział na nim tak wysoko.
Tę słynną historię, która obiegła cały świat przypomniał sam poszkodowany w swojej biografii „Life”: „Zapomnijcie o jakiejkolwiek palmie. To było jakieś niskie, sękate drzewo, które było w zasadzie poziomą gałęzią. Widać było, że wcześniej siedzieli tam ludzie, bo kora była starta. Przede mną była jeszcze jedna gałąź, pomyślałem, że chwycę się jej i delikatnie opuszczę się na ziemię. Ale zapomniałem, że moje ręce były jeszcze mokre, a na nich był piasek i wszystko inne, i kiedy chwytałem się tej gałęzi, nie udało mi się jej złapać. I tak wylądowałem twardo na piętach, a moja głowa poleciała do tyłu i uderzyła w pień drzewa. Mocno. I to było to. Wtedy mi to nie przeszkadzało”.
To było jakieś niskie, sękate drzewo, które było w zasadzie poziomą gałęzią. Widać było, że wcześniej siedzieli tam ludzie, bo kora była starta. Przede mną była jeszcze jedna gałąź, pomyślałem, że chwycę się jej i delikatnie opuszczę się na ziemię. Ale zapomniałem, że moje ręce były jeszcze mokre, a na nich był piasek i wszystko inne, i kiedy chwytałem się tej gałęzi, nie udało mi się jej złapać. I tak wylądowałem twardo na piętach, a moja głowa poleciała do tyłu i uderzyła w pień. Mocno
Jak się okazało, po kilku dniach jednak zaczęło mu to przeszkadzać. Podczas rejsu po Pacyfiku, gdy łódź pokonywała fale, gitarzysta zaczął odczuwać bóle głowy. Po powrocie na ląd poddał się badaniu, które wykazało obecność ostrego krwiaka mózgu, jego życie było poważnie zagrożone. 1700 mil dalej, w Nowej Zelandii, neurochirurg dr Andrew Law odebrał telefon: „Zadzwonili do mnie z Fidżi i powiedzieli, że mają kogoś z krwotokiem śródczaszkowym, a jest to dość znana osoba, czy mógłbym sobie z tym poradzić? Powiedzieli, że to Keith Richards z zespołu Rolling Stones. Pamiętam, że miałem jego plakat na ścianie, kiedy byłem na uniwersytecie. Zawsze byłem fanem Rolling Stonesów i fanem Keitha Richardsa”.
Zadzwonili do mnie z Fidżi i powiedzieli, że mają kogoś z krwotokiem śródczaszkowym, a jest to dość znana osoba, czy mógłbym sobie z tym poradzić? Powiedzieli, że to Keith Richards z zespołu Rolling Stones. Pamiętam, że miałem jego plakat na ścianie, kiedy byłem na uniwersytecie. Zawsze byłem fanem Rolling Stonesów i fanem Keitha Richardsa
Richards przyleciał do Auckland, gdzie Law wziął go pod opiekę. Ale sytuacja się pogarszała. „Po tygodniu spędzonym tutaj poszedłem z nim na kolację i okazało się, że nie wygląda najlepiej” – powiedział Law. „Następnego dnia rano zadzwonił do mnie i powiedział, że boli go głowa. Powiedziałem, że w poniedziałek zrobimy mu prześwietlenie. W poniedziałek rano jego stan znacznie się pogorszył, bardzo bolała go głowa, zaczynał niewyraźnie mówić i odczuwał pewne osłabienie. To był dość duży skrzep, miał co najmniej półtora centymetra grubości, może dwa. Jak gęsta galareta. Usunęliśmy go. Była tam tętnica, która krwawiła. Po prostu zakorkowałem ją, przemyłem i poskładałem z powrotem. Keith obudził się zaraz potem i powiedział: 'Boże, tak lepiej!’. Szybko zelżało mu ciśnienie i natychmiast, na stole operacyjnym poczuł się znacznie lepiej”.
Jego stan znacznie się pogorszył, bardzo bolała go głowa, zaczynał niewyraźnie mówić i odczuwał pewne osłabienie. To był dość duży skrzep, miał co najmniej półtora centymetra grubości, może dwa. Jak gęsta galareta. Usunęliśmy go. Była tam tętnica, która krwawiła. Po prostu zakorkowałem ją, przemyłem i poskładałem z powrotem. Keith obudził się zaraz potem i powiedział: 'Boże, tak lepiej!’. Szybko zelżało mu ciśnienie i natychmiast, na stole operacyjnym poczuł się znacznie lepiej
Dr. Law dołączył później do ekipy zespołu, aby mieć oko na swojego pacjenta podczas europejskiej części trasy Bigger Bang. Pierwszy koncert po wypadku Stonesi zagrali w Mediolanie. Keith nie dawał po sobie poznać co się wydarzyło, schodził ze sceny w euforii, bo udowodnił, że dał radę: „To było to, co musiałem zrobić” – napisał Richards we wspomnianej autobiografii. „Byłem gotowy do działania. Albo stajesz się hipochondrykiem i słuchasz innych ludzi, albo podejmujesz własne decyzje. Gdybym czuł, że nie dam rady, byłbym pierwszym, który by to powiedział. Publiczność wymachiwała dmuchanymi palmami, niech będą błogosławione ich serca. Moja publiczność jest wspaniała. Trochę się śmieją i żartują. Spadam z drzewa, a oni mi je dają”.
Publiczność wymachiwała dmuchanymi palmami, niech będą błogosławione ich serca. Moja publiczność jest wspaniała. Trochę się śmieją i żartują. Spadam z drzewa, a oni mi je dają
Więź Richardsa z Lawem okazała się dłuższa. Chirurg zaczął podróżować z legendą Rolling Stonesów, mieszkał z Richardsem i jego rodziną w Europie i Stanach Zjednoczonych oraz w pełni korzystał z dobrodziejstw życia gwiazdy. „Chodzimy na ryby, frytki i piwo” – powiedział gazecie Sunday Star Times, wyjaśniając ich nieoczekiwaną przyjaźń. „Myślę, że on nie spotkał zbyt wielu neurochirurgów, a ja nie spotkałem zbyt wielu gwiazd rocka”.
Keith visiting backstage in Auckland with Dr. Andrew Law, who tended to his tree-induced ills in 2006. pic.twitter.com/1BmVAXrwZ2
— Keith Richards (@officialKeef) November 23, 2014