Kto by się spodziewał, że ponad pół wieku po ich wielkim sukcesie „Satisfaction” Rolling Stonesi, a w szczególności Keith nadal okupować będzie okładki muzycznych magazynów na całym świecie. Artykułów na temat jego bujnego życia jest bardzo dużo, dlatego bardzo się cieszymy, że możemy dzisiaj zaprezentować Wam fragmenty z niesamowitej biografii Keitha Richardsa pióra Victora Bockrisa, wydanej przez nieocenione wydawnictwo In Rock.
Aż trudno w to uwierzyć, ale Stonesi ponownie pracują nad nową płytą, a pewnie i nad kolejną trasą koncertową – bez respiratorów, wózków inwalidzkich i balkoników. Żarty żartami, ale fenomen Keitha Richardsa jest bezsprzeczny i, jak sądzę, lekarze specjaliści rozkładają ręce, gdy chcą wytłumaczyć odporność jego organizmu na wszystkie substancje, jakimi przez pół wieku się raczył.
Dzięki tej „niezniszczalności” do dzisiaj możemy słuchać jego riffów, które są jak najcenniejsze, ale w pełni sprawne muzealne eksponaty… To jest właśnie żyjąca ikona rock and rolla, która nigdy nie sprzeniewierzyła się gitarze i wartościom, które w muzyce są najważniejsze – szczerości, autentyczności, oddaniu i tradycji. Gdy dodamy do tego jego songwriterski talent, który w połączeniu z podobnym darem Micka Jaggera dawał światu rockowy przebój za przebojem oraz niesamowitą, rzeźbiarską twarz będącą żywym elementem jego image’u, mamy z grubsza postać gitarowego Zeusa, który siedzi na Olimpie i spogląda na wszystko z dobrodusznym uśmiechem.
Zachęcamy do sięgnięcia po płyty Stonesów (i solowe Keitha – nagrał ich tylko dwie) oraz wspomnianą biografię, której treścią śmiało mógłby obdzielić dziesięciu muzyków uznanych za rockandrollowo niepokornych.

Fragmenty książki „Niezniszczalny”
W czerwcu 1944 roku, kiedy Keith miał sześć miesięcy, Niemcy wypuścili z francuskich baz bezzałogowe samoloty V-1. Każda z tych – zwanych także „latającymi bombami” – nafaszerowanych materiałami wybuchowymi pięcioipółmetrowych metalowych tub, zaopatrzonych w dwa skrzydełka, potrafiła lecieć poniżej zasięgu radarów i dotrzeć do Anglii w ciągu godziny. A kiedy już się nad nią znalazła, wyłączała silnik, przypominający nieco brzmieniem pralkę, i spadała z nieba prosto na cel. V-1 to w dużej części błyskotliwy wynalazek człowieka, który został później współtwórcą amerykańskiego programu kosmicznego i wielkim fanem The Rolling Stones – Wernhera Von Brauna.
*
Być może ze względu na wykształconą pod wpływem wojny mentalność typu „my kontra oni” angielscy uczniacy oceniali się głównie na podstawie sukcesów w bójkach i przynależności do konkretnych gangów. Ów stan rzeczy z dojmującą jasnością ilustruje świadectwo pewnego chłopca, który wyjaśniał w wywiadzie dla BBC: „Wolę już zostać pobitym i wylądować w szpitalu, niż odmówić walki, nawet jeśli ten drugi jest dziesięć razy większy ode mnie. Bo jeśli stracę twarz w obecności kumpli, to już koniec, co znaczy, że nie będę miał prawa się odezwać”.
Keith Richards urodził się pod znakiem Strzelca i według jego horoskopu nie potrafił „tolerować żadnej formy ucisku”, był „bardzo nerwowy”, a „pod długotrwałą presją” groziło mu „niebezpieczeństwo załamania nerwowego”. Biorąc pod uwagę fakt, iż ostatecznie miał oprzeć swoją dorosłą egzystencję na idei przynależności do paczki, interesujące jest, że Keith nawet nie chciał słyszeć o pomyśle dołączenia do grupy rówieśników. Zdaniem jego matki wynikało to po prostu ze skojarzenia nieśmiałości Richardsów z arogancją Dupreech. Tak czy owak, w latach 40. i 50. gangi stanowiły wśród angielskich chłopaków dominującą formę organizacji, a postawa Keitha przysporzyła mu wkrótce wiele problemów.
*
Kiedy Keith miał 14 lat, w jego życiu nastąpił dramatyczny zwrot, ponieważ zaczął przechodzić mutację i – jak to odebrał – został wyrzucony z chóru. Bardzo go to dotknęło, więc z całą mocą swych od niedawna tak intensywnie wytwarzanych hormonów zaczął kurewsko zawalać szkołę, mówił chrypliwym, bezbarwnym, acz sugerującym bezkompromisowość głosem i lubował się w okrzykach typu „chujnia!” i „spierdalaj!”. „Myślę, że właśnie wtedy przestałem być grzecznym chłopcem i zmieniłem się w chuligana” – ocenił Keith.
*
„Dużo pozowałem w domu przed lustrem. Byłem optymistą. Brakowało mi tylko trochę forsy na zakup instrumentu. Ale najpierw opanowałem te ruchy, a gitarę zorganizowałem sobie później” – wspominał. Jego asem w rękawie była współmieszkanka, która wspierała go we wszelkich muzycznych kwestiach, czyli Doris. Nakłonienie jej do pomocy przy zakupie jego pierwszej gitary przyszło mu dość łatwo. I chociaż zapowiedziała, że zafunduje mu ją wyłącznie pod warunkiem złożenia obietnicy, iż będzie traktował swoje nowe zamiłowanie poważnie, najprawdopodobniej była równie podekscytowana myślą o kupnie instrumentu co jej syn. Wyruszyli więc do miasta i wybrali akustyczną gitarę Rosetti za siedem funtów. Przy tej okazji Keith namówił matkę, żeby pożyczyła mu pieniądze na gramofon, i w jego ręce trafił jeden z tych starych, nakręcanych modeli na 78 obrotów z igłą, która potrafiła nieodwracalnie uszkodzić płytę.
*
„Wyrosłem na coś kompletnie sprzecznego z życzeniami mojego taty” – powiedział Keith. – „Musiał być wstrząśnięty na widok tego zbira, którego stworzył w mojej osobie. Nadszedł dla mnie czas na wyfrunięcie z gniazda. To było jak ultimatum: albo on, albo ja. Więc postanowiłem: Wynoszę się stąd! Muszę odejść!”. W październiku 1962 roku Richards, Jagger i Jones wprowadzili się do obskurnego lokum na pierwszym piętrze trzykondygnacyjnego domu numer 102 przy Edith Grove, nieopodal King’s Road w dzielnicy World’s End w zachodnim Londynie.

To dwupokojowe mieszkanie z wanną w kuchni i wspólną ubikacją na pobliskim półpiętrze niebawem stało się prototypem hipisowskiej nory. „To był dopiero syf!” – wspominał Keith. – „Odrażające!”. Na ścianach kwitła pleśń. Poprzyklejali też do nich kulki ze śliny i smarków, każdą ochrzczoną własnym imieniem. Na sufitach widniały smugi od dymu ze świec. Po podłodze walały się brudne ciuchy, resztki jedzenia, pety, popękane naczynia, gitary oraz kable od wzmacniaczy. Panował tam potworny odór.