Z uwagi na to, że pytania Slashowi zadawali różni dziennikarze, poruszają one różne tematy i – jak to na konferencjach bywa – nie ma zachowanej ciągłości wątków. Niemniej jednak wszystkie słowa tego gitarzysty są warte uwagi, dlatego postanowiliśmy je spisać. Niestety większość „wywiadowców” zbyt cicho się przedstawiała lub nie robiła tego w ogóle, dlatego tylko w przypadku kilku pytań wiadomo, kto je zadał.
=> Obejrzyj również galerię zdjęć z koncertu Slasha w Katowicach.
=> Przeczytaj także wywiad ze Slashem z okazji premiery „Apocalyptic Love”.
Czy powinniśmy uważać rozdział zwany Velvet Revolver za zamknięty, czy jest to rzecz idąca równolegle z tym, którym zajmujesz się obecnie.
Slash: Nie powiedziałbym, że jest równoległy. On ciągle istnieje, ale nie robiliśmy z nim niczego ponieważ poszukiwaliśmy nowego gitarzysty i na tym etapie się zatrzymaliśmy. Dopóki więc nie znajdziemy kogoś odpowiedniego do tego zespołu, nie będziemy grali.
Cześć, mam na imię Bartek, jestem z Polskiego Radia Katowice. Wiemy, że jesteś tutaj od wczoraj i miałeś cały dzień bez obowiązków. Co zazwyczaj robisz gdy wypadnie ci jeden dzień bez koncertów?
Slash: Cóż, zazwyczaj siedzę w swoim pokoju hotelowym, gram na gitarze, nagrywam i takie tam rzeczy. Wczoraj był chyba pierwszy dzień kiedy opuściłem hotel. Poszedłem na obiad blisko hotelu do fajnej, małej restauracji z tradycyjną polską kuchnią. Wiesz jak ona się nazywała? Mam zapisane w telefonie… Zjadłem tam pierogi, jakiegoś sznycla, żeberka…
Smakowało Ci?
Slash: Było niesamowite!
Kiedy umarł Jimi Hendrix miałeś 5 lat. Jak to widzisz dzisiaj, jaki wpływ miał on na Twoją muzykę?
Slash: Tak się składa, że myślałem o nim wczoraj. Hendrix miał ogromny wpływ na mnie, jako na gitarzystę. Mimo tego, że był bardzo różnorodnym stylistycznie gitarzystą, był bardzo dobrym hardrockowym gitarzystą. Kiedy go słucham, takich rzeczy jak Foxy Lady to myślę, że nie ma dzisiaj kogoś, kto zagrałby to tak bez opamiętania, z taką dzikością…Dlatego tak, kocham Hendrixa.
Slash, chodzą pogłoski o powrocie Scotta (Weiland, ze Stone Temple Pilots – przyp. MW) do Velvet Revolver…
Slash: To Scott wymyślił (śmiech).
Jeśli nie Scott, to czy rozważałeś może Mylesa na jego miejsce, niezależnie od twojego obecnego projektu?
Slash: Wiesz, tak naprawdę to na początku myśleliśmy o nim, zanim jeszcze dowiedziałem się kim był Myles. Myles miał taśmę demo, i inne rzeczy tego typu, ale nigdy nie słyszeliśmy jego wokalu. Dlatego nieco się z tym dalej nie wydarzyło. Dopiero potem, gdy Scott został wylany, przypomnieliśmy sobie o Mylesie ponownie, ale w tamtym czasie on nie był zainteresowany. Potem, kiedy rozmawiałem z nim o jego dołączeniu do mojej solowej trasy, on nie miał na to czasu. To praca 24 na 7.
Michał Boroń z Interia.pl. Powiedz proszę kiedy uświadomiłeś sobie, że Myles będzie najlepszą opcją dla twojego zespołu i kiedy Slash i Przyjaciele z poprzedniego albumu zmieni się w Slash featuring Myles Kennedy & The Conspirators?
Slash: To dobre pytanie… Kiedy nagrywałem swoją pierwszą płytę z różnymi wykonawcami nadal nie znałem Myles’a, ani nie słyszałem jego głosu. Matt Scorum był tym, który wspominał go jeszcze w 2002 roku, kiedy zakładaliśmy Velvet Revolver, ale nie wiedziałem wówczas kto to. Nagrałem już większość materiału, ale nadal miałem dwa utwory bez wokalu. Nie mogłem wpaść na pomysł żadnego znaczącego nazwiska osoby odpowiedniej do nagrania tych dwóch kawałków. W tamtym czasie usłyszałem właśnie, że zaproponowano Mylesowi Kennedy, by pojechał na tournée z Led Zeppelin i pomyślałem sobie, on musi być naprawdę dobry. Dlatego zadzwoniłem do niego, powiedziałem, że robię nagrania z różnymi artystami i zapytałem, czy jest zainteresowany tym, by zaspiewać na mojej płycie. Zgodził się, ja wysłałem mu muzykę, a on tydzień później odesłał mi gotową piosenkę. To było „Starlight”. Posłuchałem tego i pomyślałem, że ten koleś jest fantastyczny. Poleciałem więc do Los Angeles i tam spotkaliśmy się po raz pierwszy. Dobrze dogadaliśmy się na gruncie towarzyskim. Nagraliśmy studyjną wersję „Starlight”, a także drugiej piosenki, „Back From Cali”. W tym czasie zapytałem go, czy nie zechciałby ruszyć ze mną na trasę promującą tę płytę ponieważ właśnie montowałem zespół aby ruszyć z promocją tej płyty. Potem poznałem Brent’a Fitz’a, który z kolei przestawił mnie Todd’owi Kernsowi i się zaczęło. Na początku mieliśmy daty koncertów na miesiąc w przód, ale przerodziło się to potem w półtoraroczną trasę. Podczas tej trasy podjąłem decyzję, że nagram z nimi kolejną płytę. Nazwałem ją „Slash ft. Myles Kennedy”, żeby zaznaczyć, że on też ma w niej swój udział jako frontman. Sekcja rytmiczna również jest ważna, ale nie chciałem zmieniać nazwy więc dodałem do tego And The Conspirators.
W utworze „Anastasia” możemy usłyszeć, że interesujesz się również muzyka klasyczną. Czy jest jakaś szansa by polscy fani usłyszeli kiedyś jakiś polski utwór klasyczny?
Slash: Taki poważnie klasyczny? Hmmm… Jest wiele utworów klasycznych, które wpłynęły na moją twórczość i które podobają mi się już od samego dzieciństwa. Ale gdybym miał skupić się tylko na tym… mam chyba za mało cierpliwości. Mam rockowa osobowość, posiadam więc taki agresywny atak i kiedy gram to wychodzi ze mnie po prostu naturalnie, nie potrafię za bardzo skupiać się na tym, by zagrać coś innego.
Czy mógłbyś powiedzieć nam coś na temat swojej pierwszej gitary? Dlaczego zacząłeś grać i kto był twoim pierwszym mistrzem?
Slash: Moim pierwszym wiosłem była gitara akustyczna, która posiadała jedną strunę. Nauczyłem się wielu piosenek, które grałem na jednej strunie. Nauczyłem się wtedy „Smoke on the Water”, „Dazed and Confussed”… Wszystko co możesz zagrać na jednej strunie. Powiedziałbym tak: Ritchie Blackmore, Jimmy Page, Hendrix… Było mnóstwo gitarzystów, na których się wówczas skupiałem – Eric Clapton, Keith Richards, Joe Perry i Brand Withford z Aerosmith, Brian May.
Kiedy przesiadłeś się na sześciostrunówkę?
Slash: Kiedy nauczyłem się zakładać pozostałe pięć. Nie tak długo potem. Na jednej strunie grałem kilka miesięcy, aż ktoś pokazał mi jak się zakłada pozostałe.
Kiedy słuchałem Twojego ostatniego albumu zdałem sobie sprawę, że twoja współpraca z Mylesem brzmi, jakbyście razem grali od wielu lat. Jakim sposobem uzyskałeś taki efekt?
Slash: Nie mam takich samych skojarzeń jak ty, który słuchasz tego albumu z zewnątrz. Kiedy razem z Mylesem po raz pierwszy spotkaliśmy się przy okazji mojego pierwszego solowego albumu, to była coś w rodzaju automatycznej chemii. Po prostu łatwo nam się razem pracuje i czujemy się komfortowo razem. Myślę, że to wpływa na spójność naszego brzmienia. Patrzę już w przyszłość i widzę nagrania do następnej płyty, bo wiesz, ponieważ to był pierwszy raz kiedy razem nagraliśmy autorski materiał to wydaje mi się, że dopiero zaczęliśmy się rozkręcać. To dopiero przedsmak tego, co jesteśmy w stanie wspólnie zrobić w przyszłości.
A co będziesz robił po tej trasie?
Slash: Po zakończeniu trasy będziemy pracować nad materiałem na kolejną płytę. Produkuję również horror, który w zasadzie jest już skończony i wyjdzie w przyszłym roku. Będę więc musiał go wspierać. Głównie więc będzie to promowanie filmu i praca nad kolejną płytą Konspiratorów, która zostanie wydana również w przyszłym roku.
Chciałem zapytać o blues. Czy uważasz blues za podstawę dla wszystkich gitarzystów rockowych?
Slash: To zależy od tego kto gra, od indywidualności. Jeśli to ma zapładniać gitarzystę to tak, to powinna być podstawa. Nie powinno być tak, że „musisz to i tamto umieć”. Powinno się uczyć tego co słyszysz i co do ciebie trafia. Jeśli to blues to niech będzie blues, jeśli Chuck Berry i taka typowa rock and rollowa gitara wiesz… to może być cokolwiek, co cię podnieca.