Wspomnienia o Eddiem zawsze na propsie, a jeśli osobą wspominającą jest Wolfgang i oprócz relacji czysto muzycznej jest to perspektywa syn – ojciec, chyba nie trzeba dłużej zachęcać. Tym razem Wolfie przywołał ostatnią studyjną płytę Van Halen,która zawiera dużo dobrej muzyki.
Umówmy się, że „A Different Kind Of Truth” nie była najlepszą płytą Van Halen, spotkała się z mieszanymi reakcjami fanów, ale za to głównie z pozytywnymi recenzjami krytyków. Młody wówczas jeszcze Wolfgang Van Halen może przypisać sobie za to sporą część zasług.
Siedem z 13 utworów na płycie to przerobione utwory, które zostały nagrane jako demówki pod koniec lat 70. i we wczesnych 80., ale nigdy nie zostały oficjalnie wydane. Pierwotnym zamiarem Wolfganga w przypadku tego albumu było stworzenie kolekcji wcześniej wydanych „b-side’ów” wraz z trzema przerobionymi demówkami. Eddie z kolei powiedział później: „To [byłaby] płyta z naszymi bardziej hardcorowymi piosenkami i bez żadnych popowych rzeczy. Taki był plan, ale im głębiej kopaliśmy, tym więcej znajdowaliśmy. W tym samym czasie ja pisałem nowe piosenki. Dave był tym bardzo podekscytowany. Wszyscy działaliśmy. Skończyło się na tym, że nagraliśmy dema 35 kawałków.”
To [byłaby] płyta z naszymi bardziej hardcorowymi piosenkami i bez żadnych popowych rzeczy. Taki był plan, ale im głębiej kopaliśmy, tym więcej znajdowaliśmy. W tym samym czasie ja pisałem nowe piosenki. Dave był tym bardzo podekscytowany. Wszyscy działaliśmy. Skończyło się na tym, że nagraliśmy dema 35 kawałków
Oddajmy w końcu głos Wolfgangowi, który w nowym wywiadzie dla serwisu Ultimate Rock powiedział: „W tamtym czasie Van Halen był w dużej mierze dziedzictwem. Jasne, że zagorzali fani chcieli mieć album, ale … większość ludzi chciała słyszeć tylko „Panama”, „Jump” i inne tego typu rzeczy. Pomyślałem więc, że warto byłoby poszukać inspiracji w starych demach…”
W tamtym czasie Van Halen był w dużej mierze dziedzictwem. Jasne, że zagorzali fani chcieli mieć album, ale … większość ludzi chciała słyszeć tylko „Panamę”, „Jump” i inne tego typu rzeczy. Pomyślałem więc, że warto byłoby poszukać inspiracji w starych demach…
Wolfgang kontynuował: „Myślę, że 'Blood and Fire’ muzycznie jest jedną z najlepszych piosenek, jakie tata kiedykolwiek napisał. To był stary pomysł o nazwie 'Ripley’, oparty na tej gitarze stereo, którą zbudował Steve Ripley – trzy struny były na lewym kanale, trzy struny na prawym, i to było stare demo z 1984 roku. Myślę, że melodyjne frazowanie taty w tej piosence było tak perfekcyjne, jak w 1984 roku, że wciąż to słychać. Ale potem są jeszcze te małe przebłyski, jak wstęp przed solówką, tata robi tę harmoniczną rzecz, która przypomina mi rzeczy z ery 'Balance’ (…) Byłem naprawdę zadowolony z mojego małego basowego riffu w refrenie; zrobiłem taki mały przebieg przez cały utwór i ciężko było to zaśpiewać i zagrać na żywo, ale udało się.”
To był stary pomysł o nazwie 'Ripley’, oparty na tej gitarze stereo, którą zbudował Steve Ripley – trzy struny były na lewym kanale, trzy struny na prawym, i to było stare demo z 1984 roku. Myślę, że melodyjne frazowanie taty w tej piosence było tak perfekcyjne, jak w 1984 roku, że wciąż to słychać
Ciekawe, że Wolfgang użył nawet capo na swoim basie w najważniejszym utworze albumu, „China Town”: „Pamiętam, że kiedy to się ukazało, wszyscy mówili 'Ed musi używać oktawera na tym intro’. A ja na to, 'nie.’ Założyłem capo na basie. Byłem tak kreatywny, że założyłem capo na basie i grałem. Nikt w to nie wierzył, dopóki nie zagraliśmy tego na żywo, ale to była naprawdę fajna sprawa, bo ja i tata wygłupialiśmy się w ten sposób w studiu. Wciąż próbowałem to zagrać i pomyślałem, że potrzebuję sześciostrunowego basu z dwiema ostatnimi strunami nastrojonymi na B i E, żeby to zrobić. Chwyciłem więc capo i było idealnie. Poszło naprawdę dobrze. To kolejna piosenka, z której jestem po prostu bardzo dumny – ze wszystkiego, co w niej zrobiłem.”
Założyłem capo na basie. Byłem tak kreatywny, że założyłem capo na basie i grałem. Nikt w to nie wierzył, dopóki nie zagraliśmy tego na żywo