Marcin Olak to muzyk z grona wyśmienitych polskich gitarzystów – nie boi się różnych stylów i… instrumentów, gra swobodnie na gitarach klasycznych, akustycznych i elektrycznych. Wraz ze swoim trio wydał właśnie swój trzeci album, „Crossing Borders”.
Maciek Warda, TG: Marcin, miło że możemy porozmawiać z okazji wydania nowej płyty Marcin Olak Trio. Powiedz na początek, kto towarzyszył ci na nagraniach? Czy skład zmienił się w porównaniu z poprzednią płytą – „Simple Joy”?
Marcin Olak: Płytę nagrałem z Hubertem Zemlerem na bębnach i Maćkiem Szczycińskim na kontrabasie, do dwóch utworów zaprosiłem znakomitego perkusjonistę, Mikołaja „Mikiego” Wieleckiego, znanego m.in. z projektu Ritmodelia. W porównaniu z poprzednią płytą zmienił się basista – na „Simple Joy” zagrał Wojtek Traczyk. Tyle że na koncertach promujących poprzednią płytę grali obaj basiści – po prostu tym razem wszedłem do studia z Maćkiem, ale na koncertach będzie także pojawiał się Wojtek.
Maciek Warda, TG: Chciałem pogratulować ci brzmienia płyty – z jednej strony to wycyzelowany materiał studyjny, a z drugiej brzmi tak przestrzennie i naturalnie, że nazwałbym to „live at studio”. Z czego to wynika?
Marcin Olak: Dzięki, cieszę się, że to doceniasz. Chciałem, żeby to nagranie było prawdziwe, bez produkcji, dogrywek czy poprawek – dlatego nagrywaliśmy na setkę, dokładnie tak, jak gramy koncerty. Gramy razem od kilku lat, więc z tym składem mogłem sobie pozwolić na tego typu rejestrację. Każdy utwór był grany kilka razy, a potem wybieraliśmy wersję, i zazwyczaj był to pierwszy albo drugi take, czyli w zasadzie to było nagranie live. Nie montowaliśmy wersji – na płycie słychać dokładnie to, co zagraliśmy. Ale przy tym skorzystaliśmy ze wszystkich dostępnych studyjnych udogodnień – wszystkie instrumenty były nagrywane w oddzielnych pomieszczeniach, dzięki czemu uniknęliśmy przesłuchów, a to z kolei pozwoliło nam bez kompromisów dopracować brzmienie każdego instrumentu. Przywiązuję bardzo dużą wagę do brzmienia tego projektu i na szczęście przy tym nagraniu nie musiałem iść na żadne ustępstwa – nie masz pojęcia, jak się z tego cieszę.
Maciek Warda, TG: Wiem, że określasz muzykę na tej płycie mianem fuzji kameralistyki z jazzem. Możesz rozwinąć tę myśl? Co jest siłą napędową tego albumu?
Marcin Olak: Z wykształcenia jestem gitarzystą klasycznym, z wyboru jazzowym, ale najchętniej poruszam się na styku tych dwóch światów. Jazz jest czymś wspaniałym, lecz w swej kanonicznej formie bywa przewidywalny. Z kolei muzyka współczesna jest w zasadzie jednym wielkim zaskoczeniem, lecz czasem nie komunikuje się z odbiorcą. A dla mnie najciekawszy jest obszar pomiędzy tymi dwoma światami, i tam chciałem zabrać słuchacza.
Na płycie można usłyszeć kilka różnych typów improwizacji. Jest jazz oparty o skale, ale jest też aleatoryka i improwizacje kolektywne, wchodzące z nurtu muzyki intuicyjnej. Jest też kilka eksperymentów formalnych… Ale wszystko jest osadzone w rytmie i melodii, więc słuchacz nie powinien poczuć się zagubiony w tej muzyce. Co najwyżej zaskoczony – ale to chyba dobrze.
Podstawową siłą napędową tego albumu są muzycy. Gramy razem od wielu lat, dobrze się rozumiemy i dzięki temu mogliśmy pozwolić sobie na rozbudowanie improwizowanych dialogów między nami. Każdy mógł wnieść na płytę coś ze swojego indywidualnego stylu, ale przy tym graliśmy naprawdę razem.
Maciek Warda, TG: Oprócz swoich kompozycji wziąłeś na warsztat melodie Witolda Lutosławskiego. Jak podszedłeś do tych tematów, by były atrakcyjne dla słuchacza nieobeznanego z muzyką współczesną?
Marcin Olak: To są genialne utwory i sądzę że w swej pierwotnej wersji są atrakcyjne dla każdego wrażliwego słuchacza. Szkoda, że muzyka Witolda Lutosławskiego nie jest bardziej promowana – myślę, że wielu ludzi mogłoby odkryć w niej coś dla siebie. Tymczasem wielu ludzi po nią nie sięga, bo boi się muzyki współczesnej, stereotypowo postrzeganej jako niezrozumiała, trudna i nienadająca się do słuchania. A szkoda, w wypadku kompozycji Witolda Lutosławskiego naprawdę jest inaczej.
Wracając do moich opracowań – postanowiłem nie grać tych utworów w wersjach oryginalnych, ponieważ to po prostu nie pasowałoby do koncepcji tego zespołu. Zagraliśmy wariacje na temat trzech melodii ludowych. Tematy zostały przekomponowane – skupiłem się na kilku elementach każdego z nich, i o nie oparłem przetworzenia i improwizacje. Formalnie zbliżyłem te utwory do idiomu jazzowego, mamy więc nawiązania do bluesa, do ballady, a cykl zamyka stylizowany work song. Przy okazji pochwalę się, że udało mi się uzyskać zgodę spadkobierców Mistrza na opracowanie tych utworów, za co chciałbym jeszcze raz podziękować.

Maciek Warda, TG: Jak wyglądało aranżowanie muzyki do tego albumu? Wiem, że każdy dźwiękowy plan, każdy aspekt organizacji dźwięku ma tutaj wartość, ale przyznaj się, ile w tym przypadkowości, a ile twoich pierwotnych założeń.
Marcin Olak: Zaskoczę cię – ta muzyka jest w całości zgodna z moimi założeniami. Oczywiście improwizacje czy interakcje między nami nie były aranżowane, ale dokładnie wiedzieliśmy, co i jak chcemy osiągnąć. To trochę jak w aleatoryce – pewien element przypadkowości jest pożądany, ale jednocześnie przewidziany i zaplanowany. I ma pełnić konkretną rolę w kompozycji.
Widzisz, to jest tak: gram ze świetnymi muzykami, więc pisząc utwór, mogę pozwolić sobie na zaznaczenie tylko kluczowych z punktu widzenia konstrukcji utworu miejsc i wiem, że Hubert i Maciek zagrają dokładnie to, co w danym miejscu jest potrzebne. Ale przy tym cały czas realizujemy tę koncepcję, która jest zapisana. Zresztą kilka utworów napisałem bardzo dokładnie i gramy je dokładnie tak, jak zostały napisane. Przed nagraniem płyty mieliśmy tylko dwie próby i jeden koncert na poznanie i ogranie materiału, więc w sumie dość ściśle trzymaliśmy się moich nut.
Maciek Warda, TG: Co to jest „infundybuła chronosynklastyczna”? [śmiech]
Marcin Olak: Nie mów, że nie czytałeś „Syren z Tytana” Kurta Vonneguta! To taki lejek czasoprzestrzenny, odgrywający ważną rolę w tej powieści. I nie powiem nic więcej. Ta książka, podobnie jak reszta twórczości Vonneguta, jest tak odjechana, że w zasadzie jakiekolwiek streszczanie tej opowieści nie ma sensu, to trzeba przeczytać samemu. A poza tym „Infundybuła” to kompozycja Huberta Zemlera – jego zapytaj, dlaczego tak nazwał swój utwór.
Maciek Warda, TG: Jakich instrumentów, preampów i efektów używałeś podczas sesji? Kto był realizatorem i jak oceniasz jego wkład w finalne brzmienie całości?
Marcin Olak: Zacznę od realizatorów: nagrywaliśmy w znakomitym studiu Sound & More, a nagrywali nas Joanna Popowicz i Sebastian Witkowski. Sebastian jest też autorem miksu i masteringu – one z kolei powstały w studiu soundmaking. Ich roli nie da się przecenić – sam wiesz, jak bardzo ważny jest proces rejestracji. Przy tym gitary akustyczne wymagają od realizatora dużych umiejętności, żeby dobrze uchwycić wszystkie niuanse brzmienia instrumentu.
Do studia przyniosłem klasycznego Ramireza 125 Años i akustycznego Martina D-35 Johny Cash. Do rejestracji każdej gitary zrobiliśmy oddzielne stanowisko, użyliśmy innych mikrofonów i innych ustawień. Zmartwię cię, ale po prostu nie wiem, jaki sprzęt był używany przy nagraniu – przetestowaliśmy kilka możliwości i wybraliśmy najlepszą. To jeden z uroków pracy w dobrym studiu: mogłem skupić się na brzmieniu, a szczegóły techniczne zostawić fachowcom – i tu raz jeszcze w pas się kłaniam realizatorom.
Maciek Warda, TG: Powiedz, proszę, w jakich projektach oprócz Marcin Olak Trio można cię usłyszeć? Grasz jeszcze w Guitar Open i koncertujesz z Michałem Bajorem?
Marcin Olak: Guitar Open to duet, który tworzę z Leszkiem Potasińskim. Leszek jest jednym z najlepszych gitarzystów klasycznych w Europie, więc współpraca z nim jest dla mnie wyzwaniem i okazją do zmierzenia się z ciekawym repertuarem. Szykujemy się pomału do nagrania płyty, mam nadzieję, że album ukaże się w przyszłym sezonie.
Innym projektem, który współtworzę, jest Trio Arche. Założyliśmy ten zespół jeszcze podczas studiów na Akademii Muzycznej z Adamem Grądzkim i Michałem Pindakiewiczem i od czasu do czasu występujemy, ostatnio coraz częściej. Dopracowaliśmy się już własnego brzmienia i repertuaru, gramy dużo naszych kompozycji. Każdy z nas dobrze się czuje w innej stylistyce, więc szukanie wspólnego muzycznego języka jest naprawdę interesujące.
Spytałeś o moją współpracę z Michałem Bajorem. Gram w tym zespole już szósty sezon, zagrałem na dwóch ostatnich płytach. Michał jest znakomitym wokalistą, przez cały czas naszej współpracy nie zaśpiewał ani jednego słabszego koncertu! Ta muzyka, stylistycznie bliska piosence aktorskiej, jest zupełnie inna od tego, czym zajmuję się w ramach moich autorskich projektów – ale bardzo ciekawa i rozwijająca.
Jako muzyk sesyjny gram i nagrywam bardzo różną muzykę. Na przykład w zeszłym sezonie grałem z Filharmonią Narodową „VII Symfonię” Mahlera. A dla równowagi niedawno nagrywałem gitary w projekcie ConCao – to fuzja dancehallu, jazzu i chyba jeszcze kilku innych rzeczy. Autorem muzyki jest Tomek Radical Irie Konca, jako wokalista wysąpił fenomenalny francuski raper Tribuman. A gdzieś pośrodku tego wszystkiego są nagrania muzyki do filmów, spektakle teatralne… Gram bardzo różne rzeczy, a jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się więcej, zapraszam na www.marcinolak.com.
Maciek Warda, TG: Opowiedz o spektaklu „Być jak Frank Sinatra”. Będzie ktoś, kto podejmie się roli wokalisty?
Marcin Olak: Tak, znalazł się śmiałek, nazywa się Jarek Tomica. To świetny aktor, i naprawdę dobrze gra tę rolę. Historia opowiadana w tym spektaklu jest bardziej o człowieku niż o muzyce, a piosenki ilustrują to, czego z biegiem czasu dowiadujemy się o bohaterze. I z czasem się okazuje, że tytułowe „jak” ma znaczenie – ale nie opowiem całej fabuły, wolę raczej zaprosić do teatru. Spektakl jest wystawiany w warszawskim teatrze Rampa już drugi sezon, więc radzę się pospieszyć. Zachęcam tym goręcej, że gram tam ze świetnymi muzykami: Włodzimierz Nahorny na pianie, Mariusz Bogdanowicz na kontrabasie i Sebastian Frankiewicz (czasem zastępowany przez Krzysztofa Szmańdę) na bębnach – tego składu zdecydowanie warto posłuchać.
Maciek Warda, TG: Dzięki za rozmowę i powodzenia!
Marcin Olak: Dzięki! Do zobaczenia na koncertach.
Wywiad z Marcinem Olakiem pojawił się w TopGuitar (11/2012).
