Daniel Kesler – gitarzysta Redemptor i Only Sons, opiekun marki ESP w Polsce, złapany na trasie DECOMPOSITION ENSEMBLES opowiada dlaczego nie odważył się zabrać pewnego “potwora” na koncert, co go urzekło w gitarach ESP i jak przypadkowo nabył Laneya model Tony Iommi.
Nie wiem jak to możliwe, że jeszcze nie gościliście u nas w magazynie. Czas zatem nadrobić zaległości. Rozmawiamy w trakcie trasy DECOMPOSITION ENSEMBLES, gdzie gracie u boku Antigamy i Shodan. Skład iście mocarny. Twoje wrażenia po kilku wspólnych koncertach?
Publiczność dopisuje, pogoda również. Każdy zespół prezentuje formę życia. Nie ma spiny, nikt nie robi problemów, wszystko idzie gładko. Jest bardzo dobrze. Z tego miejsca dziękuję zespołom Hellium i Godslut za to, że są częścią naszej trasy. „Muzyka łączy pokolenia” w przypadku „Decomposition Ensembles” można potraktować dosłownie, gdyż z jednej strony są Krzysiek i Daniel z Godslut, którzy grają swoje pierwsze koncerty w życiu, a z drugiej Wojtek Hoffmann z nowym projektem Hellium.
Jak Wasz techniczny death wpasował się do szalonych grindcorowców z Antigamy?
Tutaj chciałbym wyjaśnić ten „techniczny death metal”. To łatka, która pasowała do nas dalej niż dekadę temu. Dzisiaj samo „techniczny” jest już zupełnie czymś innym, bo tak: zespoły takie jak Archspire, Psycroptic czy The Faceless można uznać za topowych przedstawicieli gatunku, który ewoluował do granic absurdalnego wręcz poziomu technicznego.
Archspire, Psycroptic czy The Faceless można uznać za topowych przedstawicieli gatunku, który ewoluował do granic absurdalnego wręcz poziomu technicznego
My skręciliśmy w zupełnie innym kierunku. Choć nadal głównie poruszamy się granicach gatunku jakim jest death metal, to jednak w bardziej tradycyjnym wydaniu. Skoro sięgnąłem już po porównania, to skorzystam z okazji i pozwolę sobie na wskazanie na Morbid Angel, Gorguts i Death. Przy okazji ostatniej płyty recenzenci uznali nas za zespół post death metalowy argumentując to tym, że w naszej muzyce można znaleźć wiele elementów nietypowych dla gatunku jak: muzyka klasyczna, muzyka filmowa, fx itd. Mówię o tym, ponieważ często samo określenie nas jako „techniczny” zespół wprowadza dysonas poznawczy, dlatego warto doprecyzować. Co do wpasowania się, to według mnie najciekawsze w tej trasie jest właśnie to, jak bardzo różni jesteśmy.
Prześmiewcze hasło „nikt nie przyszedł” w Waszym przypadku nie ma „zastosowania”. Metal ma się dobrze…
Majówka to nienajlepszy termin na granie, żeby nie powiedzieć dosadniej. Panuje taki przesąd, że koncerty w majówkę to pewna wtopa. Mimo wszystko uznaliśmy, że spróbujemy. Zdecydowaliśmy się zrobić tę trasę teraz, ponieważ zgranie bezpieczniejszych terminów wśród członków wewnątrz zespołów okazało się niemożliwe. Ostatecznie uznaliśmy, że pojeździmy po Polsce, zahaczymy o Niemcy i Czechy, spędzimy miło czas. Krótko mówiąc: majówka z metalem. Ani ja ani Szczepan nie jesteśmy bookierami, robimy to tylko i wyłącznie dla siebie i naszych zespołów. Dlatego tym większe zadowolenie, że nam to wychodzi. Porównując z innymi trasami z marca i kwietnia mamy zbliżoną frekwencję w każdym mieście. To bardzo budujące, morale są wysokie. Jedziemy dalej.
Macie jeszcze jakieś plany koncertowe na ten rok?
Tak, mamy plany. Jesteśmy w trakcie dogrywania terminów na jesień.
Na żywo jesteście genialnie naoliwioną maszyną, która taranuje wszystko co napotka na swej drodze. Na bębnach pojawił się u Was Pawulon. Myślisz, że jego technika gry dodała jeszcze więcej pieprzu do Waszego jakże pikantnego brzmienia?
Pavulon zagrał z nami kilka koncertów w 2016 roku. Rok później nagraliśmy razem płytę „Arthaneum”. Mieliśmy w planach nagranie kolejnej płyty razem, chodzi o nasz ostatni album „Agonia”, ale wtedy Pavulon jeździł po świecie z innymi zespołami, dlatego poprosiliśmy Daniela Rutkowskiego o udział w nagraniu. Teraz korzystając z okazji, że na chwilę się zatrzymał, gramy tę trasę i pracujemy nad kolejnym materiałem. W Redemptor było wielu perkusistów, ale z nikim nie grało się nam tak dobrze jak z Pavulonem. Doskonale się rozumiemy. Co więcej na naszej trasie Pavulon gra w 4 zespołach. Śmiejemy się, że my zagramy 11 koncertów, a Paweł 44 w ramach tej samej trasy – tytan pracy. Nie przesadzę, jeśli powiem, że Pavulon jest najbardziej zajętym perkusistą na świecie. Przez ostatnie lata był ciągle w trasie z różnymi zespołami. Ponad to założył swój własny projekt, gdzie oprócz bębnów przedprodukcję nagrywał też na gitarze, a teraz kręci teledysk.
Myślicie nad nowym wydawnictwem w takim właśnie składzie?
Tak, jesteśmy w trakcie. U nas zwykle rzeczy dzieją się niespiesznie, dlatego pewnie trzeba będzie jeszcze długo poczekać, ale obiecuję, że warto.
Gity, gity i jeszcze raz gity… Opowiadaj jakie piękności masz u siebie obecnie?
Uprzedzam, że nigdy nie byłem typem kolekcjonera. Zdarzało mi się mieć kilka gitar w tym samym czasie, ale szybko redukowałem moje zbiory do absolutnego minimum. Obecnie posiadam parę instrumentów marki ESP/LTD: ESP – Stream Baritone z japońskiego Custom Shopu, E-II Stream, LTD – EX7 Baritone, LTD – PS1,. Oprócz tego: Alvarez – AAT34 i z akustycznych: Alvarez – MP70 Parlor, LTD – J430E. Bas LTD – Surveyor 87.
Byłeś Ibaneziarzem…. Łatwo było rozstać się z ta marką?
Zdaje się, że byłem pierwszym endorserem marki Ibanez w Polsce po przejęciu dystrybucji przez Meinl. Zorganizowałem dla nich kilka eventów okołogitarowych takich jak Dni Gitary czy warsztaty Tosina Abasi i wiele innych. Całą swoją szkołę gitarową Guitarmanic wyposażyłem po zęby w gitary marki Ibanez, bębny Tama i talerze Meinl. Przyczyniłem się do wpisania paru polskich gitarzystów do oficjalnego roostera Ibanez. Pewne okoliczności sprawiły, że zdecydowałem się zrezygnować ze współpracy. W każdym razie bardzo miło wspominam ten okres mojego muzykowania.
Byłem pierwszym endorserem marki Ibanez w Polsce po przejęciu dystrybucji przez Meinl
Co przesądziło, że przesiadłeś się na ESP? Który model, a ograłeś ich zapewne sporo pracując w Sound Service, najlepiej Ci leży?
Zawsze lubiłem markę ESP. Dawno temu miałem parę gitar LTD. W życiu bym nie pomyślał, że będę opiekunem marki w Polsce. A jednak! od kilku lat pracuję dla Sound – Service, dystrybutora gitar ESP w Europie, UK i w Szwecji. Z racji specyfiki mojej pracy mam nieograniczony dostęp do instrumentów. W moich rękach często lądują nietypowe kształty jak wspomniany Stream czy EX, są dla mnie najwygodniejsze. Preferuję również modele Phoenix czy PS. Nie żebym nie lubił typowych super stratów. Akurat ESP od dekad produkuje moim zdaniem najwygodniejszy tego typu kształt czyli M-II. Obecnie nie posiadam żadnego egzemplarza, ale nie mogę wykluczyć, że również ten model zagości w mojej skromnej kolekcji.
Nie żebym nie lubił typowych super stratów. Akurat ESP od dekad produkuje moim zdaniem najwygodniejszy tego typu kształt czyli M-II
Jak dobrze pamiętam, używałeś siedmiostrunówek, których brzmienie wydaje się być bardziej specyficzne….
Gram na siódemce barytonowej i szóstce barytonowej. Do niedawna używałem gitar z menzurą 25,5”, jednak akurat w Redemptor zdecydowanie bardziej sprawdza się menzura 27”, zwłaszcza na żywo przy zmianach strojenia z drop A do drop G. Gitary lepiej się zachowują, barytony lepiej stroją i zdecydowanie lepiej brzmią w naszych ponurych walczykach.
Jakoś upgrejdujesz swoje gitary?
Nie robię tego. Jedynie w E-II Stream wymieniłem progi na nierdzewne z czystej ciekawości. Nie odczuwam potrzeby modyfikowania gitar. Jeśli instrument brzmi doskonale po wpięciu do wzmacniacza czy po prostu leży dobrze w rękach, to niczego nie zmieniam. Mam parę gitar, które można by było ulepszyć, może kiedyś to zrobię. Narazie nie mam na to czasu i chęci.
Nie odczuwam potrzeby modyfikowania gitar. Jeśli instrument brzmi doskonale po wpięciu do wzmacniacza czy po prostu leży dobrze w rękach, to niczego nie zmieniam
A wymarzone wiosło? Taki święty Graal, który kiedyś tam może jednak okazać się osiągalny…
ESP Custom Shop według mojej specyfikacji. Może niebawem pokuszę się o złożenie zamówienia. Na taką gitarę czeka się obecnie dwa lata, więc jak dobrze pójdzie, to będę ją miał w 2025 roku…
Posiadasz head Laney – Tony Iommi…
Wiąże się z tym ciekawa historia. Kilka lat temu uczyłem grać na gitarze pewnego człowieka ze świata biznesu. Miał halfstack Laney – TI i gitarę Gibson – LP Standard. Na koniec przygody z lekcjami złożył mi propozycję zakupu kompletu za śmieszną sumę. Doceniłem ten gest. Zwłaszcza, że brzmienie głowy i kolumny dosłownie mnie powaliło. Co prawda gitara nie zagrzała u mnie miejsca, ale Laney został do dzisiaj. Jest niezwykle plastyczny. Mogę z niego wyciągnąć najbardziej smoliste, ociekające magmą brzmienie do riffów i jednocześnie ciemne, wyraźnie środkowe podbicie do solówek. Gram na nim również w Only Sons, gdzie charakter brzmienia jest zupełnie inny, więc jest to wzmacniacz uniwersalny. Z resztą, jest bardzo chwalony zarówno przez realizatorów na koncertach jak i muzyków z innych zespołów. To dla mnie nagroda za dążenie do swojego brzmienia, które uskuteczniałem przez wiele lat. Cieszy mnie również to, że jest niezwykle rzadkim zjawiskiem na scenie. Szczerze mówiąc nie słyszałem od nikogo żeby ktoś oprócz mnie na nim grał, przynajmniej w Polsce. Z resztą, nie kto inny jak Tony Iommi jest dla mnie absolutnym numerem jeden wśród idoli gitary.
A Twój idealny zestaw koncertowy, burzący ściany a dający się na szybko zapakować do busa?
Niestety, taki zestaw nie istnieje. Próbowałem parę razy złożyć podróżny pedalboard, ale bezskutecznie. Co prawda używam efektów typu delay, chorus czy reverb, ale nie przester. Nie mogę się odnaleźć w cyfrowym brzmieniu na scenie czy z jakiejkolwiek kostką pod nogą. Co innego przy komputerze, kiedy komponuję. Wtedy używam wyłącznie pluginów. Nasza ostatnia płyta zawdzięcza brzmienie gitar i basu pluginowi za 100 dolarów, także nie jestem totalną konserwą w tej kwestii, ale pytanie dotyczyło zestawu koncertowego, więc krótko: tylko lampa i paka.
Czasem odpalam sobie mój drugi halfstack Blackstar – Artisan. To head o konstrukcji podobnej do Plexi, ale bardziej dopalony, do tego kolumna 4×12 na głośnikach Celestion V30. Okropnie ciężki sprzęt. Jeszcze nie odważyłem się wyciągnąć tego potwora na koncert.
Nie mogę się odnaleźć w cyfrowym brzmieniu na scenie czy z jakiejkolwiek kostką pod nogą. Co innego przy komputerze, kiedy komponuję. Wtedy używam wyłącznie pluginów
Zatem, jeśli ma burzyć ściany to musi ważyć. Kończąc, cóż mogę życzyć oprócz pełnych sal na koncertach i nieustającej weny twórczej…
Może przysłowiowego zdrówka. Tyle, lub aż tyle.
Dziękuję Ci za poświęcony czas i zainteresowanie. Top Guitar pozdrawia i życzy pełnych sal na przyszłych koncertach!
Dzięki!