Chuck Berry to muzyczna ikona, która w zasadzie ustanowiła rock and roll jako formę muzyczną. Chuck mówił, że nie wymyślił rock and rolla, ale prawda jest taka, że zdefiniował go serią singli, które wydawał w latach 1955-1959. Po nich nic już nie było takie samo, a muzyka rockowa trafiła w końcu na właściwe tory. Rzućmy trochę światła na tę ze wszech miar wspaniałą postać.
Narodziny rock and rolla
Jako dwudziestokilkulatek Berry odkrył, że gdyby nauczył się zmian rytmu i akordów bluesowych, mógłby grać większość popularnych piosenek w radiu w tym czasie. Jego przyjaciel, Ira Harris, pokazał mu techniki gry na gitarze, które stały się podstawą oryginalnego brzmienia Berry’ego. W 1952 roku, czyli w wieku 26 lat zaczął grać na gitarze i śpiewać w klubowym zespole, którego lista utworów sięgała od bluesa przez ballady, calypso po country.
Na oficjalnej stronie www.chuckberry.com przypomniano historię narodzin tego wielkiego Chucka, którego znamy. Otóż w 1955 roku Berry wybrał się w podróż do Chicago, gdzie natknął się na klub, w którym występował jego idol Muddy Waters. Spóźnił się i usłyszał tylko ostatnią piosenkę, ale kiedy show się skończył, zapytał Watersa wprost gdzie można by coś nagrać. Waters odpowiedział: „Tak, Leonard Chess, Chess Records”. Berry pojechał tam i odkrył, że jest to wytwórnia bluesowa, w której nagrywali m.in. Howlin’ Wolf i Bo Diddley. Nie miał żadnych taśm do pokazania, ale Chess chętnie by ich posłuchał, gdyby przywiózł jakieś z St. Louis, gdzie Berry mieszkał. Więc Berry pojechał do domu i nagrał kilka rzeczy, w tym przyszłą „Maybellene”, wtedy zatytułowaną „Ida May”, i wrócił do Chicago.
Ku zaskoczeniu Berry’ego, to właśnie ta prosta piosenka przykuła uwagę. Berry podpisał kontrakt z Chess Records, a latem 1955 roku „Maybellene” dotarła do piątego miejsca na listach Pop Charts i #1 na listach R&B. Dzięki Chuckowi Berry’emu Chess Records przeszło z gatunku R&B do głównego nurtu, a sam Berry był na drodze do sławy.
Reszta jest historią.
Chuck Berry własnymi słowami
Berry sam pisał prawie wszystkie swoje przeboje i czerpał z muzyki, którą kochał – od bluesa i boogie po country i calypso. Rezultatem było eklektyczny styl, który w 1955 roku dopiero zaczynał być nazywany rock and rollem. Wspominał później szczerze do bólu: „Era big bandów to moja era. Ludzie mówią: 'Skąd wziąłeś swój styl?’ A ja przerobiłem erę big bandów na gitarę. Rock and roll zaakceptował mnie i płacił mi, mimo że kochałem big bandy. Poszedłem tą drogą, bo chciałem mieć własny dom. Miałem rodzinę. Musiałem ją wyżywić. Nie pomijajmy ekonomii.”
„Przerobiłem erę big bandów na gitarę. Rock and roll zaakceptował mnie i płacił mi, mimo że kochałem big bandy. Poszedłem tą drogą, bo chciałem mieć własny dom. Miałem rodzinę. Musiałem ją wyżywić. Nie pomijajmy ekonomii.”
Co ciekawe, gdy w połowie lat 50-tych eksplodował rock and roll Berry był już dorosły – urodził się prawie dekadę przed innymi rockandrollowcami pierwszej generacji, takimi jak Jerry Lee Lewis, Elvis Presley, czy Buddy Holly. Oto jeszcze kilka cytatów z Mistrza Berry’ego. O sugestiach, że w pojedynkę wymyślił rock’n’rolla powiedział: „Samemu? Nie. Nie powiedziałbym, że sam wymyśliłem rock and rolla. Widzisz, jest wiele rodzajów rock’n’rolla. Jest rock. I jest rooooooll. Rozumiecie, o czym mówię? A potem jest rock’n’roll, który jest rock’n’rollem, hahaha. To tylko kwestia tego, co osiągnąłem, co inni mogą powiedzieć, tak sądzę”.
Nie powiedziałbym, że sam wymyśliłem rock’n’rolla (…) Widzisz, jest wiele rodzajów rock’n’rolla. Jest rock. I jest rooooooll. To tylko kwestia tego, co osiągnąłem.
O swoim procesie pisania piosenek mówił natomiast tak: „Zazwyczaj skupiam się na tekście, a potem opracowuję piosenkę na gitarze, kiedy mam już tekst na papierze. Potem nagrywam go na taśmę, żeby mieć pojęcie o ogólnym brzmieniu, a następnie nagrywam go. Większość moich piosenek pochodzi albo z osobistych doświadczeń, albo z doświadczeń innych ludzi, albo z pomysłów, które czerpię z obserwacji ludzi. Powiedziałbym, że moim celem jest przede wszystkim zabawianie i uszczęśliwianie ludzi moją muzyką, dlatego też staram się wkładać w moje teksty jak najwięcej humoru”.
Zazwyczaj skupiam się na tekście, a potem opracowuję piosenkę na gitarze, kiedy mam już tekst na papierze (…) Powiedziałbym, że moim celem jest przede wszystkim zabawianie i uszczęśliwianie ludzi moją muzyką, dlatego też staram się wkładać w moje teksty jak najwięcej humoru
Tymczasem o stylu, który stworzył i o wpływie bluesa, rzekł następująco: „Chciałem grać bluesa. Ale nie byłem wystarczająco bluesowy. Nie byłem jak Muddy Waters, jak ludzie, którzy naprawdę mieli ciężko. W naszym domu mieliśmy jedzenie na stole. Dobrze nam się powodziło w porównaniu z wieloma innymi. Więc skoncentrowałem się na tej zabawie, na tych nowinkach. Pisałem o samochodach, bo połowa ludzi miała samochody, albo chciała je mieć. Pisałem o miłości, bo wszyscy jej pragną”.
Chciałem grać bluesa. Ale nie byłem wystarczająco bluesowy. Nie byłem jak Muddy Waters, jak ludzie, którzy naprawdę mieli ciężko. W naszym domu mieliśmy jedzenie na stole. Dobrze nam się powodziło w porównaniu z wieloma innymi. Więc skoncentrowałem się na tej zabawie, na tych nowinkach. Pisałem o samochodach, bo połowa ludzi miała samochody, albo chciała je mieć. Pisałem o miłości, bo wszyscy jej pragną
Beatlesi i Stonesi o Chucku Berrym
A co największe gwiazdy mówiły o Chucku? „Gdybyś próbował nadać rock and rollowi inną nazwę, mógłbyś go nazwać 'Chuck Berry'” – powiedział John Lennon. Wymowne, prawda?
Gdybyś próbował nadać rock and rollowi inną nazwę, mógłbyś go nazwać 'Chuck Berry’
Członkowie The Rolling Stonesi również mają wobec Berry’ego dług wdzięczności. Dali temu wyraz choćby tym, że nagrali jego utwór „Come On” jako swój pierwszy singiel, a później także kilka innych jego kawałków. W rzeczywistości, nagrania Berry’ego były powodem, dla którego Keith Richards w ogóle zdecydował się sięgnąć po gitarę: „Nie wiem nawet, czy Chuck zdaje sobie sprawę z tego, co zrobił” – powiedział Richards w oświadczeniu po śmierci Berry’ego – „To była po prostu taka totalna rzecz, wspaniałe brzmienie, wspaniały rytm płynący spod igły wszystkich płyt Chucka. To właśnie wtedy dowiedziałem się, co chcę robić”.
Nie wiem nawet, czy Chuck zdaje sobie sprawę z tego, co zrobił. To była po prostu taka totalna rzecz, wspaniałe brzmienie, wspaniały rytm płynący spod igły wszystkich płyt Chucka. To właśnie wtedy dowiedziałem się, co chcę robić
Sprzęt Chucka Berry’ego
Chuck Bery przez całe życie grał na Gibsonach. W okresie pomiędzy „Maybelline”, a „Johnny B. Goode” używał pary ES-350 T. Jego pierwszy Gibson był z 1955 roku z P-90 na pokładzie, a drugi z ’57 z humbuckerami. Kiedy w 1958 roku został zaprezentowany słynny model ES-335, Berry był jednym z pierwszych jego użytkowników. Grał na 335, 345 i 355 przez resztę swojej kariery. Oczywiście, w latach 50-tych i wczesnych 60-tych na jego gitary były nawinięte flatwoundy, co dawało charakterystyczny sound słyszany w jego kluczowych singlach.
Gitary były dla Chucka bardzo ważne. W 1981 roku, Keith Richards znalazł się za kulisami przed koncertem Berry’ego w Nowym Jorku. Tam, jak się szybko okazało, popełnił błąd biorąc w dłonie jedną z gitar Berry’ego i coś na niej brzdąkając. Chuck wszedł, zobaczył to i… od razu uderzył go, przez co Richards chodził później z podbitym okiem! Richards później powiedział o – delikatnie mówiąc – chłodnym usposobieniu Chucka: „Uwielbiam jego twórczość, ale nie mógłbym się przy nim ogrzać, nawet gdybym został obok niego skremowany”.
I jeszcze jedna ciekawostka przywołana przez magazyn Premier Guitar. Podczas gdy większość piosenek rockowych i bluesowych jest w popularnych tonacjach gitarowych, takich jak E, A czy G, utwory Berry’ego były często w ulubionych tonacjach fortepianowych, takich jak Bb, Ab i Eb, prawdopodobnie ze względu na wpływ Johnniego Johnsona.
„Johnny B. Goode”
„Johnny B. Goode” to opowieść o grającym na gitarze wiejskim chłopcu, któremu matka mówi, że będzie gwiazdą. Stała się popisową piosenką Berry’ego, archetypem dla pokoleń rockmanów i jednym z najbardziej ekstatycznych nagrań w historii gitary elektrycznej. Słowa „Deep down Louisiana close to New Orleans/Way back up in the woods among the evergreens” wskazują dzisiaj na absolutny kanon, standard wśród muzycznych standardów.
Berry zaadaptował od innych kilka gitarowych motywów tego kawałka: intro pochodzi z piosenki Louisa Jordana „Ain’t That Just Like A Woman”, a breaki z gitarą pochodzą z piosenki T-Bone Walkera „Strollin’ With Bones” z 1950 roku. Jordan był bardzo wpływowym wokalistą R&B i miał ogromny wpływ na Berry’ego, z kolei Walker był gitarzystą słynnym w latach 40-tych i wczesnych 50-tych, który wg wielu wymyślił brzmienie gitary elektrycznej i hałaśliwy sceniczny show, który Berry rozwinął.
W 1977 roku NASA wysłała kopię tego utworu na pokładzie sondy kosmicznej Voyager jako część pakietu, który miał reprezentować to, co najlepsze w amerykańskiej kulturze. Zawartość złotej płyty została wybrana dla NASA przez komitet, któremu przewodniczył Carl Sagan. Niektórzy nie zgadzali się z umieszczeniem na płycie utworu „Johnny B. Goode”, twierdząc, że muzyka rockowa jest młodzieżowa. Carl Sagan odpowiedział: „Na naszej planecie jest wielu nastolatków”. Któregoś dnia kosmici mogli ją odnaleźć i odkryć Chucka Berry’ego.
Posłuchajmy teraz największego hitu Mistrza i zarazem jednego z największych gitarowych kawałków wszech czasów. Proponujemy dla porównania wersję z lat 50. oraz współczesną.