Pierwszy raz zdarzyło mi się przeprowadzać wywiad „na raty”… Rozpoczęliśmy nasze rozmowy tuż przed pandemią, następnie kilka nieoczekiwanych spraw, które wypadły nieoczekiwanie i stało się. Ale co się nie odwlecze to nie uciecze, jak mawiał klasyk. Zapraszamy do lektury rozmowy z Dariuszem ‘Yanuarym’ Styczniem z zespołu Thy Disease, którą przeprowadziła Ilona Matuszewska.
Kapela, agencja koncertowa,wytwórnia, management, promocja, obsługa techniczna koncertów – nie za dużo tego naraz? Udaje Ci się w miarę łatwo godzić te wszystkie obowiązki? Co jest dla ciebie teraz najważniejsze?
Jeżeli zaplanujesz sobie wszystko z dużym wyprzedzeniem, to nie jest za dużo naraz. Tak naprawdę wszystkie z wymienionych powyżej rzeczy są bardzo ważne. Koncertów nie organizujemy cały czas, tylko w sporych odstępach czasowych. Tak samo jest z wydawaniem płyt, komponowaniem i promocją tych wszystkich rzeczy. Jest to też nasza praca i w każdym aspekcie trzeba dać z siebie 100% wydajności żeby osiągnąć zamierzony cel. Oczywiście są okresy, gdzie jest bardzo gęsto i niektóre rzeczy na siebie nachodzą przez co mamy ogrom pracy, ale potem przychodzi luźniejszy okres gdzie można spokojnie naładować baterie. Czas pokaże jak wszystko się dalej potoczy. Póki co na wszystkich frontach mamy rozwój i nie zamierzamy się zatrzymywać ani z niczego rezygnować.
Musimy sięgnąć ciut wstecz… W grudniu 2019r. światło dzienne ujrzał kolejny album Thy Disease „Transhumanism”. Przeglądając gazety i internet śmiało można stwierdzić, że płyta zbiera same pochlebne recenzje…
To była najdłuższa przerwa między premierami płyt w historii Thy Disease. Tym razem trwało to prawie 6 lat. Ze względu na trasy koncertowe jakie graliśmy w tym okresie po premierze poprzedniego albumu ”Costumes of Technocracy” pracę nad nową płytą zostały podzielone na etapy. Nie było cienia szansy, żeby zrobić 'Transhumanism’ naraz, co wpłynęło na rozciągnięcie się w czasie komponowania i sesji nagraniowej. Nie powiem, była to dla nas droga przez mękę, ale z drugiej strony mogliśmy odwiedzić różne zakątki świata, w których nie było okazji wcześniej koncertować. Najważniejsze, że w końcu się udało. Siódmy album w dorobku Thy Disease doczekał się swojej premiery i jest już wszędzie dostępny z czego bardzo się cieszę. Recenzje są mocno spolaryzowane, jak zwykle w naszym wypadku. Chcieliśmy, żeby ten album nie był tak oczywisty i przewidywalny. W odbiorze jest przez to trudniejszy. Dodatkowo nieco odeszliśmy od tradycyjnych form metalu jeszcze dalej, więc zrobiło się trochę kontrowersyjnie. Zdania są podzielone, ale do tego już się przyzwyczailiśmy. To na pewno nie jest muzyka lekka, łatwa i przyjemna, dlatego szczególnie zachęcamy do przesłuchania jej więcej niż jeden raz.
Chcieliśmy, żeby ten album nie był tak oczywisty i przewidywalny. W odbiorze jest przez to trudniejszy. Dodatkowo nieco odeszliśmy od tradycyjnych form metalu jeszcze dalej, więc zrobiło się trochę kontrowersyjnie. Zdania są podzielone, ale do tego już się przyzwyczailiśmy. To na pewno nie jest muzyka lekka, łatwa i przyjemna, dlatego szczególnie zachęcamy do przesłuchania jej więcej niż jeden raz
![](https://topguitar.pl/wp-content/uploads/2022/04/Yanuary_01_Glowne-fot.-Michal-Czekaj-682x1024.jpg)
W moim odczuciu album jest jeszcze bardziej industrialny, pojawia się sporo elektroniki, sampli, a przy tym jest bardzo ciężki. Tak sobie to zaplanowałeś – z jednej strony zwaliste riffy, z drugiej „słodko” brzmiące sample?
Utwory na tym albumie powstawały w inny sposób niż dotychczas. Pierwsze szkice, do których aranżowaliśmy bębny to partie bitów i sampli jakie przygotował VX (klawiszowiec) i dopiero później dorabialiśmy do tego partie gitar i basu. Wspólnie z całym zespołem zadecydowaliśmy, że tym razem zrobimy to trochę od innej strony niż zazwyczaj się robi: gitara – perkusja – bas – klawisz – wokal. Było to coś nowego dla wszystkich, bo odwróciliśmy schemat robienia numerów do góry nogami, więc już na etapie wstępnego aranżu robiło się ciekawie. Riffy brzmią potężniej ze względu na fakt, że większość kawałków nagrałem na ośmiostrunowej gitarze, więc jest masywnie, nisko i nowocześnie. Niby to tylko jedna struna więcej, ale różnica w brzmieniu jest kolosalna. Co do sampli – chyba ostatnie co można powiedzieć na ich temat to, że są słodkie. Może w niektórych refrenach przewija się odrobina melodii, ale jest tego naprawdę niedużo w porównaniu z totalnie odhumanizowanymi i mechanicznymi samplami, które powoli, ale skutecznie wiercą dziurę w mózgu. „Transhumanizm” sam w sobie to nie jest wesoły i szczęśliwy temat i myślę, że te nieludzkie brzmienia doskonale to obrazują. Balans między ilością sampli a gitarami jest w miarę równy na całej płycie, zobaczymy jak będzie na następnej.
Wspólnie z całym zespołem zadecydowaliśmy, że tym razem zrobimy to trochę od innej strony niż zazwyczaj się robi: gitara – perkusja – bas – klawisz – wokal. Było to coś nowego dla wszystkich, bo odwróciliśmy schemat robienia numerów do góry nogami, więc już na etapie wstępnego aranżu robiło się ciekawie. Riffy brzmią potężniej ze względu na fakt, że większość kawałków nagrałem na ośmiostrunowej gitarze, więc jest masywnie, nisko i nowocześnie. Niby to tylko jedna struna więcej, ale różnica w brzmieniu jest kolosalna
Cyberprzestrzeń to pierwsze słowo jakie mi się nasuwa po przesłuchaniu „Transhumanism”. Dlaczego właśnie takie ta sfera najbardziej cię teraz interesuje?
To wszystko tak naprawdę samo się wyklarowało ok. 15 lat temu, gdy powstawały pierwsze nasze albumy związane z tematyką wirusów, szczepionek, tajnych organizacji i upadku, a w najlepszym wypadku bardzo poważnych przemian cywilizacji. Czyli na pierwszy rzut oka teorie spiskowe, ale jak popatrzysz na to w szerszym planie to z biegiem czasu robi się z tego otaczająca nas rzeczywistość. Cyberprzestrzeń to tylko jeden z aspektów poruszanych na płycie, oprócz nich są też tematy naturalnie nawiązujące do nurtu transhumanizmu czyli m.in nieśmiertelność, zależność od technologii i jej przenikanie się z tradycyjnym 'człowieczeństwem’, współczesne zniewolenie praktycznie całej cywilizacji. Niektóre z historii opowiedziane są wprost, a inne z nieco 'filozoficznego’ punktu widzenia, bo nic nie jest czarno-białe, a sam temat bardzo szeroki. Dodatkowo tematy z pogranicza science-fiction i noir bardzo zgrabnie pasują do muzyki utrzymanej w tej stylistyce czyli połamanych, nerwowych groovów, nisko strojonych gitar i całego ciśnienia, jakie powoduje sam klimat płyty. Wszystkie te elementy składają się na całość konceptu płyty czyli: mrok, ciężar i industrialna elektronika.
Przypuszczam, że pracujcie już nad kolejnym materiałem dla Thy Disease?
Pracujemy! Nie mogliśmy czekać w nieskończoność aż sytuacja z Covid skończy się definitywnie. Pogodziliśmy się z faktem, że po nagraniu ostatniego albumu nie uda się go solidnie wypromować live, tak jak należy. Szczególnie, że w momencie zakończenia części oficjalnej pandemii płyta miała już ponad dwa lata (wyszła chwilę przed całym zamieszaniem) Skupiliśmy się zamiast tego na pracy nad nowym albumem. Śmiało mogę powiedzieć, że wykorzystaliśmy ten czas w 100% i jeżeli wszystko się uda nowa płyta Thy Disease ujrzy światło dzienne jeszcze w tym roku.
Jeżeli wszystko się uda nowa płyta Thy Disease ujrzy światło dzienne jeszcze w tym roku
Thy Disease funkcjonuje na rynku szmat czasu, bo od 1999r. Oczywiście zachodziły w składzie mniejsze lub większe roszady, ale zespół cały czas koncertuje, nie tylko w Polsce. Pokazuje to, że jednak można istnieć przez tak długi okres i nie zostać gdzieś tam zaszufladkowanym, zapomnianym, odstawionym na bok…
Dwadzieścia lat minęło jak jeden dzień… Nie powiem, nie należy to do łatwych rzeczy żeby pod jednym szyldem wytrwać 20 lat na scenie, nagrywać nowe albumy, teledyski i grać trasy na świecie. Powoduje to całą masę problemów, z którymi boryka się większość zespołów, które funkcjonują już długo czyli roszady w składzie, zmiany i trendy na rynku muzycznym, pogodzenie tego wszystkiego z życiem prywatnym i tak dalej. Determinacja to słowo – klucz w tym wypadku, uparliśmy się dość mocno na ten rodzaj muzyki i tego się trzymamy. TD raczej ciężko jest jednoznacznie zaszufladkować. Nasza obecna muzyka biegunowo odbiega od tego co graliśmy na samym początku. Jest to efekt pewnego rodzaju ewolucji w zespole, postrzegania muzyki i naturalnego rozwoju.
Od 2005r. stoisz na czele Creative Music Agency, organizujesz trasy koncertowe w całej Europie, bookujesz kapele. Zapytam, wprost: nie zmęczyło Cię to jeszcze? Nie jest przecież prostym zadaniem bycie „facetem od bookingu”, sklejanie tras, układanie line upów… A i pochłania to ogrom czasu.
Oczywiście jeżeli robiłbym to sam byłoby to niemożliwe. Od kilku lat agencję koncertową Creative Music tworzą łącznie 3 osoby, które są odpowiedzialne za koncerty w Polsce, Europie oraz Azji. Jeżeli stalibyśmy w miejscu i nie byłoby żadnego rozwoju w końcu miałbym dość, ale tak na razie nie jest. Agencja się z roku na rok coraz bardziej rozwija. Po 10 latach działalności udało nam się wejść na rynek azjatycki organizując koncerty w Chinach, Japonii, Mongolii, Indonezji, Singapurze, Tajlandii, Indiach i wielu innych. Jak sięgnę pamięcią, granie w zespole muzycznym pociągało za sobą konieczność organizacji koncertów i całej logistyki, która za tym idzie. To naprawdę bardzo ciekawe i kreatywne zajęcie (stąd nazwa) ale trzeba mieć też mocne nerwy. Początki były bardzo ciężkie, ale determinacja – ponownie – i wkład pracy w to wszystko doprowadziło do miejsca w jakim teraz jesteśmy, działając już jako firma. Mamy jeszcze naprawdę bardzo dużo do zaoferowania i całą masę pomysłów. Mam nadzieje, że uda się zrealizować plany w niedalekiej przyszłości, kiedy tylko coronakoszmar się skończy.
Powołałeś do życia również Creative Music Records. To kolejne Twoje „dziecko”. Będziesz z tym labetem wchodził w jakieś duże wydawnictwa? Z kim nawiązałeś już współpracę?
Powołanie wytwórni fonograficznej było tak naprawdę naturalnym kierunkiem rozwoju w naszym przypadku. Już teraz widzimy w tym wielką szansę na owocną współpracę z artystami, których przede wszystkim sami lubimy i szanujemy, a przy okazji znamy się od dłuższego czasu. Jest też sporo nowych obiecujących zespołów i ze względu na ułatwienia technologiczne – homerecording – będzie ich w przyszłości na pewno jeszcze więcej. Dystrybucja cyfrowego materiału to teraz bardzo szerokie pole do popisu, bo dzięki temu zasięgi są praktycznie nieograniczone. Tutaj niestety musimy poczekać podobnie jak z bookingiem na uspokojenie się sytuacji z epidemią, bo blokuje ona możliwości promocji zespołów, przede wszystkim na żywo, bardzo mocno.
Jesteś użytkownikiem gitar Ibanez – powiedz jak ta współpraca się u Ciebie zaczęła i jak się rozwija?
Odkąd pamiętam gram na gitarach firmy Ibanez ( końcówka lat 90tych ). Przez ponad 20 lat instrumenty tej firmy mnie nigdy nie zawiodły. Jak tylko dostałem możliwość nawiązania współpracy i podpisania kontraktu z Ibanezem od razu się zgodziłem. Z firmą oficjalnie jestem związany od 2014 roku i jestem pod wielkim wrażaniem jak nasi zachodni sąsiedzi pochodzą do swoich endorserów.
![](https://topguitar.pl/wp-content/uploads/2022/04/Yanuary_03-fot.-Michal-Czekaj-682x1024.jpg)
Grasz na „ósemce” i „siódemce” – powiedz co to za modele i co daje Ci w praktyce możliwość wykorzystania ośmiu strun? Czy wykorzystujesz w ogóle zwykłe sześciostrunowe wiosła?
Tak naprawdę na gitarze 8 strunowej (model: Prestige RG 2228 ) rozpocząłem przygodę dopiero przy końcowym etapie nagrywania naszej przedostatniej płyty ”Costumes Of Technocracy”. Wtedy też pojawiła się opcja nagrania jednego z utworów w zupełnie innym stroju, gdzie gitara 7 strunowa ( posiadam dwa modele RG 7620) nie mogła mi tego umożliwić. Niejako z konieczności użyłem gitary 8strunowej (dodatkowo obniżonej do F) i wszystko zagrało już tak jak powinno. Na ostatniej płycie TD ”Transhumanism” mamy ponad połowę numerów nagranych na gitarze 8-strunowej. Wykorzystuje ten niski strój głównie w wolnych riffach, gdzie większy nacisk jest położony na brzmienie i feeling a nie zabójcze tempa. Tak naprawdę przesiadając się teraz z „ósemki” na „siódemkę” czuję dokładnie to samo jak kiedyś z „siódemki” na „szóstkę”. Od 15 lat nie gram w ogóle na gitarach 6 strunowych, ale to nie znaczy, ze nie dałbym rady. Na chwilę obecną nie ma to dla mnie sensu, zresztą siła przyzwyczajenia powoduje, że strój B standard na „siódemce” to już górna akceptowalna granica.
Od 15 lat nie gram w ogóle na gitarach 6 strunowych, ale to nie znaczy, ze nie dałbym rady. Na chwilę obecną nie ma to dla mnie sensu, zresztą siła przyzwyczajenia powoduje, że strój B standard na „siódemce” to już górna akceptowalna granica
Twoja marka wzmacniaczy to Randall. Jakie ich cechy najbardziej Cię satysfakcjonują? I jeszcze poproszę o opis twojego pedalboardu – co w nim jest dla Ciebie najistotniejsze i „must be”?
Zgadza się, posiadam wzmacniacz firmy Randal RM100 z wymienianymi trzema modułami brzmieniowymi z serii MTS. Jest to bardzo dobre rozwiązanie ponieważ wszystkich preampów jest ponad 20 i każdy może pod siebie dopasować swój charakter brzmienia. Bez wątpienia moje ulubione to Ultra i Ultra XC. Cechuje je z pewnością krystaliczne brzmienie i high-gain który do takiego grania nadaje się idealnie. Jak na razie wzmacniacz mnie nigdy nie zawiódł, pozwiedział trochę świata i nagrał ze mną 4 płyty. Wraz z nową płytą zabawek w mojej walizeczce przybywa co raz więcej.
posiadam wzmacniacz firmy Randal RM100 z wymienianymi trzema modułami brzmieniowymi z serii MTS. Jest to bardzo dobre rozwiązanie ponieważ wszystkich preampów jest ponad 20 i każdy może pod siebie dopasować swój charakter brzmienia
W pedalboardzie standardowo splitter, tuner, bramka, delay,a z bajerów whammy oraz od całkiem niedawna kaczka.
Na koniec, wróćmy jeszcze do tematów muzycznych. Anal Stench, nie mogę pominąć tego składu. Co się dzieje w bandzie (a dowiedziałam się, że sporo), jakie najbliższe plany?
Skład Anal Stench jest w zasadzie od kilkunastu lat ten sam, zmienia się jedynie sekcja rytmiczna. Za perkusją zasiadł tym razem James Stewart, a na gitarę basową wskoczył Andrzej z Thy Disease. Jak wiemy świat na jakiś czas wyhamował i dla niektórych było to świetną okazją do nadrobienia zaległych rzeczy. Tak też było w obozie Anal Stench. Od lat planowaliśmy nagrać trzecią płytę, ale zawsze był problem z czasem i zebraniem tych wszystkich osób do kupy. Covid nam to poniekąd umożliwił – udało się nagrać kolejną płytę. Już niedługo będziecie mogli usłyszeć pierwsze dźwięki z tego wydawnictwa, które ukaże się jesienią w tym roku. Mogę jedynie zdradzić, że na płycie znajdzie się aż 11 kompozycji.
Dziękówa i do zobaczyska na koncertach!
Dzięki!
Rozmawiała Ilona Matuszewska