Zespół Carnal promuje obecnie album „Horyzont Zdarzeń”. Nasza redaktorka Ilona Matuszewska odpytała Jakuba Leszko, gitarzystę zespołu z tematów związanych z nowym wydawnictwem zadając również odwieczne pytanie: Gibson czy Fender. Nie można było zapomnieć także o innych gitarach, gdyż Jakub ma w kolekcji kilka interesujących customów. Pojawiła się również kwestia trąbki…
Promujecie obecnie swoje najnowsze wydawnictwo „Horyzont Zdarzeń”. Dość długo kazaliście nam czekać na kolejny album…
Tak, zaczynamy promować nasz ostatni album „Horyzont Zdarzeń” i rzeczywiście „Re-Creation” czyli poprzednią płytę wydaliśmy w 2009 roku, czyli minęło trochę czasu od tamtej pory. Jednak my jako zespół, jako muzycy, cały czas byliśmy aktywni i graliśmy jako Carnal, ale też każdy z nas grał w pobocznych projektach, komponował, pisał, grał próby… Po wydaniu „Re-Creation” zagraliśmy naprawdę sporo koncertów i festiwali (m.in. z In Flames, Paradise Lost, Moonspell czy Jinjer). Potem zrobiliśmy sobie małą przerwę, a następnie skrystalizował się nowy skład zespołu. Teraz jesteśmy gotowi, żeby pokazać to, o czym myśleliśmy przez ostatni czas.
Wydał Was Kayax. Oczywiście pojawiło grono malkontentów z hasłem „czemu Kayax” lub stwierdzenia, że w związku z takim wydawcą album będzie bardziej popowy niż rockowy…
Sprawa wygląda tak, że od zawsze zależało nam jako zespołowi, żeby robić swoje i tak naprawdę nie ma dla nas znaczenia, czy pomaga nam w dystrybucji Kayax, czy jest to ktokolwiek inny. Staramy się działać po swojemu i iść własną drogą. Mogę zapewnić też, że ostateczny kształt albumu to wyłącznie wypadkowa oczekiwań członków zespołu. Choć muszę przyznać, że jesteśmy bardzo zadowoleni, że możemy liczyć na wydawcę takiego jak Kayax, ułatwia nam to wiele spraw. Jesteśmy dumni, że znaleźliśmy się w gronie wyjątkowych artystów, których Kayax reprezentuje.

„Horyzont Zdarzeń” to taka przeplatanka porządnego, soczystego rocka, grunge’u…Wasze pierwsze albumy były osadzone w dużo cięższych doom i death metalowych brzmieniach. Skąd to „wyłagodnienie”?
W muzyce, a generalnie w sztuce wspaniałe jest to, że każdy odbiera ją na swój sposób, filtruje ją przez własną wrażliwość. Dlaczego od tego zaczynam – bo ja wcale nie uważam, że ten album jest łagodniejszy od poprzednich. Jest na pewno trochę inny, jest w nim więcej przestrzeni, mniej gitarowego „dżyn-dżynu”. Pomimo, że jest to muzyka gitarowa, to moim zdaniem udało się nam zmieścić w tych kompozycjach jeszcze wiele innych smaków. Na nowej płycie jest więcej nietypowych harmonii – nieobecnych wcześniej na naszych albumach. Moim zdaniem jest to mniej przewidywalna płyta niż nasze poprzednie dokonania, ale…
…spójrzmy jeszcze na warstwę tekstową… tam jest dopiero ciężar
Praca nad płytą w studio do najlżejszych nie należy. Jak było w Waszym przypadku, nagrania poszły w miarę szybko, bez większych turbulencji, czy jednak musieliście poświęcić czas na żmudne dopracowywanie poszczególnych elementów.
Ja bardzo lubię pracę w studio, jednak w naszym przypadku koncepcja płyty się trochę zmieniła podczas jej nagrywania. Jak to w życiu, ciągle się coś dzieje, a u nas zmieniło się wiele. Może nie o wszystkich sprawach wypada w tym miejscu mówić… Najistotniejsze rzeczy to zmiana perkusisty, która nastąpiła w środku prac nad płytą. Dodatkowo okazało się, że album będziemy produkować sami, bez wsparcia zewnętrznego producenta i że początkowy pomysł na wykorzystanie w naszej muzyce większej ilości elektroniki nie sprawdził się i musieliśmy skupić się na dodatkowych rzeczach gitarowych. Suma summarum efekt finalny jest zgodny z naszymi oczekiwaniami i jak się okazało wszystkie zmiany wyszły nam na dobre. Podsumowując – jesteśmy zadowoleni z takiego obrotu spraw
Warto też wspomnieć, że w naszym przypadku największym wyzwaniem był miks tego materiału. Całe szczęście mieliśmy po raz kolejny (miks pierwszego albumu Carnal „Undefinable” też zrobił Tomek) przyjemność pracować z Tomaszem „Zedem” Zalewskim, który nie tylko stanął na wysokości zadania przy miksie i masteringu, ale poświęcił nam naprawdę dużo dodatkowego czasu, zaangażował się w 100% w pracę, co najważniejsze wysłuchał nas i przeniósł nasze pomysły do świata miksu, muzyki. Jest nie tylko zawodowcem ale też super gościem, na którego zawsze mogliśmy liczyć!

To, iż na albumie gościnnie pojawia się Krzysztof Zalewski to mega plus, facet jest niezwykle zdolny i ma to metalowe zacięcie, co pokazał np. podczas wykonu „Roots Bloody Roots”. Ale trąbka? Skąd ten pomysł?
Pamiętam dokładnie chwilę, w której pomysł na trąbkę w tym fragmencie się pojawił. Graliśmy próbę, ja grałem ten patent na gitarze, rozmawialiśmy z chłopakami o tym, co mogłoby się tu dodatkowo znaleźć, zmieścić. Ja nie chciałem kolejnej gitary (choć przyznam, że mam przygotowaną alternatywną wersję właśnie z gitarą w roli głównej w tym fragmencie) i Robert (nasz wokalista) mówi: „A ja bym tam słyszał trąbkę!” – pomyślałem – idealnie! No i jest trąbka. I to jaka! Moim zdaniem naprawdę wspaniała – zagrał Łukasz Korybalski i zagrał tak, że mi kapcie spadły! Klasa!
Wracając do Krzyśka – tak – bardzo nam miło, że artysta tej klasy chciał i zgodził się wystąpić gościnie na naszej płycie. Ja sam bardzo lubię muzykę Krzyśka – jeśli nie słyszeliście, posłuchajcie koniecznie płyty ZALEF „Pistolet”. Jest to moim zdaniem jedna z najlepszych rockowych płyt nagranych w Polsce, a na pewno jedna z moich ulubionych. A co do „Roots Bloody Roots” – dzwoni do mnie znajomy i mówi: Kuba, Carnal na scenie, grają Sepulturę…uśmiałem się, ale tak…wyszło to naprawdę czadersko Krzysztof Zalewski w duecie z naszym wokalistą Robertem Gajewskim. Czad!

Jak to kiedyś powiedziano, gitarzyści dzielą się na Fenderowców i Gibsonowców. U Ciebie jest ta druga opcja. Zatem, Gibson bo…
To nie do końca tak, ja to widzę w inny sposób…Fender i Gibson to dwie różne gitary…każdy z tych instrumentów jest na swój sposób wyjątkowy i ma szereg wad i zalet. Jednak dla muzyka każda z tych gitar niejako wymusza inny sposób gry, inne podejście do instrumentu i ja to tak właśnie czuję. Sam gram i na Fenderach i na Gibsonach i na gitarach innych marek.
W muzyce, którą gramy z Carnal najlepiej sprawdza się Gibson czy jest to Les Paul czy to SG, V czy Junior nie ma znaczenia. Wszystkie riffy, wszystkie dźwięki zostały wymyślone, zagrane i nagrane na Gibsonach! Jeśli miałbym mieć jedną gitarę, to byłby to Gibson, Gibson Les Paul!
Jakie modele Gibsona posiadasz i co Cię przekonało do wyboru tych konkretnych modeli.
Mam kilka gitar. Są to instrumenty i stare, i nowe, głównie modele Les Paul na humbuckerach. Ale są też gitary na pickupach P-90, Les Paule, SG i Juniory, mam też dwie V. Moją ulubioną gitarą jest czarny Gibson Les Paul ‘59 Collectors Choice CC#34 Blackburst, na którym gram praktycznie wszystkie koncerty, nagrywam i komponuję. To jest instrument, który nie wiem czy jest obiektywnie najlepszy z tych, które mam. Dla mnie na pewno tak jest…znam go i gra tak jak chcę…jest częścią mnie.
Jeśli chodzi o gitary, na których nagrywałem płytę „Horyzont Zdarzeń” to były to kolejno: Gibson Les Paul ‘59 Blackburst CC#34, Gibson Les Paul ’57 Gold Top (R7), Gibson Flying V ’58 (CS) oraz dwa oryginalne Gibsony z lat 50-tych: Gibson Les Paul Gold Top i Gibson Les Paul Junior.

Bawisz się w tematy lutnicze? Masz jakąś customową gitarę?
I to jest dobre pytanie! Mam trzy… jedna to kompletnie zmodyfikowany Fender Stratocaster, moja pierwsza prawdziwa gitara. To znaczy z Fendera zostało w niej tylko drewno z gryfu, nawet radius podstrunnicy jest inny, bardziej płaski, duże progi, korpus z mahoniu, dwa humbuckery etc. Jest chyba z 1998 roku i służyła mi przez lata. Nawet nieźle brzmi. Mam też dwa modele wykonane wg mojej specyfikacji przez znanego lutnika. Korpusy wzorowane na tych z Charvel San Dimas, gryf podobny do Strata, ale ze zmiennym radiusem, jeden pickup, mostek Floyd Rose… no i leżą. Gitary wykonane są z najlepszych części, naturalnie sezonowane drewno, korpusy: stara korina i piękna olcha, podstrunnice z palisandru brazylijskiego, gryfy z klonu płomienistego i ptasie oko, lakier nitro bez plastyfikatorów etc i co… i niestety grać się na nich nie chce. Nie wiem, niby są super, ale wolę produkcję seryjną. Chyba wyznaję zasadę, że trzeba wziąć instrument do ręki, zagrać, pójść z gitarą na próbę, nagrać coś i wtedy wiem czy jest to „leżak” czy gitara do grania. Ale to jest tylko moje zdanie.
A za plecami widziałem chyba Marshall i … ?
Tak, jestem fanem wzmacniaczy Marshall, od zawsze! Mam stare: Super Lead, JMP Master Volume, 800, Jubilee i inne. Bardzo lubię też VOXy: AC15 i AC30, ale to osobna historia bo wszystkie grają inaczej. 5150 jest kapitalny i dla mnie jest to najlepszy wzmacniacz hi-gain. No i są moje Orange i to jedyne Orange jakie lubię czyli Tiny Terror! Tiny Terror Hard Wired uwielbiam i używam wszędzie! Wkładasz lampy ze starej produkcji i … koniec. Gram na dwóch puszczonych przez spliter Lehle, podpinam je do kolumn Marshall 4×12” typu B na głośnikach Celestion Greenback Heritage.
A total must have w pedalboardzie?
No to tak, najważniejszy jest tuner! A tak na poważnie, to często używam delaya i wah. Mam kilka ulubionych efektów jednak nie wszystkie sprawdzają się na żywo. W desce koncertowej mam: tuner BOSS TU-2, wah Dunlop MXR MC-404 Custom Audio, Dunlop JD4S Rotovibe, Fulltone OCD, delay TC Electronic, pierwszą wersję Flashback i nie pozwalam go dotykać, żeby czasem nic nie wgrać nowego, bo kupiłem kolejne wersje i nie podobają mi się, leżą nieużywane, a ta stara wersja bardzo mi pasuje. Jest też wspomniany wcześniej spliter Lehle. Używam też starego delaya BOSS DD-2. Bardzo lubię jego ciepły, plastyczny ton. Używam też Dunlopa MXR M68 Uni-Vibe i go uwielbiam, to samo z Dunlop MXR EP103 Echoplex, który gra w praktycznie we wszystkich numerach na nowej płycie. No i stare, to duże, tremolo MXR M159, kilka fuzzów m.in. Fulltone Octafuzz… i EBow! Nigdy nie gram na nim w domu, ani na próbach, na żywo też nie… a jest we wszystkich numerach na płycie „Horyzont Zdarzeń”! Magia!
Muszę zbudować nową deskę, taką nieco bardziej skomplikowaną, z kontrolerem, bo jest jeszcze kilka rzeczy, o których nie powiedziałem, ale to już temat na osobny artykuł
Wystarcza Wam koncertowo jedna gitara? Jesteś w stanie rozbudować przestrzeń, którą mogłaby wypełnić drugie wiosło?
Wszystko ma plusy i minusy. Granie na dwie gity jest fajne, ale jedna gitara na żywo też ma swoje zalety. Wtedy jednak więcej wymagań stoi przed zespołem, ale też ile do powiedzenia w utworze mają bas i bębny, no i wokalista ma wówczas więcej do roboty…wszystko zależy od tego co chcesz osiągnąć. Zastanawiamy się z chłopakami czy zostaniemy przy tym co jest, czy wzbogacimy nasze brzmienie koncertowe samplami lub inną elektroniką, może to będą dodatkowe gitary…czas pokaże. Zresztą zobaczycie na koncertach, na które serdecznie zapraszam.
Jak o koncertach mowa, promujecie album czyli gdzie gracie i kiedy Was zobaczymy w najbliższej przyszłości.
Na pewno będziemy promować nową płytę grając koncerty, czyli tak jak zawsze. Jednak jeśli chodzi o konkretne terminy, najlepiej śledzić nas na Facebooku i na Instagramie. Myślę, że zaczniemy w połowie roku. No i będzie jeszcze jedna „studyjna” niespodzianka…tak więc jesteśmy w kontakcie!
Dziękuję za ciekawe pytania i zapraszam wszystkich pod scenę!