Minęły trzy lata, odkąd Slayer postanowił oficjalnie zakończyć działalność, stając się tym samym pierwszą kapelą z „Wielkiej Czwórki”, która tak postanowiła. W styczniu 2018 roku pionierzy thrashu ogłosili zakończenia działalności, a po światowej trasie, która trwała od maja 2018 do listopada 2019 roku słowo ciałem się stało. Tyle, że Kerry King kolejny raz narzeka, iż była to decyzja pochopna i przedwczesna.
Pewnie nie wszyscy wiedzą, że Kerry King był już kiedyś bliski rzucenia gry w ogóle. King mówił o tym w artykule UDiscover zatytułowanym „Spreading The Disease: An Oral History of Thrash Metal”, a chodziło o… sukces Limp Bizkit: „Pod koniec lat 90. byłem naprawdę zmęczony. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego Limp Bizkit stał się tak popularny. Wpłynęło to na mnie – nie chciałem grać. Pomyślałem, jeśli tak ma wyglądać ta muzyka, to jebać to, nienawidzę tego.”
Na szczęście nie zrobił tego i zostawił kilka cudownych płyt nagranych ze Slayerem. Po latach Kerry mówi, że był zły na sytuację związaną z zakończeniem działalności Slayera. Zapytany w nowym wywiadzie dla magazynu Metal Hammer o swoją reakcję, kiedy pojawił się temat zakończenia działalności zespołu, 58-letni gitarzysta powtórzył to, co już nie raz mówił: „Złość… co jeszcze…? To było przedwczesne. Powodem, dla którego mówię 'przedwczesne’ jest to, że moi bohaterowie z dzieciństwa wciąż grają! Ja nadal mogę grać, nadal chcę grać, ale to źródło utrzymania zostało mi odebrane.”
To było przedwczesne. Powodem, dla którego mówię 'przedwczesne’ jest to, że moi bohaterowie z dzieciństwa wciąż grają!
King dodał jeszcze: „Byliśmy na szczycie świata, a nie ma nic złego w byciu na topie, to dobry sposób, więc, brawo za to. Ale czy tęsknię za graniem? Tak, absolutnie.” W tym samym wywiadzie King uspokoił też fanów, że będą zadowoleni z muzycznego kierunku jego jeszcze nie ogłoszonego nowego zespołu. „Jeśli znasz moją twórczość, wiesz jak to będzie brzmiało”.