W czasach, gdy wielu artystów planuje pożegnalne trasy i artystyczną emeryturę, Kirk Hammett deklaruje coś zupełnie przeciwnego. Dla niego scena to nie przystanek, ale ostateczne przeznaczenie. I jasno daje do zrozumienia: nie zamierza zejść z niej dopóki stoi na własnych nogach.
Dla muzyka nie ma nic piękniejszego niż połączenie sceny, publiczności świateł i gry. Kirk Hammett w najnowszym numerze Metal Hammer tak to opisał:
Jeśli grasz na instrumencie i masz okazję doświadczyć tej magicznej chwili, gdy występujesz przed żywą publicznością, najdłużej zostaje z tobą jedna myśl: 'Chciałbym to zrobić jeszcze raz’
Dla Hammetta to nie tylko sentymentalna refleksja, ale życiowa filozofia, on nie wyobraża sobie życia bez występów:
Nie wierzę w emeryturę. Emerytura to coś, co zostało ludziom narzucone. Nie wierzę, że muzykom wolno przechodzić na emeryturę!
„W latach 30., 40. i 50.” standardem było, że poważny muzyk występował do końca życia. Jak dodaje: „Celem było umrzeć na scenie.”
Jego przekonanie jest głęboko zakorzenione w etosie obowiązku wobec publiczności i wobec samego daru grania:
„Taka była mentalność muzyków przez ostatnie stulecie: skoro zasłużyłeś, żeby tam być, masz obowiązek spełniać tę rolę aż do samego końca. Granie muzyki to dar, błogosławieństwo i przywilej. Kocham to, co robię, i to jest magia – to pomaga ludziom. Więc nie mogę się od tego odciąć.
Gram dalej. Bo kocham to. Bo scena to moje miejsce. I nie ma dla mnie planu B