Serwis Music Radar przypomniał jeden ze swoich archiwalnych wywiadów, w którym spec od gitar Steviego Raya Vaughana wspominał kilka lat spędzonych z nim na trasie. Słowa Rene Martineza potwierdzają to, co wiemy o Steviem – był to gitarzysta jedyny w swoim rodzaju.
Znany lutnik w Charley’s Guitar Shop w Dallas, Rene Martinez, był starym znajomym Jimmiego Vaughana, brata Steviego. Jimmi był częstym klientem tego sklepu i ostatecznie sam Stevie też zaczął do niego zaglądać. Po nitce do kłębka, a w zasadzie od zdania do zdania skończyło się na tym, że Vaughan zaczął namawiać Rene, by ten został jego technicznym. Martinez, oprócz tego, że był lutnikiem, był także gitarzystą klasycznym i flamenco, a zaczynał od naprawy samochodów i renowacji skrzypiec. Początkowo wahał się, czy wyruszyć w trasę z Vaughanem, a na jego wątpliwości mógł wpłynąć fakt, że Stevie Ray nie cackał się ze swoimi gitarami.
Ostatecznie Rene Martinez był technicznym Steviego Raya Vaughana od 1985 r. aż do śmierci w 1990 r. W wywiadzie dla MusicRadar z 2010 r., wspominał on Vaughana, człowieka, który stał się jego przyjacielem.
Na pytanie, czy Stevie Ray używał grubych strun, Martinez odpowiedział: „Tak. Od .013, do .060. Były grube, to prawda, ale to nie była jedyna rzecz – liczyła się bowiem akcja, czyli wysokość strun. Zwykle regulowałem śruby przy mostku, żeby podnieść jego wysokość aż do końca – nie mógłbym podnosić strun wyżej. On po prostu lubił podkreślać swoje brzmienie.”
Miał bardzo silne ręce. Sposób ataku i wszystko inne wychodziło z jego rąk
„Poza tym gitarę miał nastrojoną na Es, co kompensowało inne zmienne. Zapytałem go kiedyś o to, a on po prostu odpowiedział: 'Nie umiem śpiewać w E; to musi być w Es’. Mimo to trudno było grać na gitarze i dosłownie z czubków palców kapała mu krew.”
Któregoś dnia zobaczyłem krew na jego gitarze i zapytałem: 'Hej, wszystko w porządku?’ A on na to: 'Och, wiesz, struny obcinają mi trochę opuszki’
Martinez kontynuował wspomnienia: „Powiedziałem mu, że możemy uzyskać to samo brzmienie, ustawiając inaczej jego gitarę i używając różnych rzeczy. Kiedy zaczęliśmy eksperymentować, był szczęśliwy. Spojrzał na mnie i zapytał: 'Jak ty wymyślasz takie rzeczy?’. A ja po prostu powiedziałem: 'No cóż, jestem twoim technikiem od gitary i tym się zajmuję'”.
W rozmowie padło jeszcze pytanie obrzmienie Steviego Ray Vaughana: „Używaliśmy czterech efektów: wah-wah CryBaby, Ibanez Tube Screamer, Octavia i Dallas Arbitar Fuzz Face. Jeśli chodzi o wzmacniacze, było wiele kombinacji, przez które przeszliśmy. Kiedy zaczynałem z nim pracować, był to Dumble Steel String Singer i 200-watowy Marshall Head, a każdy z tych wzmacniaczy grał na kolumnach Dumble 4 x 12 – jedna była ustawiona pod kątem, a druga prosto.
Stevie lubił czysty dźwięk. Tak naprawdę podkręcał wszystko aż do ostatniej piosenki. Ale w międzyczasie, przez cały występ, był to czysty, piękny dźwięk, z odrobiną pogłosu
„Dumble był mocny i czysty i to mu się podobało. Marshall był potężny i ciepły, a Fendery zapewniały prawdziwe, czyste dźwięki o wysokiej jakości. Wszystko razem brzmiało wspaniale. To było piękne, po prostu wspaniałe.”