To był wielki przywilej rozmawiać z basistą tego formatu i postacią tak ujmującą. Poznałem się z Lelandem wiele lat temu, spotykaliśmy się kilka razy na muzycznych targach czy Bass Campach i cały czas wspominam te momenty, jako najbardziej pouczające i wyjątkowe w mojej pracy zawodowej.
Witaj! To dla mnie wielka przyjemność rozmawiać z basistą takiego formatu. Byłeś kiedykolwiek w Polsce?
Byłem kiedyś bardzo blisko Waszego kraju, ale w samej Polsce nie byłem nigdy. Pewnie Cię zaskoczę, ale nasza rodzina od strony mojej matki przybyła do Stanów zjednoczonych z Polski, dlatego chciałbym odwiedzić ten kraj pewnego razu!
Czy to prawda, że Twoim pierwszym muzycznym idolem był pianista i wielka osobowość telewizyjna – Wladziu Liberace? Co Cię w nim fascynowało?
Ciężko mi powiedzieć co w zasadzie w nim mnie tak fascynowało. Muzyka, cały ten performance i schtick… Oglądałem jego show za każdym razem od początku do końca. Zaczynałem jako pianista i muszę przyznać, że on był jednym z powodów, dla których chwyciłem za ten instrument i zainteresowałem się muzyką.
Wiedziałeś, że Liberace miał polskie korzenie? Wladziu to zdrobnienie od polskiego imienia Władysław (nie tłumaczy się na angielski).
Wiedziałem, że jest on polskiego pochodzenia, ale nie wówczas. Kiedy się nim zafascynowałem, miałem zaledwie 5 lat.
Skąd wziął się pomysł, na który wpadł Twój nauczyciel od muzyki Ted Lynn, abyś zaczął uczyć się gry na kontrabasie? Twoja lewa ręka frazowała jak up-right?
Uczyłem się grać na pianinie już jako pięciolatek aż do momentu, kiedy trafiłem do Junior High School w wieku lat 12. Kiedy tam przybyłem powiedziałem sobie „I oto jestem!”. Mój nauczyciel muzyki Ted Lynn powiedział mi wprost, że szkoła ma wiele dzieciaków grających na pianinie wobec czego najbardziej potrzebują kogoś kto grałby na jakimś strunowym basie. Ted zapytał mnie nie nie byłbym zainteresowany wypróbowaniem takiego instrumentu, na co odpowiedziałem mu „dlaczego nie?”. Znalazł więc dla mnie stary kontrabas marki Key, pokazał kilka podstawowych rzeczy i to była miłość od pierwszego szarpnięcia!
Czytałem, ze Twój pierwszy bas nazywał się Melody. Co to za firma, nigdy o niej nie słyszałem?
Myślę, że to był jeden z pierwszych japońskich basów elektrycznych. Dostałem go prawdopodobnie w okolicach roku 1964.
Wiem, że zasłuchiwałeś się w Jacku Bruce i Paulu McCartneyu, ale starałeś się nie ulec wpływowi stylu Jaco. Czy bałeś się, że tak jak wielu „zainfekowanych”, zaczniesz kopiować jego styl?
Zawsze byłem fanem innych grających basistów i wśród nich Jaco był absolutnie unikalny. Wolałem raczej wgłębić się w niego i poznać jego styl niż po prostu być jak on. To nie był styl w którym sam grałem i nie czułem z nim żadnego współzawodnictwa. Jedynie podziw. Tak naprawdę, to wszyscy dobrzy muzycy, których kiedykolwiek słyszałem mieli na mnie wpływ i było ich naprawdę wielu.
Dlaczego uważasz, że zespół Wolfgang był prawdopodobnie najlepszym składem z jakim przyszło Ci grać? Czy tak, jak w przypadku The Section, chodzi o „chemię” między Wami?
To był cudowny zespół. Współpraca na gruncie muzyki była doskonała i taka też była przyjaźń między nami. Naszym managerem był słynny Bill Graham, którego prawdziwe imię brzmiało właśnie Wolfgang – stąd nazwa zespołu.
Naszym managerem był słynny Bill Graham, którego prawdziwe imię brzmiało właśnie Wolfgang – stąd nazwa zespołu
Z późniejszym składem The Section sytuacja była bardzo podobna.
Jak sądzę nie ma szans byście zmiksowali, zmasterowali i udostępnili Wasze jedyne demo z 1968…?
Cały czas mam jakieś demówki z tamtego okresu ale faktycznie nigdy nie zostały one zmiksowane i ukończone. Cały czas mam wiele zabawy słuchając tych taśm.
Pierwsza znajomość, która przyspieszyła Twoją karierę to współpraca z Jamesem Taylorem, którego, pomimo niefajnego rozstania bardzo cenisz. Co mu zawdzięczasz? Czego nauczyłeś się od niego?
James był dla mnie wielkim darem losu. Czuję że wygrałem los na loterii zostając wciągnięty do współpracy z nim. Myślę również, że moja kariera nie była by taka jaka jest, gdyby nie znajomość z tym artystą. Jest on jedną z najbardziej obdarowanych talentem osób, z jakimi miałem przyjemność pracować. Wprost przeciwnie do wielu gitarzystów którzy płasko kostkują lub beznamiętnie brzdąkają, dzięki jego wszechstronnemu stylowi gry na gitarze jest on dla mnie jedną z najbardziej unikalnych osób, z którymi grałem. Budował akordy, rytm i linię basu, którą prowadził kciukiem przez całą długość utworu. Musiałem sobie długo uzmysławiać jak dopasować się w tej sytuacji, by być jej kompletną częścią i nadać sens mojej grze. James Taylor był i cały czas dla mnie jest wielką lekcją…
Budował akordy, rytm i linię basu, którą prowadził kciukiem przez całą długość utworu. Musiałem sobie długo uzmysławiać jak dopasować się w tej sytuacji, by być jej kompletną częścią i nadać sens mojej grze. James Taylor był i cały czas dla mnie jest wielką lekcją
Twoje niesamowite umiejętności pozwalają Ci obracać się w niemal każdej stylistyce muzycznej. To kwestia osłuchania, treningów, czy po prostu talentu?
Prawdopodobnie po części każdej z tych rzeczy. Słuchałem naprawdę wiele różnych rzeczy ponieważ jestem bardzo eklektyczny w swoim muzycznym smaku. Pracowałem ciężko w moim basowym rzemiośle mają talent jaki mam… Jest to praca, która wymaga wytrwałości i staranności w tym co się robi. To nie jest łatwe robienie kariery.
Jak powstał wspaniały skład The Section? Zamierzaliście kiedykolwiek stworzyć coś na kształt Muscle Shoals?
To był rodzaj przypadku. Byliśmy na trasie z Jamesem Taylorem i kiedy kończyliśmy próby dźwięku przed koncertami szwendaliśmy się razem i jamowaliśmy, gdy były ku temu okazje. Pewnego dnia, Nat Weiss, który był jednym ze współmanagerów Jamesa poprosił nas byśmy wpadli do jego pokoju hotelowego. Puścił nam coś i zapytał, co o tym sądzimy. Powiedzieliśmy, że nagrania są bardzo interesujące, na co on odparł, że to my podczas próby dźwięku i chyba powinniśmy rozważyć założenie zespołu. James nazywał nas The Section od czasu, kiedy staliśmy się jego sekcją rytmiczną i tak już zostało. Pracowaliśmy razem przy bardzo wielu projektach i dlatego można powiedzieć, że byliśmy sekcją w typie słynnych Muscle Shoals.
Nagrywałeś również z Billy Cobhamem, którego jestem fanem. Czemu muzyka fusion to nieliczne wyjątki w Twojej dyskografii?
Pomimo tego, że byłem basistą na płycie Spectrum Cobhama, która była jednym z najważniejszych momentów formowania się muzyki fusion na początku lat 70, ludzie ciągle myślą o mnie jako o folk-rockowym basiście. Kochałem grać z Billym i spotykać go kiedy The Section otwierała koncerty Mahavishnu Orchestra. Ten gatunek to dla mnie zachwycający okres w muzyce.
Miałeś kiedyś propozycje od zespołów metalowych?
W swoim życiu zrobiłem kilka projektów z kapelami metalowymi i uwielbiam je. Jak sądzę nie jestem chyba w kręgu ich typowych zainteresowań. Mimo tego jest to jeden z moich ulubionych gatunków muzycznych. Kopie tyłek…
Z którym bębniarzem najbardziej jest Ci po drodze i z drugiej strony: z kim zawsze chciałeś zagrać, ale nigdy się nie spotkaliście, jeśli w ogóle jest ktoś taki!
Myślę, że jedną z najpiękniejszych rzeczy w mojej karierze jest możliwość gry z tyloma wielkimi i wspaniałymi muzykami. Niemożliwe jest wyróżnienie tutaj kogokolwiek. Idąc od Phila Collinsa, przez Billy’ego Cobhama i Kenny’ego Aronoffa do Johna ‘JR” Robinsona, Jima Keltnera oraz Hala Blaine’a. Mój Boże, czy ktoś może być szczęśliwszy niż ja? Czuję się szczęśliwcem grając z tymi wszystkimi wielkimi facetami i to jest wspaniałe, że co chwilę mogę pracować z różnymi osobami takiego formatu. Uczestniczyłem w pewnym projekcie rok temu i perkusistą był tam Charlie Watts. Co powiesz na to?
W jednym z wywiadów przeczytałem, że wraz z popularyzacją używania elektronicznego metronomu w studiach nagraniowych gdzieś uciekł „swing”. Mógłbyś rozwinąć te myśl?
Naprawdę wierzę w pierwiastek ludzki w muzyce. Wraz z pojawieniem się „click’a” i wszystkimi rzeczami jak kwantyzacja, copy/paste, które przyszły również, bardzo wiele feelingu bezpowrotnie odeszło. Nie jestem fanem perfekcji. Przejawia się to na przykład w przypadku kiedy pracuję w studio i gramy pierwszy chorus, a producent mówi, że wytnie i wklei moją ścieżkę w odpowiednie miejsce drugiego chorusu. Mówię wówczas, że druga zwrotka powinna być nieco inna niż pierwsza i proszę o pozwolenie mi jej nagrania. Uwielbiam „odpływy i przypływy” w muzyce, jej naturalny oddech i rytm, który nie powinien być sprowadzany do kliku lub metronomu.
Czy zdarza Ci się udzielać lekcji gry? Co radzisz młodym basistom, gdy pytają Cię o wskazówki, jak ćwiczyć, jak się prawidłowo rozwijać? Udziel proszę krótkiej, ogolnej lekcji czytelnikom TopBass.
Nigdy nie dawałem lekcji. Uważam, że prawidłowe przekazywanie wiedzy to specjalny dar i nie czuję, bym go posiadał. Robiłem w swoim życiu kilka klinik dla basistów ale nawet nie brałem wówczas ze sobą instrumentu. Po prostu mówiłem im o wielu sprawach i pozwalałem im zadawać pytania. Jedyna rzecz jaką mam do przekazania jest ponad 40 lat mojej pracy z nagrywaniem i koncertowaniem. Pozwalam zatem słuchaczom decydować o treści takich spotkań. To bardzo trudny biznes i staram się wszystkim dodać odwagi i w miarę możliwości pomóc. Najważniejsza rzeczą musi być miłość do muzyki i Twojego instrumentu a sukces jest sprawą raczej nieokreśloną i nie zależy od tego jakim jesteś wielkim basistą. Tak dużo spraw może pójść dobrze lub źle…
Porozmawiajmy trochę o sprzęcie. Czemu Twoim podstawowym basem jest, jak go nazywasz, Frankenstein – „składak” z wielu elementów rożnego pochodzenia?
Zbudowaliśmy tę gitarę na zasadzie eksperymentu około 1974 roku. Zbudował ją lutnik John Carruthers. Składa się na nią czysty korpus Charvela w kształcie Precission Bass oraz szyjka Precissiona z wczesnych lat 60. przekształcona w szyjkę JazzBassa z roku 1962. Kiedy przerobiliśmy gryf trzeba było zająć się wymianą progów i zapytałem Johna, czy można użyć drutu używanego na progi w… mandolinach. Eksperyment okazał się pełnym sukcesem. Kiedy Rob Turner rozpoczynał produkcję pickupów EMG użyliśmy jego wersji P-Bass zarówno w tradycyjnym miejscu, jak i zamiast zwyczajowego singla J-Bass przy mostku. Pomyślałem sobie jednocześnie, że poprzez inną naturę brzmienia strun D i G oraz E i A powinniśmy odwrócić przetworniki tak, aby część bliższa mostka znajdowała się pod strunami E i A. Poza tym zastosowaliśmy mostek bad ass i HipShot D-Tuner przy strunie E. Elektronikę napędzają dwie baterie 9V.
Co urzekło Cię z kolei w instrumentach Dingwall? Chodzi tylko o dłuższą menzurę struny B? W Europie to niezbyt popularna marka…
Spotkałem Sheldona Dingwalla podczas którychś NAMM Show w Los Angeles. Podszedł do mnie i zapytał, czy nie spróbował bym jednej z jego basówek. Spojrzałem na nie i od razu zapytałem o sposób nabijania progów i ich ułożenie względem siebie, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Wytłumaczył mi całą ideę pozycjonowania progów i strojenia basu jak pianina. Wielkim wyzwaniem podczas mojej pracy było zawsze zastąpienie syntezatora basowego świetnie brzmiącą, naturalną struną B. Basy Dingwall posiadają właśnie najczystszą i najlepiej brzmiącą niską struną B, na jakiej kiedykolwiek grałem. Zakochałem się w tym i używam tych basów od 14 lat na każdej tracie koncertowej. Pozwoliło mi to zostawiać mojego Frankensteina w domu i używać go jedynie do pracy studyjnej.
Kolekcjonujesz gitary?
Nie jestem kolekcjonerem. Miałem wiele basów i większość z nich sprzedałem bo samo leżenie w futerale nie służy im najlepiej. Wszystkich moich basów używam i nie wieszam ich po prostu na ścianie by tylko wisiały.
Bardzo dziękuję za rozmowę!
Przyjemność po mojej stronie i najlepsze życzenia dla Waszych Czytelników oraz wszystkich polskich basistów! Bawcie się, cieszcie i czerpcie samą przyjemność z gry!