Okazuje się, że polska krew płynie na scenach całego świata i wcale nie chodzi tu o jakieś wypadki, masakry, czy krwiodawstwo. W tym felietonie skupimy się na współcześnie żyjących potomkach naszych rodaków, którzy może nie zawsze czują związek z naszym krajem, ale w ich żyłach bez wątpienia płynie jakiś ułamek polskiej krwi. I niektóre nazwiska na pewno będą dla Was sporym zaskoczeniem!
Polska emigracja to temat rzeka. Istnieją dziesiątki opasłych tomów opisujących zawiłe polskie życiorysy, mające w sobie epizody (lata) lub całe rozdziały (dekady) emigracyjnej aktywności. Często, tak jak w przypadku twórców polskiej kultury na zachodzie, są to bardzo ważne postacie dla naszej historii i tożsamości. Niekiedy to dzięki nim wolne od kremlowskiej dominacji kraje miały szanse poznać nieco prawdy o Polsce i na odwrót – Polacy mieszkający w kraju mieli szansę dowiedzieć się czegoś o wolności i normalnym życiu, jakie kwitło za żelazną kurtyną. Ludzie tacy jak Leopold Tyrmand, czy Jerzy Giedroyć, którzy żyli i pracowali na obczyźnie to bohaterowie, którzy jak mało kto przyczyniali się do zrozumienia prawdy o obcych sobie systemach.
Obecnie na obczyźnie żyje około 18 mln Polaków (!), z czego do 10 mln. w USA. Nie bez przyczyny, pół żartem pół serio, jako drugie największe polskie miasto wymienia się Chicago, gdzie mieszka około miliona Polaków. Są to i tak zaniżone szacunki, gdyż wielu naszych rodaków nie brało udziału (zgadnijcie dlaczego) w spisie ludności „Censor”. Jedną sprawą są twórcy, którzy wyjechali z kraju i kontynuowali działalność na obczyźnie, inną, bardziej nas interesującą, są muzycy, którzy urodzili się już poza granicami kraju, ale nie kryją w swoich biografiach polskich korzeni. Zajmijmy się tą drugą grupą, która okazuje się, jest liczniejsza od pierwszej i często… bardziej zaskakująca, jeśli chodzi o to, kto do niej należy.
1. Geddy Lee – rockowa planetoida
Geddy Lee urodził się w Toronto jako Gary Weinrib. Jego rodzice Mania Rubinstein i Morris Weinrib wyemigrowali z polskich Starachowic w 1947 roku po tym, jak w czasie wojny przeszli piekło kilku obozów koncentracyjnych. Kolejny reżim, tym razem komunistyczny, który zaczął się już w Polsce umacniać utwierdził ich w przekonaniu, że najlepszą przyszłość im i ich dzieciom zapewni emigracja na Zachód. Dzięki tej decyzji dzisiaj znamy i kochamy zespół Rush, którego basistą jest właśnie Geddy Lee. Jest on kolejną światowej sławy rockową gwiazdą polskiego pochodzenia i okazuje się, że to nie tylko gwiazdą! Ciekawe jest to, że kiedy amerykański astronom i fan Rushów odkrył kolejną planetoidę, nazwał ją 12272 Geddylee i jako taka funkcjonuje w bazie danych ciał astronomicznych. Z Rushami popełnił ponad 20 albumów, a w 2000 roku wydał swoją pierwszą, solową płytę „My Mavorite Headache”.
2. Richie Sambora – Polishman in New York
Richie Sambora był skazany na sukces. Od momentu, gdy w 1983 roku odnalazł go w Perth Amboy (New Jersey) pracownik fizyczny pewnego studia nagrań – John Bon Jovi, jego los był przesądzony. John tworzył on właśnie własny zespół, miał za sobą pierwsze demo (jeszcze z innym gitarzystą – Davem Sabo) i… pilnował prawej kieszeni spodni, w której schował pierwszy profesjonalny kontakt płytowy z Polygram. Przez pierwsze cztery lata zespół lepiej wyglądał niż grał, ale od płyty „Slippery When Wet” (najlepiej sprzedający się album w USA w 1987 roku), zaczyna się szał. Kolejny album, „New Jersey” to 15 mln sprzedanych egzemplarzy, i tak dalej, i tak dalej, aż do dziś. Richie urodził się w 1959 roku jako syn rodowitego krakowianina Adama C. Sambory i pół-włoszki, pół-polki Joan Sienila. Jak wspomina, wiele czasu spędzał wówczas z dziadkami mówiącymi w domu po polsku. Od kolegów w szkole dostał ksywkę „Sambo”. Jego ojciec pracował przez 30 lat jako technik – maszynista w największym amerykańskim koncernie telekomunikacyjnym AT&T. Zmarł w 2007 na raka płuc i ta smutna okoliczność zbiegła się z rozwodem Richiego, co z kolei było powodem jego kłopotów psychicznych i alkoholowych.
3. Paul Gilbert – Polak w „shredder’s top 10”
Bądźmy ściśli – w połowie Polak. Matka Paula Gilberta, co wiemy z jego relacji, był Polką. Dzieciństwo spędził w małym mieście Carbondale (Illinois), gdzie osiedli jego rodzice. Dzięki nim już w wieku pięciu lat (1971) chwycił za gitarę elektryczną i zabawkowy (ale grający!) wzmacniacz gitarowy. Najpierw, w okolicach 1975 roku, zaczął grać utwory Led Zeppelin, Kiss i Aerosmith, czyli zaczął poznawać co dobre w muzyce rockowej. Szoku doznał w 1978 roku, kiedy usłyszał Eddiego Van Halena – otworzyło to jego muzyczne horyzonty i zmotywowało go to do jeszcze intensywniejszych ćwiczeń. Kiedy był już po przeprowadzce do Kaliforni zaczął jeszcze bardziej intensywnie ćwiczyć i studiować w Guitar Institute of Technology. Tam zasilił zespół Racer X, by po jakimś czasie dołączyć do Mr. Big, z którym zyskał sławę jednego z najlepszych gitarowych wymiataczy na świecie.
4. Janick Gers syn Bolesława
Janick Gers to obecnie gitarzysta Iron Maiden. Urodził się 27 stycznia 1957 roku w brytyjskim Hartepol. Jego ojciec, Bolesław był oficerem polskiej marynarki, a jego statek ewakuował się do Wielkiej Brytanii po klęsce kampanii wrześniowej. W wieku jedenastu lat Janick sprawił sobie małą akustyczną gitarę na której, jak mówi w wywiadach bardzo ciężko się grało. Po dwóch latach miał już gitarę elektryczną, a w wieku 18 lat za 200 funtów kupił wtedy pierwszego Fendera Stratocastera. Zanim trafił do składu Ironów, grał w zespołach White Spirit, Gogmagog oraz solowych projektach Iana Gillana (Deep Purple), Fisha (Marillion) i Bruce’a Dickinsona. W związku z wyrzuceniem Adriana Smitha został w 1990 roku pełnoprawnym członkiem Iron Maiden. Jego umiejętności gitarowe i entuzjazm jaki wniósł do zespołu sprawiły, że jest obecnie motorem napędowym kapeli komponując i aranżując sporą część jej repertuaru. Uwielbia też, tak jak reszta zespołu, grę w piłkę nożną. Był najstarszym spośród trojga rodzeństwa – ma jeszcze młodszego brata i siostrę.
5. Slovak czyli Polak
Hillel Slovak urodził się w Hajfie w jako syn polskiej Żydówki i jugosłowiańskiego Żyda, jego matka poznała się z ojcem na Bałkanach, po czym przeprowadzili się do Izraela. Następnie w 1967 roku (miał wówczas 5 lat) przeprowadził się wraz z rodzicami i bratem Jamesem do Los Angeles, a w Kaliforni, jak to w Kaliforni – wszyscy grali, zaczął więc brzdąkać i Hillel. Na gitarze uczył go grać jego szkolny kolega Michalel Balzary. Pierwszy zespół jaki założył z Flea i Kiedisem nosił uroczą nazwę Tony Flow and the Miraculously Majestic Masters of Mayhem. Co było potem wszyscy wiemy – pierwsze 4 płyty Red Hot Chilli Peppers z Hillelem (w tym minialbum The Abbey Road EP) spotkały się umiarkowanym zachwytem krytyków i dużo większym publiczności. Równolegle z działalnością Red Hotów założył własny zespół What Is This?, wydając z nim 2 płyty, na których występowali m.in. Jack Irons (pierwszy pałker RHCP, który po jego śmierci również odszedł z tego zespołu) i Flea. Hillel Slovak zmarł w 1988 roku w wieku zaledwie 26 lat po przedawkowaniu heroiny.