Maurycy „Mauser” Stefanowicz to gitarzysta VADER w latach 1997-2008, kompozytor, a także założyciel Unsun oraz lider Dies Irae. Rozmawiamy na gorąco przed zagraniczną częścią jubileuszowej trasy VADER’a. Mauser zdradza dlaczego Aya pogania go słowami „ćwicz dziadu” i co jest powodem wiercenia mu dziury w brzuchu przez Jacka Hiro. Do tego obszerna część sprzętowa poświęcona oczywiście gitarze Washburn Evil Twin, ale to nie wszystko…
Rozmawiamy tuż po zakończonej polskiej części jubileuszowej trasy VADERA, świętującego 40-lecie. Ochłonąłeś czy emocje nadal trzymają?
Tak polska cześć trasy jubileuszowej jest już za nami. Teraz chwila przerwy, zaledwie 10 dni i ruszamy dalej na podbój kolejnych krajów europejskich. Jeszcze nie tak do końca ochłonąłem po tych dziewięciu koncertach, ale już na tą chwilę wiem, że to było bardzo udane wydarzenie. Masa ludzi na koncertach oraz fantastyczna atmosfera po stronie fanów jak i z naszej strony. Do tego mnóstwo pozytywnej energii, duża dawka mocnej muzyki oraz liczne grono dawnych znajomych. Pomysł na zrobienie takiej trasy był jak najbardziej doskonały. Jak pisałem wcześniej za chwile kolejne koncerty i na głębszą analizę jeszcze przyjdzie czas. Na dzień dzisiejszy dla mnie to było coś wspaniałego.
Wszystko poszło zgodnie z planem, czy były jakieś „przygody”?
Wszystko odbyło się zgodnie z planem i nie zaliczyliśmy jakiś poważnych problemów. Jedynie w Rzeszowie był problem z jakąś bakterią w wodzie i nikt tak naprawdę nie wiedział na ile ten problem jest poważny. Pojawiło się sporo różnych komunikatów w mediach na temat zanieczyszczenia wody w mieście, a zakaz używania pryszniców dał nam się we znaki. Z racji tego, że był to drugi koncert na trasie, nikt nie chciał ryzykować zakażenia i skończyć w szpitalu, więc daliśmy sobie spokój z kąpaniem po koncercie. Lepiej dmuchać na zimne niż odwoływać kolejne koncerty. Trochę jeszcze postraszyła nas gwałtowna burza, ale wszystko skończyło się ok. Koncert się odbył z małym opóźnieniem. Za to publiczność – to już było szaleństwo absolutne i za to dziękuję. Pozostałe koncerty odbyły się normalnie i bezproblemowo.
Wszystko odbyło się zgodnie z planem i nie zaliczyliśmy jakiś poważnych problemów. Jedynie w Rzeszowie był problem z jakąś bakterią w wodzie

Na stronie VADERA pojawiła się informacja, iż weźmiesz udział w kilkunastu koncertach trasy „40 Years of the Apocalypse – Vader anniversary tour in Europe”. Rozumiem, że to pokłosie udziału w polskich koncertach…
Mój udział w trasie europejskiej ograniczał się tylko do UK i IRL. Łącznie to miało być sześć koncertów. I chyba w połowie polskiej trasy tak zaczęliśmy gadać z Peterem, że może jednak bym dołączył od samego początku i zagrał całą trasę. Długo mnie namawiać nie musiał i trzeba było zacząć ogarniać temat. Bedę jeszcze grał osiemnaście koncertów w ramach trasy europejskiej. Niestety ostatnie pięć czy sześć koncertów muszę odpuścić i wracać do UK. Ostatecznie Londyn będzie moim ostatnim koncertem z chłopakami w Europie. Na dzień dzisiejszy nie można wykluczyć kolejnych koncertów razem w przyszłości. Na spokojnie usiądziemy i ruszymy temat w wolnej chwili. Teraz trzeba się skupić na tym, aby kolejne koncerty, które są jeszcze przed nami, zagrać tak dobrze jak w Polsce. Nie będę teraz za bardzo zdradzał szczegółów, co jeszcze planujemy. O tym zapewne wkrótce.
Nie widzieliśmy Cię w VADERZE od 2008, jeśli dobrze pamiętam. Czy przed pierwszym wspólnym występem po tylu latach pojawiła się trema?
O tak, trema jest zawsze i wszędzie. Nie jest to jednak zjawisko negatywne, a wręcz odwrotnie – pobudzające to działania i większego skupienia. Na scenie nie byłem od wielu lat, nie grałem koncertów i zastanawiałem się czy dam radę tak naprawdę. Wiedziałem jednak co muszę zrobić przed trasą, ile muszę ćwiczyć na gitarze oraz jak zadbać o kondycję fizyczną. Vader to wieczna wojna i tu nie ma miejsca na kompromis. Oczekiwania ludzi w stosunku do mojej osoby też były na bardzo wysokim poziomie. A ja powiedziałem sobie, że albo wypadam na scenę jak bym nie miał żadnej przerwy albo daje sobie spokój. Oczywiście wybrałem to pierwsze. Chyba raczej nie zawiodłem?
Wiedziałem co muszę zrobić przed trasą, ile muszę ćwiczyć na gitarze oraz jak zadbać o kondycję fizyczną. Vader to wieczna wojna i tu nie ma miejsca na kompromis
Oczywiście, że nie. Jak dla mnie występ w Rzeszowie, w którym miałam przyjemność uczestniczyć zagrany był na 110%. Przejdźmy jednak dalej… Londyn – Olsztyn – niby w obecnych czasach nie ma większego problemu z komunikacją ale… próby. Przyleciałeś wcześniej ograć materiał na trasę? „Zamęczałeś” Ayę w domu? Jak wyglądały przygotowania?
Na próby umówiliśmy się już wcześniej, że przed trasą spotkamy się przynajmniej na trzech. Wszystkie numery, które miałem grać na trasie znałem i grałem już wczesniej, wiec strachu nie było. Wiedziałem, że muszę być dobrze przygotowany do tych prób aby tylko przyjechać i ograć numery z nowym perkusistą. Ja wcześniej nigdy nie grałem z Michałem i te próby dla mnie były bardzo ważne. Po pierwszym dniu próbowania wiedziałem że wszystko będzie ok i nie ma co się spinać i bać. To wcześniejsze doświadczenie muzyczne zaprocentowało teraz. A w domu podczas przygotowań Aya cały czas mnie wspierała na maxa. Goniła do ćwiczenia na gitarze jak zawodowy nauczyciel ucznia. Pamiętam, jak któregoś dnia się ociągałem i robiłem wszystko aby nie grać, a wtedy powiedziała mi wprost: zobaczysz, że pojedziesz na próby jeśli będziesz grał słabo to Peter ci powie, że nie jedziesz! He,he,he. Ona zawsze wiedziała jak mnie zmotywować. Zna mnie na wylot i wie jak mnie podejść. Także jej motywacja dawała efekt natychmiastowy. Jej słynne powiedzenie to: „Idź dziadu ćwiczyć!!!” Hahaha.
Pierwszy gościnny koncert – Amfiteatr w Olsztynie. Z tego co widziałam na fotach, setki fanów przed sceną… Na kilka sekund przed wejściem na „Back to the blind” serducho zabiło mocniej?
Oczywiście, jak dzwon Zygmunt. Na początki miałem trochę miękkie nogi, a w głowie tysiące myśli. Po pierwszym numerze już wiedziałem jak mam rozłożyć siły na koncercie tak aby nie osłabnąć po dwóch numerach i zagrać wszystko płynnie do końca. Ale duma i spełnienie to wszystko było na high levelu. Morale 150%. No i ludzie pod sceną to była najwyższa nagroda. Wiedziałem już wtedy, że warto było się dobrze przygotować przed tak poważnym wyzwaniem. To było wspaniałe uczucie.
Wróciłeś myślami do czasów gdy byłeś członkiem VADERA? Powróciła nuta sentymentu do tamtych czasów? Jak wspominasz tamte lata?
Tamte czasy, tamte lata były zupełnie inne, bo człowiek był młody i szedł bardziej na żywioł. Nie mówię, że emocje były inne ale myślenie na pewno. Teraz wszystko jest bardziej przemyślane. Dużo bardziej się skupiam na graniu i muzyce niż na życiu towarzyskim. wszem rozmawiam z ludźmi, robię zdjęcia z fanami ale nie imprezujemy do upadłego jak wcześniej. Dziś Vader to zupełnie inny skład zespołu, nowi ludzie. Na pewno dziś jest bardziej spokojnie niż w przeszłości. Pasja do grania muzyki i koncertowania została ale bez szaleństwa i nadmiaru alkoholu. W sumie taki styl bardziej mi dziś odpowiada. Młokosem już przecież nie jestem Te koncerty dzisiejsze dla mnie to jak nowy rozdział, nowe życie. Chcę grać, tworzyć i tylko to się liczy teraz. Życie rodzinne mam ustabilizowane. Mogę więcej czasu poświęcić muzyce jak dawniej. To bardzo duży komfort.
Dziś Vader to zupełnie inny skład zespołu, nowi ludzie. Na pewno dziś jest bardziej spokojnie niż w przeszłości. Pasja do grania muzyki i koncertowania została ale bez szaleństwa i nadmiaru alkoholu

3 gitary na scenie – moc najpotężniejsza z potężnych! W jaki sposób dzieliliście swoje role i poszczególne partie ?
Faktycznie trzy gitary to potęga. Brzmienie po prostu powala. Trochę się tego bałem na początku, ale po pierwszych próbach razem wątpliwości zniknęły. Ustaliliśmy na początku, że będę grał wszystkie te partie gitarowe co grałem kiedyś. Dogadałem z Markiem Pająkiem co gdzie gramy razem, które solówki gram ja, a które on i tyle. Bez spiny, bez problemów. W „Carnalu” wykombinowaliśmy, że tą cześć gdy gitara zostaje sama przed blastami, będziemy grali na zmianę. Fajnie to wychodziło na próbach i tak zostawiliśmy. Dogadaliśmy jeszcze sprawę tych wszystkich wykończeń utworów, wypuszczeń i dodatków. Te wszystkie smaczki koncertowe bardziej mi się podobają dziś niż kiedyś. Muzyka bardziej oddycha, jest lepsze show.
Grałeś na Washburnie? Powiedz coś więcej o sprzęcie, jakiego używałeś na tych jubileuszowych koncertach. Domyślam się, że wszystko musiało brzmieć „na pełnej”
Na tej trasie używałem tej samej gitary co w 2008 roku czyli Washburn Evil Twin. Natomiast zmienił mi się wzmacniacz oraz podłoga z efektami. Podłoga dziś to jest Fractal AX8. Z tejże podłogi biorę wszystkie efekty oraz preamp i podłączam się do Marshalla2000. Jednakże z tegoż Marshalla biorę tylko końcówkę mocy. Cały przester i efekty to właśnie Fractal AX8. Mam jeszcze wah wah i jest to Morley BedHorsie2. Moja stara sprawdzona kaczka. Mam na scenie całego stacka Marshalla. Głowa i paczka nagłaśniane mikrofonami. Nie wychodzimy z Fractali bezpośrednio na przody. To taki trochę hybrydowy „old school”. Ale efekt jest ok., więc można tylko się cieszyć. Myślałem troszkę o miksowaniu dwóch sygnałów, liniowego oraz z mikrofonów. Ale właściwie same mikrofony robią robotę wiec jest w porządku. Może kiedyś jeszcze wrócimy do tego tematu ponownie. Czas pokaże.

Kontynuując wątek, poczyniłeś jakieś ciekawe zakupy sprzętowe w ostatnich latach?
Trochę sprzętu mi wpadło przez ostatnie lata. Bardziej to sprzęt studyjny do nagrywania i miksowania. Na co dzień używam interfejsu Universal Audio Apollo Twin do nagrań. Do wokalu mam parę różnych mikrofonów ale najczęściej używam shure SM7B. Mam fajne monitory odsłuchowe Focal Shape65. Do tego wszystkiego używam Daw Logic pro i masa różnych pluginów od Universal Audio, Waves, Plugin Alliance i dodatkowo innych firm. Mam wszystko to, co potrzebuje do nagrywania i miksowania. Jestem mocno niezależny. Jak piszę bębny w midi używam ostatnio dość mocno Hertz Drums plugin. Do tego bardzo duży wybór sampli perkusyjnych i prosty interfejs. Po prostu dobry plugin do robienia i miksowania bębnów. Chłopaki z Hertz non stop wypuszczają aktualizację produktu i dodają nowe rzeczy. Pełna profeska, nic dodać nic ująć. Używam też Superior Drummer3, bo również bardzo to lubię i mam dużą bibliotekę sampli od nich. Niebawem pojawią się u mnie nowe gitary ale to temat na osobny materiał.
Czyli wiem o czym porozmawiamy za jakiś czas. A patrząc w przyszłość… Zrobiłeś nie lada smaczek fanom ciężkich brzmień, którzy bardzo chętnie zobaczyli by Cię jeszcze na żywo. Myślisz może na np. reaktywacją Dies Irae, a może nad zupełnie nowym projektem…?
Obecnie mam swój własny projekt. który chciałbym wydać jak najszybciej i to zrobię w pierwszej kolejności. To będzie taki death metalowy melodyjny twór, spełnienie moich wewnętrznych ambicji. A poza tym jest parę innych pomysłów, które chciałbym zrealizować ale oczywiście wszystko po kolei. Co do Dies Irae – to zobaczymy. Może pojawią się jakieś koncerty, ale na razie nie wiem jak to ugryźć. Jacek Hiro tak mi wierci dziurę w brzuchu, że no będę musiał coś zrobić! Wszystko na spokojnie się wyjaśni. Nie chce sobie aż tak dużo zrzucać na głowę, bo mi czasu na wszystko nie wystarczy. W miarę możliwości będę jednak o wszystkim informował za pomocą mediów społecznościowych. Na razie koncerty z VADER to jest priorytet.
Trzymając kciuki i życząc powodzenia na każdym polu, zarówno muzycznym jak i osobistym dziękuję za poświęcony czas.
Rozmawiała Ilona Matuszewska