Czy sekret brzmienia gitary leży w sprzęcie, czy osobie grającej — to odwieczne pytanie zadaje sobie wielu gitarzystów. Gwiazdy gitary jak John Petrucci, czy Joe Bonamassa twierdzą, że sprzęt to nie wszystko, ba! Uważają oni, że więcej brzmienia leży w „łapie” aniżeli w „gratach”. Satchel ze Steel Panther uważa wręcz, że pogoń za brzmieniem może być dla nas szkodliwa. Ostatnio Nuno Bettencourt opowiedział historię o tym, jak kiedyś, grając na sprzęcie Eddiego, nie mógł osiągnąć jego brzmienia.
Rozmawiając ostatnio z Rickiem Beato, Nuno Bettencourt przypomniał sobie niemalże objawienie, którego doświadczył, kiedy po raz pierwszy spotkał Eddiego Van Halena, z którym zagrał na swoim koncercie. Powiedział (spisane przez Guitar World): „Myślałem, że w końcu będę brzmiał jak Van Halen i byłem tak wkurzony. Pomyślałem: 'Mam nawet jego pot na strunach, czyli mam jego DNA, mam jego wzmacniacz, po tym jak oglądałem go na próbie on prosi mnie, żebym zagrał na jego sprzęcie. Wreszcie – po pieprzonych dekadach dodawania 'Van Halen’ i 'Van Halen II’ do mojego brzmienia – zabrzmię jak Edward’. I byłem cholernie rozczarowany bo brzmiałem jak ja. To było okropne. To było jak okropny koszmar”.
Byłem cholernie rozczarowany bo brzmiałem jak ja
Poproszony o rozwinięcie tego tematu, Nuno powiedział: „Brzmiało to jak ja. Mówię ci… brzmiało jak ja! Byłem bardzo rozczarowany. Pomyślałem: 'Nigdy nie będę brzmiał jak Edward, nigdy. Nigdy!’ To był największy strzał z liścia wszech czasów, kiedy zdajesz sobie sprawę: 'O cholera, tu chodzi o ciebie. Chodzi o twoje palce’. I nie chodzi tu nawet o twoje palce, ale o to, gdzie trzymasz kostkę, jak mocno ją trzymasz i gdzie nią dotykasz. Nie myślisz o tych rzeczach, ale na to składa się nasza indywidualność”.