Gdybyś miał własny zespół i własne kompozycje, to jaki miałyby one charakter?
Paweł Pańta: Myślę, że wykorzystałbym to, co umiem robić dobrze, czyli i kontrabas, i gitarę basową. Niestety, z tymi własnymi kompozycjami jest bardzo ciężko – oczywiście zawsze do głowy przychodzą jakieś pomysły muzyczne, ale nie uważam, że jestem predystynowany do tego, aby komponować. Pracuję ze zbyt wielkimi gigantami kompozycji, mam jakąś tam pokorę i nie sądzę, by w chwili obecnej było wskazane pisanie przeze mnie utworów.
Nagrałem teraz drugą płytę z utworami, które pozostawił po sobie zmarły Marcin Małecki, razem nagraliśmy jedną płytę, ale teraz w przygotowaniu jest kolejna płyta, którą nagrałem już bez Marcina i właśnie jeśli pomyślę sobie o jego kompozycjach czy Czarka Konrada, czy Włodka, czy wielu innych wspaniałych polskich kompozytorów, to wydaje mi się, że mam jeszcze na to czas… To nie jest moja mocna strona i naprawdę nie sądzę, żebym kiedyś nagrał płytę z własnymi kompozycjami, musiałby je ktoś po prostu napisać dla mnie.
Jak wyglądają teraz koncerty Trio Włodka Pawlika? Czy wykonujecie „America” czy „Night in Calisia” czy jeszcze inne kompozycje?
Paweł Pańta: To zależy, mamy bardzo duży program, grywamy jeszcze nawet rzeczy z „Anhelli”. Teraz wypadałoby grać „America”, prawda, ale to zawsze będzie zależało od organizatora. Włodek Pawlik Trio zabiera słuchaczy w podróż muzyczną i to, co dzieje się na koncertach, zależy od wielu czynników. Czasami to reakcje publiczności powodują, że gramy „Anhelli”, a na bis jedziemy z „Night in Calisia”, tytułowy utwór.
To, że w garderobie Włodek wymyśli sobie jakąś kolejność, nie znaczy, że tak właśnie będzie to wyglądało na scenie. To jest bardzo dobre moim zdaniem, bo oznacza to interakcję z publicznością i wtapianie się w jej nastrój, gramy więc dynamicznie i jeszcze jeden utwór dynamicznie, a teraz spokojniej, bo widać, że trzeba zwolnić. Włodek świetnie odczytuje publiczność. Dzięki temu może trochę nieskromnie powiem, że reakcje ludzi po koncertach bywają wręcz histeryczne [śmiech].

Czy ty w ogóle odczuwasz, że coś się zmieniło w związku z tą nagrodą Grammy? W życiu zawodowym to na pewno, a w prywatnym?
Paweł Pańta: Nie, nadal jestem skromnym muzykiem, mieszkam w bloku, a nie w pałacu… Oczywiście nagroda Grammy otworzyła wiele drzwi Włodkowi, a przy okazji nam, więc cieszymy się z tego niezmiernie. Nie mam statuetki w domu, ale jak się wejdzie na stronę artystów Grammy, to nasze nazwiska tam figurują i jesteśmy, że tak powiem, pełnoprawnymi posiadaczami tej statuetki.
Cała muzyczna polska się cieszyła – jesteście teraz naszym dobrem narodowym!
Paweł Pańta: Też się cieszę i mam nadzieję, że ta nagroda otworzyła nam drzwi nie na chwilę, jak czasami bywa, ale na stałe, że będziemy korzystać z tego i że przy okazji również inni polscy artyści w jakiś sposób skorzystają z tego sukcesu.
Wywiad z Pawłem Pańtą został opubikowany w lipcowym wydaniu magazynu TopGuitar (2015)!