Dlaczego z multiinstrumentalistę, songwritera i wokalistę w jednej postaci pytamy o obieranie mango? O 'gun of choice’, występ przed kilkuset tysięczną publicznością i często mozolne pisanie tekstów? Wszystko wyjaśni się poniżej – z Jacko Brango rozmawiała Ilona Matuszewska.
Znamy się już dobre parę lat i od zawsze uważam Cię za niezwykle skromnego muzyka. Występujesz z jednym z najbardziej cenionych artystów – Krzysztofem Zalewskim, ale… nigdy nie widziałam u Ciebie tego fejmu, tego poczucia sławy…
Nie widzę w tym nic dziwnego, to Krzyś jest sławny, nie ja
Jak już zaczęliśmy od Zalewskiego, opowiedz w jaki sposób znalazłeś się w składzie zespołu Krzyśka.
Cóż, była to konsekwencja przemiłych zaskoczeń. Odebrałem telefon od Andrzeja „Cieni” Markowskiego z zapytaniem: „Co robisz w najbliższy weekend?” Potem były dynamiczne przygotowania i w sobotę poznałem się z Krzysztofem na lotnisku, by zagrać zastępstwo na koncercie w Londynie! Wszystko się udało jak należy, a kilka miesięcy później odebrałem dość oficjalny telefon od menadżerki Ani Galiczak z propozycją współpracy na najbliższe pół roku. Nasza wspólna przygoda trwa już 3 lata.
Więc moja rada: trzeba odbierać telefony

Przeszła Ci kiedykolwiek myśl, że staniesz na scenie przed kilkuset tysiączną publicznością, jak miało to miejsca na Pol’And’Rocku? Wrażenie musiało być niesamowite…
W najśmielszych snach nie odważyłem się tak pomyśleć i nie ukrywam, że jest to wyjątkowy 'highlight’ moich muzycznych przeżyć. Przede wszystkim dlatego, że pochodzę z Żar, w których w latach 97-2003 odbywał się ten najpiękniejszy festiwal świata jeszcze pod nazwą WOODSTOCK. Doskonale pamiętam atmosferę ostatniego z nich, byłem wtedy nastolatkiem w podartych jeansach i flanelowej koszuli. A 20 lat później staję na głównej scenie i wzrokiem nie ogarniam, gdzie kończy się tłum. Niepowtarzalny moment.
Zapadają takie koncerty w pamięć? Pojawia się łezka w oku podczas wspomnień najfajniejszych chwil koncertowych? Bo o tych słabszych, które oby się nie zdarzały, chyba lepiej nie pamiętać…
Najlepiej pamięta się wszystkie charakterystyczne i unikalne sytuacje. Przykładowo, gdy podczas trasy MTV Unplugged okoliczności sali pozwoliły zaprosić tłum ludzi na scenę i podczas numeru „Zabawa” wspólnie powariować. Coś co wydarzyło się tylko tam i tylko wtedy. A słabsze momenty… cóż wszyscy jesteśmy ludźmi, więc pomyłki się zdarzają, czasem spektakularne. Wtedy stają się humorystycznymi anegdotami na backstage’u.
Pewne jest jedno: koledzy nie zapominają

Jesteś multiinstrumentalistą. Przedstaw proszę na czym grasz u Krzysztofa Zalewskiego…
U Krzycha gram na klawiszach, gitarach i śpiewam chórki. Choć często słyszę o sobie „gitarzysta Krzysztofa Zalewskiego” to w rzeczywistości chyba więcej gram na klawiszach! Robię natomiast wszystko, by przy nowej płycie Krzysztofa te proporcje odwrócić. Bez wątpienia wolę gitary!
Powołałeś niedawno do życia solowy – kolejny po EEMEE – projekt, Jacko Brango. Potrzebowałeś odskoczni od nieustannego rock’n’rolla?
Wręcz przeciwnie, rock’n’rolla nigdy za wiele. Jacko Brango traktuję jako reinkarnację EEMEE. Tym razem z naciskiem na teksty w ojczystym języku. To wciąż ja, moja wrażliwość i obserwacje, a gitar z pewnością tam nie zabraknie.
Z jednej strony zdolny multiinstrumentalista, z drugiej zaś songwriter. Co pozwala Ci się bardziej spełnić: komponowanie czy pisanie? Jesteś w stanie jednoznacznie wskazać?
Powiem szczerze, że wolę komponować. Dość swobodnie czuję się improwizując i na gorąco tworząc partie instrumentów. A wymyślanie melodii to już w ogóle dzika przyjemność. Pisanie tekstów idzie mi mozolnie. Dużo edycji i skreśleń. Chociaż zdarzają się takie momenty, że słowa się dosłownie ze mnie wylewają i te teksty lubię najbardziej.

Pisaniem konfrontujesz się z rzeczywistością…
Dokładnie tak, z moją osobistą rzeczywistością.
A co z tym obieraniem mango, heh? Jacko Brango – brzmi filmowo, a tu taki myk słowny…
Często słyszę, że Jacko Brango brzmi jak postać z filmu Tarantino. Bardzo mi to pasuje, bo to akurat jeden z moich ulubionych reżyserów. Background tego mojego alter ego jest jednak przekręceniem mojego nicku z instagrama (@jakobracmango). Żona mojego przyjaciela zapytała „Dlaczego Szymon ma na instagramie Dżako Brango?”. Zostałem, więc Jacko Brango.
Utwór „Rozumy” lata po stacjach radiowych. Jak czytamy w zapowiedzi to „zmagania z prokrastynacją w kontekście realizacji swoich marzeń i ambicji”. Cały album będzie utrzymany w takim klimacie? I na kiedy planowana jest premiera?
W klimacie walki z prokrastynację? Z pewnością, bo to moje drugie imię (śmiech). Jeśli jednak pytasz, czy będzie tam więcej żywych rockandrollowych piosenek to odpowiadam: TAK. Premierę przewiduję na jesień 2024. Ale nie będzie tak, że do jesieni nic się nie wydarzy. Pinky promise.

Skoro jesteśmy na portalu gitarowym, to oczywiście musimy odpytać cię, co sprzętowego „dzieje się” u Jacko Brango?
Jak mówią Amerykanie, mój gun of choice to Fender Stratocaster model 56 w wersji custom shop
Gitara szczególna nie tylko ze względu na jakość wykonania, ale także historię. Był to instrument Marcina Żabiełowicza z grupy Hey, która przeszła w ręce znanego producenta Marcina Borsa, potem grał na niej lider grupy Jamal – Tomek „Miodu” Mioduszewski, a teraz jest moja. Nowość w arsenale to SG w wykonaniu marki Greco, stary instrument produkcji japońskiej, który daje dużo radości. W podłodze natomiast znajdziemy: Whammy DT, Zvex Distortron, SP Compressor, RML Electron fuzz, Fulltone 70 i OCD, MXR Phase 90, Tentacle i Bit Commander od Earthquake Devices. Do tego 3 delaye: Boss DD7, DOD Rubberneck, Strymon Timeline i Flint od Strymona. Mój ulubiony piec to Vox AC30 z 79go roku.
Jakieś plany koncertowe…
Wczoraj ogłoszono pierwszą część lineupu NEXTFEST w Poznaniu i jestem szczęśliwą częścią tego ogłoszenia. Będzie tego z pewnością więcej a informował będę na bieżąco, proszę obserwować moje social media.
Czegóż mogę życzyć kończąc to miłą rozmowę, oprócz oczywiście jak najlepszego odbioru solowego albumu…
Zdrówka i szczęścia, zawsze się przydadzą!