Rozmawiał: Piotr Nowicki
Nieodłącznie kojarzony z formacjami YES i ASIA, lider grupy GTR, gitarzysta solowy, w sumie czterdzieści lat na scenie i w studiu. Pisanie o nim „legenda gitary” brzmi banalnie, ale jak trafniej określić postać, której wkład w muzykę gitarową jest tak szeroki i której styl oddziaływał na kilka pokoleń muzyków? Steve Howe przyjechał do nas wraz z reaktywowaną w oryginalnym składzie grupą ASIA, z którą zagrał 4 kwietnia w Stodole. Oto zapis rozmowy, jaką przeprowadziliśmy z artystą kilka dni przed jego wizytą w naszym kraju.
Steve Howe: „Praca z ludźmi równie ważna jak ćwiczenie”
Piotr Nowicki: Udało mi się złapać Cię w studiu nagraniowym – czy pracujesz nad nowym materiałem?
Steve Howe: Tak, zawsze kiedy nie jestem zbyt zajęty koncertami, realizuję własne projekty. Pracuję właśnie nad płytą live mojego tria – Steve Howe Trio. Pierwsza płyta tej formacji „The Haunted Melody” ukazała się w czerwcu zeszłym roku. Po jej nagraniu pojechaliśmy w trasę na Wyspy, a w październiku wyruszyliśmy do Kanady. Dokonaliśmy nagrań podczas obu tras i próbuję coś z tego wybrać.
Czy granie w tym trio jest dla ciebie większym wyzwaniem w porównaniu do partii, które masz do zagrania na koncertach z ASIA?
To zupełnie inny rodzaj grania – coś, co zawsze podziwiałem. Gram na pewnym poziomie coś, co może nie do końca jest w pełni jazzem, ale czymś w rodzaju jego odmiany. Repertuar to moje kompozycje, które pozwalają mi robić to, co robię. To granie otwiera także pewne nowe drogi, bo jest w tym wiele improwizacji. Każdy rodzaj stylu i muzyki, który uprawiam interesuje mnie w tym samym stopniu: granie solowe, trio, ASIA, YES każdy z tych projektów to interesujący rodzaj orkiestracji.
Jaki repertuar znajdzie się na koncertowym CD tria?
Kilka nowych utworów, poza tym kompozycje z wydanej płyty, właściwie całe CD w wersji koncertowej. Są one jednak kompletnie różne z powodu improwizacji. Do tego dwa nowe utwory. Taki wieczór z naszym trio.
Zagrasz u nas wraz z grupą ASIA. Jakie są według Ciebie najfajniejsze gitarowe momenty podczas tych koncertów? Fragmenty, które najbardziej lubisz?
Nie wiem… Po prostu gram akompaniament i partie solowe, korzystam z okazji, by sprawiało mi to radość. Myślę, że najlepsze momenty to te nieprzewidywalne, gdy grasz solo i coś się nagle wydarza. Owszem, lubię grać „Never Again” i bawi mnie wykonywanie „Heat Of The Moment”. Czerpię radość z każdego kawałka, bo jest to muzyka, w której jest miejsce na solówki.
Jaki sprzęt zabierasz w trasę? Czy jest to jedna gitara czy kilka instrumentów?
W trakcie występów z ASIĄ gram wszystko na jednej gitarze, na Gibsonie ES Artist, instrumencie podobnym do modelu 335, z aktywnymi przystawkami i bez otworów w korpusie. To prawdziwie high-endowy instrument, gra świetnie i posiadam tę gitarę od późnych lat 70. Na trasie mam też drugą, zapasową, ponadto gitarę steel firmy Dobro oraz mandolinę Fendera. Nie używam wcale żadnych efektów podłogowych, jedynie Line 6 Vetta II i to pozwala mi imitować wszystko. Mam dobrany program do każdej piosenki, zazwyczaj są to cztery kombinacje do danego utworu, jeśli aż tyle potrzebuję. To zabawne, bo przez lata nieźle główkowałem nad różnymi kombinacjami, by uzyskać dane brzmienie, a teraz po prostu przyciskam guzik i wywołuję program, który opracowuję wraz z Anglikiem Steve’m Barnettem. On pomógł mi w symulacji każdego brzmienia, jakiego potrzebuję.
Zatem wszystko, co dają Ci kombinacje wirtualnych efektów i wspomagająca programy elektronika, satysfakcjonuje w pełni Twoje ucho – ucho człowieka, który przez wiele lat wypróbował chyba wszystkie rodzaje efektów i wzmacniaczy?
Tak, w większości tak. Te urządzenia są w 99,99% godne zaufania. Nie lubię także taszczyć ze sobą góry sprzętu, nie lubię sprzężeń i innych hałasów oraz dociekania przyczyn, który element je powoduje i eliminowania ich. Używałem tego wszystkiego przez lata i wreszcie postanowiłem to uprościć i usprawnić. Właściwie używam więcej „gitar” niż wcześniej poprzez to, że każdy z tych programów jest bardzo indywidualny i specyficzny. Bardzo mi się to podoba i dlatego uwielbiam Line 6 Vetta, w którym poprzez sterownik na podłodze mam wszystko pod ręką.
Przez ten czas, w którym nie występowałeś z formacją ASIA przewinęło się przez tę formację kilku innych gitarzystów – m.in. Steve Lukather, Elliot Randall, Pat Thrall, Guthrie Govan. Co sądzisz o ich wkładzie w muzykę tej formacji?
A więc… (pauza) Steve Lukather dołączył, gdy nie grałem w grupie. Rozmaici gitarzyści dołączali do niej, ale nie wiem, jaki mieli wpływ na ASIĘ. Jeśli pozwolisz, bo z tego właśnie powodu reformowaliśmy ten zespół – ASIA, jeśli ma być sobą, to jest to nasz kwartet – oryginalna formacja sprzed lat. Może to brzmi jak banał, ale tak jest. Dlatego nie zwracałem uwagi na wkład innych gitarzystów w tę muzykę i nie miałem na to czasu. Słyszałem paru gości grających moją muzykę, wykonujących moje partie. To kwestia wirtuozerii – sposób, w jaki grasz te partie, jak wybrzmiewają, jak frazujesz, chodzi o tę całą charakterystykę. Nie umiem ocenić innych, bo ludzie mówią czasem o mnie i brzmieniu mojej gitary takie rzeczy, które mnie zdumiewają (śmiech).
Jak wyglądały te pierwsze spotkania oryginalnego składu ASIA? Przypominało to spotkanie dobrych kumpli po latach czy raczej nie?
Coś w tym rodzaju, dobrze to określiłeś. Świat nie jest doskonały, ale było na tyle dobrze, że rozwinęliśmy w sobie nowe podejście do tego jak być ze sobą razem w ASIA. Oparte jest to na szczerości, prostolinijności, jakości, szacunku, no wiesz… To są rzeczy, które powinny być w zespole. Jeśli ich nie ma trzeba powiedzieć stop (śmiech).
Gdy słucham Twojej muzyki, wydaje mi się, że czerpiesz inspiracje również z innych form sztuki – twoja muzyka jest eklektyczna i ma w sobie wiele kolorów. Czy tak jest?
Dziękuję. Myślę, że nie jest to świadome. W ładnym domu czy studiu są obiekty, które mi się podobają. Kręci mnie sztuka Salvadora Dali czy też pewne formy artystycznego szkła. Posiadanie na ścianie obrazu, który odpowiednio oddziałuje czy też znajduje się we właściwym miejscu, pewnie ma jakiś wpływ, ale dość subtelny. Muzyk ma zazwyczaj swoją muzykę i pewnie zauważa jej wpływ na swoją twórczość. Czytanie nut lub studiowanie stylu pozwala mu spojrzeć w muzykę kogoś innego, kto ma zupełnie inną wizję muzyki. Ja nie znam nut, więc często nie mogę na tym zyskać (śmiech), ale gdy słyszę czyjąś muzykę, „obrabiam ją” w głowie i uczę się. Z drugiej strony słuchanie tego, co inni muzycy myślą o innej muzyce, jest całkiem interesujące, choć wiem, że w ten sposób często promują siebie.
Słyszałem, że nie jesteś fanem ćwiczenia i mozolnego wypracowywania zagrywek?
Mój sposób na ćwiczenie to po prostu granie. Nie mam planu jakiegoś reżimu, improwizuję po prostu w różnych tonacjach i patrzę, co z tego wyniknie. Następnie gram swoje utwory, jeśli czuję się rozgrzany i mogę zagrać to, co zamierzam. Czasem siadam i uczę się muzyki, gdy muszę nauczyć się powtórnie jak coś zagrać. Nie dlatego, że zapomniałem, tylko czas płynie i czasem nie gra się jakiegoś utworu przez dziesięć czy pięć lat, stąd pora wrócić do niego i sprawdzić kilka nut. Ciekawe, że czasem odkrywa się w tym coś, czego się wcześniej nie słyszało. Tak było w przypadku „Heart Of The Sunrise”, w którym zauważyłem kilka drobnych rzeczy, których nigdy wcześniej nie zauważałem na płycie, a które teraz wykonuję na scenie! Czasem chodzi o zagranie w innej pozycji. Ludzie czują, że są w tym, co grają muzycy, pewne prawidłowości, stąd należy zagrać na scenie utwory tak, by brzmiały tak samo jak na płycie.
Na rynku jest dostępna książka o Twojej kolekcji gitar. Czy ostatnio przybyły Ci jakieś nowe, interesujące instrumenty?
Ta książka obejmuje pewien okres. Pracowałem nad nią dziesięć lat, obmyślając i wypróbowując pewne koncepcje oparte o zdarzenia, które umożliwiły napisanie wraz z Mikim Slingsby’m opowieści zawierającej informacje, które on znalazł na temat tych instrumentów. To była fantastyczna praca z zamiłowania. Ale gitarowa kolekcja jest zbyt duża, zaczęła mnie zbytnio pochłaniać i było mi coraz trudniej się nią zajmować. Uporządkowałem ją, zostawiając gitary, które są dla mnie emocjonalnie ważne. Mam ciągle około 70 czy 75 instrumentów. Wśród nich jest prototyp gitary, jaką dostałem od firmy Martin całkiem niedawno, a który ma się ukazać jako model MC-38 Steve Howe. To bardzo ładna gitara, na której zagram w trasie. Gibson był także bardzo uprzejmy i otrzymałem kilka modeli Steve Howe oraz inne, o które poprosiłem, niektóre to modele na zamówienie. Nie chodzi mi o nagromadzenie instrumentów, choć kiedyś czułem potrzebę posiadania wszystkiego z katalogu Gibsona, ale już mi tego nie potrzeba (śmiech). Muszę dodać, że jeśli naprawdę potrzebujesz dobrej gitary, to jedną z najlepszych jest Gibson Super 400. Te gitary są wyjątkowo dobre. To większy brat modelu 175 D. Są bardzo dobrze wykonane. Ale przy wyborze zawsze kierujcie się własnym uchem.
Wiele lat temu rozmawiałem z Martinem Taylorem, który wspominał wasze wspólne nagrania jako wyjątkowe doświadczenie w karierze.
Czy też odbierasz tak Wasz wspólny krążek „Masterpiece Guitars”?
Oczywiście! To były wspaniałe chwile. Mam nadzieję, że nasze porozumienie myśli z powrotem nas połączy. To niezwykły gitarzysta i drogi przyjaciel. Byliśmy przez ostatni rok z okładem mocno zajęci własnymi projektami, zagraliśmy świetne koncerty we Francji i Kanadzie, grając materiał z tej płyty. Bardzo cenię jego gitarowy styl i artyzm. Rozmawialiśmy o różnych pomysłach, stąd mam nadzieję, że wkrótce znów wystąpimy razem na koncertach.
Dla kilku generacji muzyków jesteś gitarowym bohaterem i źródłem inspiracji. Jak czujesz się w tej roli i co doradzisz młodym muzykom?
To dość łatwa odpowiedź i związana jest z życiową decyzją, czy chcesz grać na gitarze i co dalej? Nie chodzi o to, czy masz przygotowany wielki plan, ale musisz nauczyć się pracy z innymi ludźmi podobnie jak poradzić sobie z tym kawałkiem drewna (śmiech). Więc gdy poświęcasz czas na pracę z instrumentem, pamiętaj, by poświęcić też czas na pracę z ludźmi, komunikowanie się z innymi muzykami. Z początku nie jest to takie proste: jesteś w studiu, ktoś mówi ci, że masz zagrać tak i tak, to oczywiście czujesz, że jest czas, by wyjść (śmiech). Bo co to za zajęcie, gdy ktoś mówi mi, co mam zagrać? Możesz więc poczuć się trochę szturchnięty czy nawet dotknięty, gdy ktoś mówi: wiesz, to mi się za bardzo nie podoba (śmiech). W taki sposób ludzie mówią, że nie lubią czegoś. Musisz nauczyć się z tym żyć, zrozumieć, że dobrze jest wczuć się w czyjąś opinię, przyjąć krytykę. Oczywiście sam podchodzisz krytycznie do siebie, ale to jest twoja własna krytyka. Będziesz się zmieniał, staniesz się bardziej pewny siebie, ale podstawą jest zrozumienie tego, co dzieje się wokół poprzez zaakceptowanie punktu widzenia innych ludzi. Tyle.