Posiadanie rodzica, który jest dobrym muzykiem to niewątpliwie korzyść, ale posiadanie za rodzica „gwiazdy rocka”, może mieć już różne konsekwencje. W przypadku Treva Lukathera i jego taty Steve’a, póki co, skończyło się to zdecydowanie plus dla młodego artysty. Dziwne by było, gdyby utytułowany tata nie udzielał rad rozpoczynającemu swoją muzyczną podróż synowi, dlatego w ostatnim wywiadzie, jaki z Trevem przeprowadzi Guitar World, znalazły się też takie wątki.
Co jednak ciekawe Trev Lukather przyznał na początku: „Nawet nie zacząłem zabierać się za solówki, dopóki nie miałem zaliczonych pięciu lat grania”. Jak się okazuje wynikało to m.in. z tego, że jego ojciec Steve powiedział mu, że zamiast tego powinien zająć się czymś innym:
Mój tata zawsze mówił: 'Skoncentruj się na swoim rytmie i pisaniu piosenek’
Trev kontynuował: „Więc tak właśnie zrobiłem. Ale kiedy zapragnąłem zacząć grać solówki, zainteresowałem się Nealem Schonem, Trevorem Rabinem i Eddiem Van Halenem. Ale numerem jeden był David Gilmour – uwielbiałem jego melodyjność. Nie był shredderem, ale potrafił utrzymać jedną nutę przez wiele taktów, a wówczas twoja dusza opuściła ciało.”
Wziąłem po trochu od każdego z tych, którzy wywarli na mnie wpływ i zacząłem bawić się własnym stylem. Wyszło to naturalnie, stary, po prostu znalazłem swoją drogę
W tej chwili Trev Lukather promuje swój nowy zespół The Effect. Do tej pory opublikowali kilka utworów.