Niewielkie Kolbudy położone w powiecie gdańskim mają szansę stać się jednym z najważniejszych miejsc na studyjnej mapie kraju, a kto wie, kiedyś może i świata. To tutaj Łukasz Sieradzki i Janek Kobiela ulokowali swoje świetnie wyposażone i doskonale przemyślane studio Tall Pine Records, które – pomimo stosunkowo krótkiej historii – ma już na koncie dużo fajnych i bardzo urozmaiconych realizacji.
Choć przyczynkiem do rozmowy, która odbyła się w maju 2019 roku, stała się premiera krążka Blindead, który powstawał właśnie tutaj, Łukasz i Janek opowiedzieli nam dużo więcej o samym studiu i specyfice pracy w branży. Dlatego rozmowa jest jak najbardziej aktualna, szczególnie w czasie post-pandemicznym, kiedy to chcielibyśmy dać upust muzycznym pomysłom i ideom nagromadzonym w naszych głowach podczas izolacji.

Właśnie ukazała się nagrywana u was „Niewiosna” Blindead. Napisaliście o tej sesji, że była nieszablonowa. Czemu?
Łukasz: W zasadzie każda nasza sesja jest w jakiś sposób nieszablonowa i wydaje mi się, że nie ma czegoś takiego jak szablon w przypadku dobrej sztuki. Natomiast faktycznie sesja z Blindead była nader interesująca choćby ze względu na bardzo mocne i nietuzinkowe osobowości muzyków biorących w niej udział.
Z czego korzystaliście podczas tej sesji? Czy dużo przebieraliście w sprzęcie, żeby znaleźć odpowiednie brzmienie? Na jakim dźwięku Wam zależało?
Łukasz: Rodzaj sprzętu użytego do tej sesji nie był chyba jakoś nadmiernie rewolucyjny (śmiech). Zgodnie z filozofią moich niedoścignionych mentorów oraz mistrzów „sztuki nagrywania” już od samego początku starałem się uzyskać poziomy oraz brzmienie możliwie gotowe, a jednocześnie dające duże możliwości „plastyki” dla miksującego dany album. Do rejestracji bębnów użyliśmy głównie niezastąpionych preampów zewnętrznych typu 1084 oraz 1073 oraz sporej ilości klasycznych kompresorów. Bardzo mocno skupiliśmy się na ujęciach roomu oraz ambientu, które szczególnie w tej sesji były dla mnie i Konrada istotne. Świetną robotę zrobiły tutaj mikrofony M49b w charakterystyce dookólnej, Coles 4038 oraz U67 i U87. Gitary natomiast potraktowaliśmy preampami oraz EQ z serii Germanium Chandler Limited plus klasyczny bleed sm57 (bez trafa) + Royer 121.

Czy ostatnie słowo w kwestii doboru sprzętu ma zespół, czy realizator?
Łukasz: Jeśli masz na myśli dobór wzmacniaczy, bębnów lub gitar, tutaj zdecydowanie pałeczka leżała po stronie zespołu… Jedynie nad czym debatowaliśmy wspólnie dość długo i intensywnie to brzmienie centrali. Chodziło nam o uchwycenie dużej, otwartej stopy ze sporą ilością ataku oraz rezonansu, co udało się dopiero po dostawianiu do setu Konrada naszej oldschoolowej studyjnej 26-tki Ludwiga. Jeśli natomiast pytasz o dobór mikrofonów, outboardu itd., tutaj zespół pozostawił mi zupełną swobodę.
W jaki sposób przebiegała sesja? „Niewiosna” jest nagrywana na setkę, prawda?
Janek: Właściwie cała sesja przebiegała w bardzo naturalny, jak dla mnie, sposób. Najwięcej czasu poświęciliśmy oczywiście na setup bębnów, następnie na sprytnym odizolowaniu stacków gitarowych w taki sposób, żeby jak najlepiej siedziały w fazie dalekich ujęć perkusji, co zajęło nam jednak chwilę. Po dość, bądź co bądź, czasochłonnych zmaganiach z fizyką, przyszła pora na czystą przyjemność, czyli tracking. Tutaj nasza rola została już ograniczona właściwie tylko do rejestracji i słuchania, ponieważ cała ekipa Blindead od samego początku doskonale wiedziała, po co przyjechała do Tall Pine Records. To była czysta przyjemność!

Co jest największą trudnością podczas nagrywania na setkę?
Janek: Nagrania na setkę zawsze budzą dodatkowy dreszczyk emocji wśród muzyków, bo są większym wyzwaniem niż wbijanie śladów pozwalające na niewyczerpaną ilość dubli. To takie lustro prawdy o tym, w jakiej formie jest zespół jako kolektyw. Każdy czuje na swoich barkach ciężar odpowiedzialności za wybrzmienie całości i ta kwestia wykracza poza krąg nagrywających muzyków, bo tyczy się też realizacji. Jeśli zrobimy coś nie tak, to nawet najpiękniej zagrane ujęcie piosenki może się zmarnować. Granie na setkę jest trochę jak w wierszu Szymborskiej – nic dwa razy się nie zdarza. To właśnie istota piękna takich nagrań. Wszyscy jesteśmy tu i teraz i zapisujemy jedną, niepowtarzalną chwilę – nie tylko nuty, ale i emocje im towarzyszące. Odpowiedzialność za właściwe uchwycenie tej chwili jest chyba największym wyzwaniem, cała reszta to szczegóły techniczne. Jednakże w tym konkretnym przypadku w naszym bardzo „żywym” liveroomie (ponad 60m2 i 8m wysokości) jednoczesne nagrywanie bębnów oraz srogo rozkręconych i przesterowanych wzmacniaczy gitarowych okazało się wymagającym zadaniem.
Nagrania na setkę zawsze budzą dodatkowy dreszczyk emocji wśród muzyków, bo są większym wyzwaniem niż wbijanie śladów pozwalające na niewyczerpaną ilość dubli. To takie lustro prawdy o tym, w jakiej formie jest zespół jako kolektyw.
Od pewnego czasu ta metoda nagrywania wróciła do łask – artyści coraz częściej wolą nagrywać razem, niż cyzelować każdą partię osobno. Dla realizatora to ułatwienie, czy utrudnienie?
Łukasz: Powiedziałbym, że i ułatwienie, i utrudnienie. Z jednej strony dobrze jest słyszeć cały kontekst i czuć te emocje, z drugiej – jest dużo mniej miejsca na błędy i korekty. Takie sesje wymagają dużo lepszego przygotowania od muzyków jak i realizatora, ale ostatecznie dają dużo więcej frajdy i częstokroć duuużo lepsze efekty, a przecież o to właśnie chodzi, żeby dobrze nagrywać dobrą muzykę i się tym cieszyć, inspirować.

Przy nagrywaniu na setkę zawsze mówi się o łapaniu energii, jaka wytwarzana jest przez muzyków grających razem i autentycznego brzmienia zespołu. Czy takie różnice w finalnym produkcie są faktycznie zauważalne, czy jest to mit?
Janek: Moim i nie tylko moim zdaniem, nie można tej kwestii rozważać w kategoriach mitu – jest to fakt. Właśnie dlatego setka wróciła do łask. Energia formacji – szczególnie tych aktywnie koncertujących – jest zupełnie inna podczas grania razem, niż kiedy nagrywa się „track by track”.
Tall Pine Records nie ma jeszcze długiej historii, ale już kilka ciekawych sesji za wami. Co było największym wyzwaniem w dotychczasowym funkcjonowaniu TPR?
Janek: Każda sesja jest inna i każda jest wyzwaniem. Jednym z ciekawszych momentów życia studia były na pewno warsztaty, na które udało się nam zaprosić Sylvię Massy. Studio było wypełnione polskimi realizatorami, a Sylvia dzieliła się z nami swoimi patentami, które są jednak dość nietuzinkowe. (śmiech) Natomiast sporym wyzwaniem logistycznym było przyjęcie na nasz pokład np. ponad 30-osobowej orkiestry złożonej z muzyków klasycznych lub równie liczną grupę chórzystów. Przy takim przedsięwzięciu ogarnięcie oraz nagranie np. kilkuosobowego bandu rockowego jest po prostu… dziecinnie proste (śmiech).
Czy w tym momencie TPR jest pod względem sprzętowym i możliwościowym dokładnie takie, jak sobie wymyśliliście na początku? Czy studio czekają jeszcze jakieś konkretne zmiany lub uzupełnienia w najbliższym czasie?
Łukasz: TPR ma być możliwie najlepszym, najbardziej funkcjonalnym i przyjaznym muzykom i producentom miejscem, jakie uda się nam stworzyć. To jest skomplikowany proces i on się zapewne nigdy nie skończy (śmiech). Jesteśmy obecnie – tak mi się wydaje – bardzo dobrze wyposażeni m.in. w świetny system DAW, doskonałe konwertery AD/DA, preampy, klasyczne kompresory, uznawaną przez wielu za najdoskonalszą w historii taśmę Studer 827, mamy też naprawdę imponującą kolekcje vintage’owych mikrofonów, ale i tak ciągle coś grzebiemy, zmieniamy i ulepszamy. Rozmawiamy w momencie, w którym właśnie pożegnaliśmy konsoletę SSL G4000 i z nieukrywanym podnieceniem oraz zapartym tchem wyczekujemy momentu, w którym stanie u nas nowe serce studia, a mianowicie dopiero co zamówiona konsoleta kultowego amerykańskiego producenta API – 48-kanałowy (!!!) Legacy. Tak więc tak..rozwijamy się i raczej będziemy to nadal robić. Kochanie, nie czytaj tego (śmiech).
Każdy realizator w czasie swojej kariery wpada na różne patenty, czasem nawet na pozór niedorzeczne. Co ważne – póki są skuteczne, nie ma znaczenia czy wyglądają absurdalnie, jak np. drive z sera żółtego.
W Europie funkcjonują studia nagraniowe, które – niezależnie od lokalizacji – obsługują klientów z całego świata, mają wyrobioną renomę międzynarodową. W Polsce, choć nie brakuje świetnych miejsc i bardzo dobrych realizatorów, takie projekty mają bardziej lokalny zasięg. Jak się przebić do czołówki branży? Jak przyciągnąć również uznanych artystów i realizatorów z całego świata?
Łukasz: Pracujemy nad tym i to też jest proces. Na dziś na pewno ważną sprawą jest nasza obecność w światowej studyjnej sieci brokerskiej, jaką jest Miloco Studios, co uważamy za spore osiągniecie nasze, ale też między innymi naszego kolegi oraz współzałożyciela studia Marcina Makowca! Tall Pine Records istnieje stosunkowo niedługo i nie oczekujemy, że stanie się miejscem kultowym w ciągu paru miesięcy czy nawet lat. Nasza filozofia opiera się na konsekwentnym robieniu swojego tak dobrze, jak to możliwe. Mamy nadzieje, że w perspektywie lat uda się nam stworzyć i utrzymać coś wspaniałego na mapie europejskich studiów nagrań, ale mamy też w sobie dużo pokory i cierpliwości.

Wspomnieliście o tym, że przed kilkunastoma miesiącami gościła u was Sylvia Massy – realizatorka znana ze współpracy z plejadą światowych gwiazd. Podczas sesji powstał singiel „Higher” Octopussy. Jak doszło do tego, że Sylvia się pojawiła w TPR? Czego się od niej nauczyliście? Czy producenci i realizatorzy tego formatu chętnie dzielą się wiedzą i doświadczeniem z potencjalną konkurencją?
Janek: Ściągnięcie Sylvii było naszym marzeniem już od jakiegoś czasu i jesteśmy super szczęśliwi, że to się udało. Okazało się, że Sylvia jest wyjątkowo sympatyczną oraz kontaktową osobą i że ma całą masę trików, które wypracowała lub zobaczyła u innych, i faktycznie chętnie się nimi z nami podzieliła. Nie wydaje mi się, żeby kogokolwiek traktowała jak konkurencję. To nie jest tak, że po spotkaniu z Sylvią każdy będzie tak dobrym realizatorem i producentem jak ona. Raczej – jak na każdych tego typu warsztatach – chodzi o wzajemne inspiracje i otwieranie głów na nowe możliwości. Tak naprawdę każdy realizator w czasie swojej kariery wpada na różne patenty, czasem nawet na pozór niedorzeczne. Co ważne – póki są skuteczne, nie ma znaczenia czy wyglądają absurdalnie, jak np. drive z sera żółtego.
Czas tworzenia i rejestracji obfituje w różne stany emocjonalne, jest trudny dla każdego, kto jest zaangażowany, ale jest też kręcący i oczyszczający.
Prowadzenie studia nagraniowego i realizowanie nagrań dźwiękowych to praca z człowiekiem, na dodatek często bardzo wrażliwym, przy bardzo delikatnej materii, jaką jest jego twórczość. To wymaga indywidualnego podejścia do każdego z nich, umiejętności dogadania się i jasnej komunikacji, a czasami otwarcia muzyka, ośmielenia go. Czy takie psychologiczne sztuczki i konieczność wypracowywania relacji za każdym razem to trudna część pracy w studio? Inaczej pracuje się chyba z Adamem Pierończykiem, Happysad, Afromental i Blindead.
Łukasz: Znów wracamy do tego, że każda sesja nagraniowa jest inna, wymaga innego sprzętu, ale też innego podejścia i otwartej głowy. Czy jest to trudne? Oczywiście, czasem nawet bardzo, ale właśnie to jest ten najciekawszy element naszej pracy. Muzycy wchodzą do studia z pomysłem, wychodzą z zarejestrowanym materiałem. Czas tworzenia i rejestracji obfituje w różne stany emocjonalne, jest trudny dla każdego, kto jest zaangażowany, ale jest też kręcący i oczyszczający. Ostatecznie wszyscy jesteśmy w tym po to, żeby osiągnąć jak najlepszy efekt końcowy.
Czy prowadzenie studia nagraniowego w Polsce jest opłacalne? TPR powstawało od zera, więc było też kosztowne – czy inwestycja już się zwróciła?
Łukasz: Gdybyśmy mieli rozważać tworzenie takiego miejsca w kategoriach biznesowych, to plan zwrotu inwestycji należałoby rozpisać na lata, nawet na dziesięciolecia. Oczywiście studio jest interesem i nie działa pro publico bono, ale też gdyby kierowała nami jedynie chęć zysku i zimna kalkulacja, to lepiej byłoby otworzyć franczyzę znanej amerykańskiej restauracji, niż pchać się w rejestrację muzyki. Jeśli jednak zadamy sobie pytanie: „co to znaczy opłacalne?” i odpowiemy na nie, że chodzi nie tylko o pieniądze, ale też o satysfakcję, tworzenie pięknych sytuacji i zapisywanie wspaniałych momentów – to tak, to studio jest cholernie opłacalne!!!
