Muzycy często wskazują, że ich wymarzone, idealne brzmienie instrumentu jest zaczerpnięte z jakichś pierwszych płyt, które były dla nich ważne. Czy ty też tak masz?
Wojciech Cugowski: Tu już muszę mówić o gitarze elektrycznej, bo to moje główne narzędzie pracy. Zawsze na początku dąży się do idoli – każdy chce grać i brzmieć tak, jak gitarowy mistrz. To naturalne. Z biegiem lat jednak zaczyna się szukać indywidualnych cech, swojego własnego brzmienia. Ja nigdy przesadnie nie używałem ani efektów, ani żadnych wspomagaczy. Dla mnie zawsze brzmienie wyznaczały dobra gitara i dobry wzmacniacz, reszta nie ma aż takiego znaczenia.
Jeśli chodzi o efekty, próbowałem najróżniejszych zabawek, łącznie z Helixem i Headrushem, bo chciałem mieć wszystko w jednym. To fajne urządzenia, ale nie dla mnie. Na koniec i tak zawsze zostaję z niezbędną podstawą w postaci delaya i chorusa. Wystarczą mi w zupełności te dwa efekty. Od lat używam wzmacniacza Engl Ritchie Blackmore plus dwie kolumny Mesa Boogie 2×12, na takim zestawie czuję się najlepiej. Jeśli chodzi o gitary elektryczne, klasycznie – Fender Stratocaster, Fender Telecaster, Gibson Les Paul, Yamaha RGX820, moje główne wiosło ostatnimi czasy to Music Man L III, sygnowany przez Steve’a Lukathera. Dzieło sztuki wśród gitar.
Klasyki.
Wojciech Cugowski: Tak, zdecydowanie. Wychowywałem się na klasyce rocka, na Deep Purple, Led Zeppelin, Whitesnake, Black Sabbath. Moje dzieciństwo i moment, kiedy uczyłem się grać na gitarze, to te zespoły. Ritchie Blackmore, nieco później Steve Lukather, John Sykes – to byli i wciąż są moi mistrzowie. Na ich muzyce uczyłem się grać.
Bardziej imponował ci Tony Iommi czy Ritchie Blackmore?
Wojciech Cugowski: (śmiech) Nie mam pojęcia jak porównać tych gitarzystów. Obaj są gigantyczni, obaj wywarli na mnie duży wpływ jako na gitarzystę. Kocham ich muzykę: Rainbow, Purpli, Sabbath we wszelkich odsłonach. Nie potrafię powiedzieć, który był lepszy, ich charakterystyki są zupełnie inne. Tony Iommi nie ma może tak wspaniałej techniki jak Blackmore, ale napisał mnóstwo świetnych riffów, mrocznych, doomowych. Blackmore z kolei – kapitalna technika, ale także melodia! Mógłbym o tym mówić godzinami. Obaj wywarli na mnie ogromny wpływ.
Wróćmy do Takamine. Wybrałeś te dwa modele – dlaczego właśnie te, a nie inne?
Wojciech Cugowski: Bo brzmiały najlepiej, po prostu. Wystarczy wziąć do ręki gitarę – jeżeli pasuje mi to brzmienie, jest wygodna i ma pełne pasmo przy uderzeniu akordu, to ma wszystko, co mi potrzebne. Na gitarze akustycznej gram głównie akordami, więc te instrumenty są dla mnie optymalne.
Planujesz jeszcze bardziej zagłębić się w Takamine i zobaczyć co jeszcze ciekawego mają?
Wojciech Cugowski: Nie planowałem, ale wcale tego nie wykluczam. Oferta firmy jest pewnie bardzo szeroka, więc jest możliwe, że znajdę tam jeszcze coś dla siebie. W tej chwili cieszę się niezmiernie z możliwości współpracy, która dopiero się rozpoczęła.
Czy w najbliższym czasie można będzie cię gdzieś zobaczyć i usłyszeć z Takamine?
Wojciech Cugowski: Szykuję się do sezonu koncertowego. To jest jednak dla mnie przełomowy rok, więc myślę, że tych koncertów będzie trochę mniej, bo jestem skupiony na pracy studyjnej i nagrywaniu dwóch płyt. Wszystkie najświeższe informacje o mojej działalności znajdziecie na moim facebookowym fanpage’u. Zapraszam serdecznie.

Wywiad ukazał się w 2019 roku w majowym wydaniu magazynu TopGuitar .