Dzisiaj, 14 kwietnia 2025 roku, swoje 80. urodziny obchodzi Ritchie Blackmore – Mistrz, który zmienił oblicze rockowej gitary. Trudno uwierzyć, że właśnie wkracza on w dziewiątą dekadę życia. Dla nas, gitarzystów, to okazja, by włączyć sobie jego nagrania i pomyśleć – sky is the limit – jak moglibyśmy choć trochę zbliżyć się do tego, co osiagnął.
Ritchie Blackmore to nie tylko „Smoke on the Water”, choć tym jednym riffem wpisał się w DNA każdego początkującego gitarzysty. To człowiek, który potrafił połączyć elementy klasycznej muzyki barokowej z ciężarem rocka, tworząc styl, który dziś nazywamy neoklasycznym – zanim ktokolwiek w ogóle użył tego słowa w stosunku do hard rocka. W jego solówkach było więcej dramaturgii niż w niejednym koncercie symfonicznym.
Nie zapominajmy o Rainbow – zespole, w którym Ritchie pokazał, że po zakończeniu etapu Deep Purple „Mark II” nadal kipiał pomysłami i był w topowej formie. „Stargazer”, „Gates of Babylon”, „Kill the King” – to nie są tylko piosenki, to całe rozdziały w podręczniku historii gitary elektrycznej.
Dzisiaj, gdy wielu jego rówieśników dawno zawiesiło instrument na kołku, Ritchie nadal gra – choć już nie z Marshallem rozkręconym na 11, a z lutnią i gitara akustyczną. Blackmore’s Night to jego emerytura pomostowa, miękkie lądowanie z szalonej hardrockowej podróży w „krainie łagodności”. Zawsze robił to, co czuł i to co chciał. Taka jest jego droga. Droga architekta rocka, który nie zadowala się półśrodkami.
80 lat i zero kompromisów. Szacunek absolutny. Wszystkiego najlepszego, Mistrzu!