„O Jeden Most Za Daleko” to czwarta autorska płyta Nocnego Kochanka. Premiera albumu odbyła się 23 września 2022 roku, a wydawnictwo można kupić w wersji CD oraz na winylu na stronie mystic.pl. Z okazji wydania płyty i pierwszego miejsca na liście sprzedaży płyt OLiS, z gitarzystami zespołu rozmawiała Ilona Matuszewska.
Ilona Matuszewska: Zacznijmy może od tego co najświeższe czyli czwarty w Waszym dorobku album „O Jeden Most Za Daleko”. Tytuł wydaje się dość przewrotny…
Arkadiusz Majstrak: Tak. I chociaż pierwsze co przychodzi na myśl, to film z klasyki gatunku kina wojennego na podstawie powieści Corneliusa Ryana „O Jeden Most za Daleko”, to najnowsza płyta Nocnego Kochanka nie ma z tą pozycją nic wspólnego… No może poza wybuchającym mostem na okładce! Tak naprawdę, tytuł zawdzięczamy naszej ekipie technicznej, która za każdym razem kiedy przesadzi z napojami wyskokowymi, z bólem i trwogą przywołuje wyżej wymieniony tytuł. Dodatkowo, w oczach wielu naszych antyfanów, każde wydawnictwo Kochanka to zdecydowanie „jeden most za daleko” .
Robert Kazon Kazanowski: Tytuł nie tylko przewrotny co i przynajmniej dwuznaczny. Wszystko zaczęło się od naszej ekipy technicznej (pozdrawiamy CzarmuchyNK), która często rano, po długiej nocy “odstresowywania się”, mówi, że “oj, wczoraj to już było o jeden most za daleko”. Chłopaki pisząc tekst stwierdzili, że jest to piękne określenie, z którym oczywiście sami się zgadzamy, bo przecież jakby nie ten ostatni drineczek, to wszystko byłoby super. Dodatkowo, myśląc nad tytułem płyty, stwierdziliśmy, iż nadaje się on idealnie, bo poza singlem, który jest nam bardzo bliski, ta płyta dla wielu osób to już naprawdę o jeden most za daleko – przecież nie można sobie tak śmieszkować z metalu, i to tyle lat.
NOCNY KOCHANEK
„O Jeden Most Za Daleko”
Mystic Production
W trzech singlach krążących w sieci wyraźnie słychać, że album jest „kochankowy”, trochę śmiechowy, nuta lekkoducha, a momentami… slayerowo. Nie kombinowaliście nad jakimś zupełnie innym brzmieniem, dokładaniem jakże modnej teraz elektroniki… Jak dogadujecie się w tym temacie? Jest zgoda, czy jednak walka frakcji w zespole?
AM: Tak, zdecydowanie wracamy tym albumem bardziej do czasów płyty „Hewi Metal”. Jest wesoło, przebojowo, bardziej do pośpiewania. Każdy utwór – muzycznie – jest z innej bajki. Nie jesteśmy przyklejeni do konkretnego gatunku muzycznego, przez co, podczas tworzenia muzyki, możemy swobodnie mieszać i eksperymentować, zahaczając przy okazji o hard rock, poppunk czy… country. To właśnie jest owa „kochankowość” o której wspomniałeś. Wynika to bezpośrednio z naszego systemu pracy, jaki obraliśmy podczas tworzenia. Zdecydowaną większość muzyki piszemy ja i Kazon. Mając nieograniczoną gatunkowo wolność, słychać w naszych riffach wpływy czy naleciałości przeróżnych artystów, a po dopisaniu linii wokalnej przez Krzyśka, nabiera to jeszcze innych kształtów. Tak, więc dopóki któryś z nas nie stanie się fanem muzyki elektronicznej to nie spodziewałbym się takich brzmień w Nocnym Kochanku, ale kto to wie?
Zdecydowaną większość muzyki piszemy ja i Kazon. Mając nieograniczoną gatunkowo wolność, słychać w naszych riffach wpływy czy naleciałości przeróżnych artystów, a po dopisaniu linii wokalnej przez Krzyśka, nabiera to jeszcze innych kształtów
RK: Zawsze są jakieś starcia, bo każdy ma swoją wizję, jakieś pomysły których zawzięcie broni – zwłaszcza ja!, ale wizja tego co chcemy grać na tyle się już nam wyklarowała, że z płyty na płytę tych walk jest coraz mniej. Jeśli chodzi o inne brzmienia to nie boimy się dokładać nowych rzeczy, chociaż raczej nie idziemy w modne, bo ciężko flet, dwunastrostrunowego akustyka czy banjo nazwać czymś nowoczesnym. Co do elektroniki jak na razie nie było takiej potrzeby, ale jeśli napiszemy kiedyś numer gdzie ewidentnie będzie pasować, chociażby na intro to ja nie widzę przeciwwskazań.
Studio – kto pracował nad realizacją i produkcją albumu? Ślady położone szybko czy raczej monotonne dogrywki?
RK: Płytę nagrywaliśmy znowu w studiu Demontażownia, które prowadzi Damian “Fons” Biernacki, i to właśnie Damian zajmował się miksem i masteringiem tej płyty. Jeśli chodzi o produkcje to w sumie zajmowaliśmy się tym we dwóch, bo ja też gdzieś tam realizacyjnie się udzielam, odpowiadam trochę za ogólne brzmienie zespołu. Po pierwszych miksach spotkaliśmy się na parę dni, żeby dokręcić wszystkie brzmienia i proporcje instrumentów, po czym dopieściliśmy to już razem z resztą zespołu.
Z Fonsem pracuje się bardzo fajnie, sprawnie i profesjonalnie, także nagrywki szły bardzo sprawnie. Całą muzykę nagrywaliśmy niewiele ponad tydzień. Nie mamy ostatnio ciśnienia na jakąś bardzo nowoczesną produkcję, bo chcemy, żeby to co jest na płycie dało się bezproblemowo przełożyć na koncert, więc nie ma tu chirurgicznie równanych do siatki instrumentów, miliarda dubli czy harmonii, co też przyśpiesza nagrywanie.
Nie mamy ostatnio ciśnienia na jakąś bardzo nowoczesną produkcję, bo chcemy, żeby to co jest na płycie dało się bezproblemowo przełożyć na koncert, więc nie ma tu chirurgicznie równanych do siatki instrumentów, miliarda dubli czy harmonii
Jak o nagrywaniu mowa, Kazon powiedz mi proszę o tym fagocie… od gitary poprzez fortepian do fagotu to raczej długa droga…
RK: Tak naprawdę to fortepian był pierwszy, bo zaczynałem od instrumentów klawiszowych, potem była perkusja, a dopiero po jakiś 10 latach grania pojawiła się gitara. Jak byłem w liceum wpadł mi do głowy pomysł, żeby pójść do szkoły muzycznej II stopnia, ale przez to, że nie miałem na swoim koncie żadnej oficjalnej edukacji muzycznej, to musiałem iść do klasy bez przygotowania muzycznego, a do wyboru były instrumenty perkusyjne i fagot. Na perkusji już grałem, więc stwierdziłem, że chętnie wezmę coś nowego, dlatego padło na fagot. Instrument jest naprawdę świetny, bardzo lubię barwę oraz możliwości, bo skala jest naprawdę duża, ale niestety fizycznie nie byłem w stanie się z tym instrumentem dogadać, także po 1,5 roku wspólnie z profesorem podjęliśmy decyzję, że nie ma się co wzajemnie męczyć – i tak zakończyła się moja przygoda z edukacją muzyczną.
A nie przeszkadza Wam to, że ludzie traktują NK jako trochę nazwijmy to „rozbawiacz”, czy „rozweselacz”? Nucąc sobie tekst np. „Dziewczyny z kebabem” no to nie jest to typowy ciężki, złowieszczy metal… Jak wy sami się postrzegacie jeśli chodzi o gatunek muzyczny?
AM: No cóż. Jeśli takie podejście przeszkadzało by nam, to poziom narastającej frustracji stałby się nie do zniesienia. Wyszłoby na jaw, że robimy to wbrew sobie. Tak wcale nie jest. Nie mamy problemu z tym, że nie gramy „złowieszczego metalu”. Zdecydowanie lepiej odnajdujemy się w tej weselszej odsłonie. Daje to zarówno nam jak i fanom azyl przed trudem i problemami, z jakimi każdy się zmaga. Cieszy nas, że ludzie na koncercie mogą się odstresować, wyszaleć i zostawić troski za sobą. Jeśli chodzi o gatunek, to Nocnego Kochanka określiłbym mianem Comedy Rock.
Nocnego Kochanka określiłbym mianem Comedy Rock
RK: Nie przeszkadza nam, bo dokładnie o to nam chodzi. W czasach w jakich żyjemy mamy chyba wystarczająco dużo zmartwień i problemów, nie trzeba jeszcze o nich śpiewać. My dajemy ludziom możliwość oderwać się od tego wszystkiego na te 2 godziny koncertu, czy czas jak sobie po prostu słuchają płyty. Co do postrzegania tego, co gramy to muzycznie cały czas jest to mieszanka heavy metalu, z lekką odskocznią w kierunku klasycznego rocka/hardrocka. Nawet takie pozornie niemetalowe numery jak „Koń na Białym Rycerzu” są inspirowane klasykami power metalu, takimi jak Rhapsody czy Blind Guardian, więc wydaje mi się, że wszystko co robimy trzyma się konwencji znanej fanom tego typu grania.
Reagujecie na hejterów twierdzących, że bliżej Wam do disco polo niż metalu? Disco polowy cover „Zaplątanego” był taką szpilą czy przeszliście obok niego obojętnie. Chyba nie każdy chciałby aby coverowany był w disco polowy sposób…
AM: Jestem zupełnie obojętny na hejterów. W dzisiejszych czasach jest to normalne zjawisko. Oczywiście, na początku drogi – hejt dla każdego jest dotkliwy, jednak żeby głowa pracowała normalnie, trzeba nauczyć się podchodzić do tego zjawiska bez emocji. Jeżeli ktoś porównuje muzykę NK do gatunku disco polo, jestem właściwie pewny, że nigdy nie przesłuchał żadnej naszej płyty. Cover Zaplątanego, jak się okazało, zrobił jeden z naszych fanów i była to forma żartu… podoba nam się.
RK: Cały czas nie do końca umiemy połączyć kropki między Nocnym Kochankiem a disco polo, bo ani muzycznie, ani tekstowo – według nas – w żaden sposób się nie łączy. Paradoksalnie, przy pewnych liniach wokalnych bliżej nam do popu, ale my po prostu staramy się grać melodyjnie, tak, aby piosenki zapadały w pamięć. Jednocześnie, żeby przyjemnie i z łatwością można było śpiewać je na koncertach. A cover „Zaplątanego” mnie osobiście bawił, i nie mam nic przeciwko takim sytuacjom.
Nie do końca umiemy połączyć kropki między Nocnym Kochankiem a disco polo, bo ani muzycznie, ani tekstowo – według nas – w żaden sposób się nie łączy. Paradoksalnie, przy pewnych liniach wokalnych bliżej nam do popu, ale my po prostu staramy się grać melodyjnie, tak, aby piosenki zapadały w pamięć
Od początku chcieliście, żeby NK, a wcześniej Night Mistress był właśnie taki? Mieliście plan na ten zespół?
AM: Zespołem poruszającym się według planu było Night Mistress. Projekt trzymał się kurczowo określonych norm dla gatunku. Kochanek jest zdecydowanie bardziej spontaniczny pod względem muzyki i paradoksalnie – dla nas bardziej naturalny. Myślę, że bardziej jako NM kreowaliśmy figury, z którymi nie utożsamialiśmy się w stu procentach. Kiedy stwierdziliśmy, że to właśnie ta frywolna strona metalu jest środowiskiem w którym poruszamy się swobodniej, nie mieliśmy daleko idących planów. Chcieliśmy wydać płytę, którą ludzie będą chętnie słuchali. No i udało się.
RK: Nie byłem od początku w Night Mistress, więc ciężko mi powiedzieć jak to było w 2003 roku. Ja dołączyłem do zespołu z nadzieją na wielką karierę zagraniczną, bo przecież “The Back of Beyond”, chłopaki wydali w porozumieniu z amerykańską wytwórnią, więc co mogło pójść nie tak? Także plany były wielkie, ale rzeczywistość zweryfikowała je dosyć szybko.
Z Nocnym Kochankiem było zupełnie inaczej, bo projekt powstawał równolegle do NM przez jakieś 2 lata, i nikt nie myślał o jego przyszłości, po prostu pisaliśmy sobie jakieś piosenki, bez większej spiny, żeby zobaczyć co z tego będzie. Pierwszy sold out był dla nas wielkim zaskoczeniem a to co się wydarzyło później, czyli kolejne wyprzedane koncerty, złote czy platynowe płyty, stało się w takim tempie, że nawet jakbyśmy chcieli to zaplanować, to coś takiego nawet nie przyszłoby nam do głowy.
Spodziewaliście się aż takiego odzewu od ludzi? Pełnych sal, soldoutów, rzeszy fanów, występowania na największych festiwalach?
AM: Było to dla nas spore zaskoczenie… Lub raczej przyjemna niespodzianka. Każdy młody zespół wydając płyty ma gdzieś z tyłu głowy taki scenariusz. U nas było podobnie, jednak po kilku nieudanych próbach podboju rynku muzycznego z Night Mistress, mieliśmy do tego dystans i woleliśmy podejść do tego na chłodno. I sądzę, że dzięki takiemu podejściu wszystko co było później smakowało jeszcze lepiej… i smakuje nadal.
RK: Każdy po cichu na to liczy, ale nikt z nas się tego nie spodziewał, zwłaszcza, że muzyka heavy metalowa nie jest zbyt popularna w Polsce. Dzięki luźniejszym tekstom udało nam się przekonać do siebie ludzi, którzy w ogóle metalu nie słuchają.
A tak w ogóle to 10 lat minęło jak jeden dzień… będzie sroga biba na jesiennych koncertach?
AM: Szczerze to nie nastawiamy się na świętowanie z tego powodu, a to dlatego, że 10 lat temu powstał Minerał Fiutta. Było to swego rodzaju ziarno, które zostało zasiane, ale my za początek NK uważamy rok 2014. Wtedy podjęliśmy decyzję, że chcemy grać jako Nocny Kochanek i w tym właśnie roku zaczęliśmy nagrywać płytę Hewi Metal. Tak więc, świętowanie z tej okazji musi trochę poczekać.
RK: Coś tam się na pewno wydarzy, ale przy takiej ilości koncertów jakie gramy, niestety już nie można sobie pozwolić na ciągłe imprezowanie, więc poza otwierającym i zamykającym trasę weekendem, raczej będzie spokojnie.
W chwilach wyciszenia, jeśli takowe w ogóle u Was występują, to włączasz sobie…
AM: Trudne pytanie. Faktycznie o wyciszenie w ostatnich tygodniach jest trudno. Najczęściej słucham muzyki w samochodzie. Na ten przykład dziś podczas jazdy słuchałem Płyty „Impera” zespołu Ghost, a później puściłem sobie Blink 182 „Neighborhoods”.
RK: Jeśli chodzi o stricte wyciszenie to bardzo lubię płytę Opeth’a – „Damnation”, działa na mnie niezmiennie od lat. Czasem jakaś muzyka klasyczna się pojawi, bo jestem wielkim fanem Edwarda Grieg’a. Lubię też taki stary jazz, który poznałem głównie przez gry z serii Fallout, czyli lata 30-50, świetna muza, bardzo relaksująca. Ale poza tym to raczej rock, czy heavy/power metal. Mam kilka swoich ulubionych zespołów do których często wracam i mogę słuchać w kółko.
Podczas ostatniej rozmowy z TopGuitar Arek Majstrak czekał na drugi model ESP USA M-II. Dlaczego na te gitary trzeba czekać i czym różni się ona od pierwszej ESP M-II, którą posiadał Arek.
AM: Gitary ESP produkowane w USA są robione ręcznie, tak więc nie wygląda to tak, że instrument wystarczy spakować i wysłać do Polski. Tę gitarę trzeba zrobić, a ten proces jest dość złożony i w efekcie – trzeba swoje odczekać. Na czas realizacji wpływa również ilość zamówień złożonych wcześniej, Czekam na gitarę ponad dwa lata, jednak z reguły czas oczekiwania to mniej więcej rok. Na te sytuację miała wpływ pandemia Covid-19. Na całe szczęście wiosło jest już gotowe i aktualnie oczekuje na transport do Polski. Jeśli chodzi o różnicę między gitarą na której obecnie gram koncerty, a tą która niebawem do mnie dotrze – poza kolorem lakieru – będzie to instrument o identycznej specyfikacji technicznej. To dlatego, że potrzebuję na scenę dwóch gitar o jak najbardziej zbliżonym brzmieniu, aby w chwili usterki jednej gitary po zmianie na backup został zachowany ten sam sound.
Gitary ESP produkowane w USA są robione ręcznie, tak więc nie wygląda to tak, że instrument wystarczy spakować i wysłać do Polski. Tę gitarę trzeba zrobić, a ten proces jest dość złożony i w efekcie – trzeba swoje odczekać. Na czas realizacji wpływa również ilość zamówień złożonych wcześniej, Czekam na gitarę ponad dwa lata, jednak z reguły czas oczekiwania to mniej więcej rok. Na te sytuację miała wpływ pandemia Covid-19. Na całe szczęście wiosło jest już gotowe i aktualnie oczekuje na transport do Polski
Czy używacie jeszcze jakichś innych gratów z oferty firmy Sound Service? Korzystacie np. z przełomowego Two Notes Torpedo Captor?
RK: Aż musiałem spojrzeć jakie marki obsługuje Sound Service. Z Two Notes korzystaliśmy tylko przy nagrywaniu „Randki w Ciemność” w Demontażowni, ale to głównie ze względu na DI, bo tak wtedy Fonsu nagrywał, ale na co dzień nie jest nam to potrzebne, bo Fractal sam obsługuje impulsy, a z paczek i wzmacniaczy nie korzystamy.
Co do innych gratów, poza gitarami ESP/LTD Artur, nasz basista korzysta obecnie z preampów Tech21 Steve Harris i to chyba tyle. Mi się jeszcze marzy kiedyś Distressor od Empirical Labs, ale jak na razie to tylko fanaberia, bo nie jest mi potrzebny, po prostu fajnie by było mieć.
Dalej Fractale na scenie? A co w takim razie w studio? Opisz proszę tory sygnału podczas realizowania gitar na „O jeden most za daleko”.
RK: Na scenie dalej Fractale, w studiu zresztą też. Tor jest bardzo prosty, wyjścia stereo z Fractala wchodzą w preamp (ostatnio był to lampowo-tranzystorowy Universal Audio Twin Finity, i dalej do interfejsu RME, cała reszta kreowania brzmienia dzieje się już w DAW’ie. Nagrywane jest też oczywiście sygnał DI, już nie przez Two Notes, tylko przez Daw-Amp Reampbox polskiej produkcji. Nie jest on jednak używany do reampingum, tylko jako backup, łatwiej jest również edytować później ścieżki gitarowe, bo w przeciwieństwie do sygnału przesterowanego, tutaj widać atak.
Na zakończenie gratuluję „jedynki” na OliSie. Zdetronizowaliście Behemotha… Metal najlepiej sprzedającą się muzyką w Polsce! A mówią, że płyty w Polsce, poza tymi promowanymi w Zetce i Eremefce się nie sprzedają… Poproszę o komentarz.
AM: Hehe, no co mogę powiedzieć. Dziękuję! To bardzo miłe i nobilitujące. Nocny Kochanek i Behemoth… Jakby nie było, obu tych zespołów na Zetce czy eremefie nie uświadczysz, a mimo to podium jest nasze. Cieszymy się !
RK: Dziękujemy, i jest nam bardzo miło z tego powodu, za co chcielibyśmy podziękować naszym wiernym fanom, bo bez nich to wszystko by się nie wydarzyło.