Za nami trzecia edycja muzycznych warsztatów w Lubawie. Kilka faktów o nich pomoże zrozumieć fenomenalność tego wydarzenia, a zdjęcia może spowodują, że kolejna odsłona Soundeli będzie jeszcze bardziej oblegana.
Przede wszystkim jest to jedyne takie wydarzenie w tym regionie Polski, choć oczywiście przybywają na nie kursanci z całej Polski. Od początku muzycznie i artystycznie pomaga tam nasz dobry znajomy Jacek Królik, który służy kontaktami, swoją wiedzą i talentem. Organizatorzy to Lubawska Grupa Muzyków, która nie jest, jak można by pomyśleć, elitarną, nieoficjalną lożą skupiającą artystów, z tylnego siedzenia trzęsących branżą w tym kraju, ale stowarzyszeniem złożonym z lokalnych lubawskich muzyków – pasjonatów, organizujących Soundelę. Wspierają ich władze miasta, sponsorzy oraz media, wśród których nie mogło zabraknąć magazynu TopGuitar.
Wydaje się, że organizatorzy korzystają z najlepszych wzorców, ponieważ wszystko podczas imprezy chodzi jak w szwajcarskim zegarku. Planowość, punktualność, transport, baza noclegowa, catering, pomoce dydaktyczne, jam sessions, a przede wszystkim familiarna atmosfera i cudowna fraternizacja kadry profesorskiej ze „studentami”. To zresztą zawsze świadczy o formacie artysty – skracanie dystansu wobec fanów, otwartość, pokora, to buduje atmosferę i stwarza warunki do integracji na wielu poziomach.
W tym roku właśnie tak było, swoboda, dobra atmosfera i pomocni w każdej kwestii organizatorzy sprzyjali chłonięciu wiedzy. 3 dni po 4 godziny wykładów w każdej z klas + master class z Mistrzem Janem Borysewiczem, na którym obecni byli wszyscy kursanci. W sumie do Lubawy przybyła 0koło 130 chętnych, którzy uczestniczyli w wykładach/klinikach/warsztatach prowadzonych przez Jacka Królika, Wojtka Cugowskiego (klasa gitary), Bartka Królika (klasa gitary basowej), Kamila Barańskiego (instrumenty klawiszowe i produkcja muzyczna), Wojtka Fedkowicza i Wojtka Deręgowskiego (klasa perkusji) oraz Natalii Niemen i Moniki Malec (klasa wokalu). Każdy z wykładowców naucza po swojemu, ale każdy też ma dorobek i legitymację, by przekazywać wiedzę tudzież dzielić się doświadczeniem. Jak to na takich spotkaniach bywa mniej było grania, a więcej gadania, ale prawda jest też taka, że często ważniejsze jest poukładanie sobie pewnych spraw w głowie, ustalenie priorytetów, zdobycie know-how, niż uczenie się licków. Dlatego uważam, że forma tych warsztatów była świetnie skrojona pod średnio – zaawansowanych muzyków, którzy pojęli podstawy (a czasem i więcej) i potrzebują boźców tudzież nawigacji ergo: „kompasu” do dalszej pracy z instrumentem.
Oto kilka zdjęć obrazujących to wydarzenie.
Tekst: Maciej Warda
Zdjęcia: Maciej Warda, Mateusz Otremba, Krzysztof Sawicki