Urządzenia Mooer Micro Preamps już od jakiegoś czasu zdobywają serca gitarzystów. Fani tych małych i przyjaznych pedalboardom mikropreampów już teraz mogą zacząć interesować się tymi pięcioma nowymi modelami, które kontynuują dobrą passę poprzedników.
Mooer Micro Preamps to wierne, cyfrowe emulatory sekcji przedwzmacniacza popularnych wzmacniaczy lampowych. Załoga Mooera dokonała skrupulatnych analiz prawdziwych wzmacniaczy lampowych, aby odwzorować ich brzmienie, barwę i czułość. Każdy mikropreamp ma dwa kanały, zintegrowane symulacje głośników i dwa tryby działania, aby sprostać potrzebom wszystkich użytkowników. Taka budowa umożliwia użytkownikowi bezpośrednie podłączenie do karty dźwiękowej, aktywnego monitora czy PA bez korzystania ze wzmacniacza. Oznacza to, że od teraz można wybierać się na koncerty bez ciężkich stacków – ukręcony wcześniej własny dźwięk mamy zawsze pod ręką, np. w małym pedalboardzie. Preampy te mają szereg cech wspólnych, które sprawiają, że ich obsługa nie sprawi najmniejszych problemów bez względu na to, na którym z nich zdecydujemy się zagrać. Jednocześnie są tak małe, że w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, by połączyć je wszystkie w łańcuch efektów i korzystać niczym z presetów w jakimś multiefekcie.
Jakie są te cechy wspólne, sprawiające, że Mooer Micro Preamps mają w zasadzie jedną i tę samą specyfikację. Po pierwsze, wszystkie te kostki mają trójpasmowy equalizer (bass, mid i treble), do tego kontrolery parametrów volume, gain, true bypass, a także przełącznik CH/CAB zmieniający kanały i aktywujący wspomnianą już symulację głośnika. W tak małej kostce, za taką cenę, tyle dobra jeszcze chyba nigdy nie występowało! Samo chassis to metalowa obudowa, obowiązkowa dioda LED, nożny przełącznik trybu bypass, wejście / wyjście mono 6,3 mm, a także gniazdo dla zasilacza 9V DC (opcjonalnie do nabycia Mooer PDNW-9V2A-MP) z wtykiem beczkowym 2,1 × 5,5 mm o polaryzacji centralnie ujemnej (–). Brak możliwości zasilania baterią, wymiary to mniej więcej 2 × pudełko od zapałek… No i zawsze czteroletnia gwarancja W-Music Distribution (wymagana rejestracja produktu). Sprawdźmy, czym w takim razie różnią się te preampy.
Mooer 015 Brown Sound
Tak jak we wszystkich modelach ten malutki preampik może pochwalić się żywym, wiarygodnym odwzorowaniem brzmienia pieca lampowego. Mooer Brown Sound to odwzorowanie brzmienia lat dziewięćdziesiątych oraz wiele z niuansów jednego z najpopularniejszych wzmacniaczy tamtych lat – Peaveya MK-1 5150. W rzeczywistości (do ogrania wszystkich preampów użyłem czystego kanału combo Marshall DSL 20) usłyszałem urzekający, kremowy clean, który nawet na pickupach mostkowych oferuje pełne, nasycone brzmienia przynależne raczej potężnym zestawom backline a nie kostkom wielkości małego powerbanku. Zaskakująca zmiana na kanale hi-gain – brzmienie staje się momentalnie jasne, ostre, także od razu zastosowanie miała korekcja, którą stępiłem nieco pazurki Mooera 015. A zatem cudny clean i nadpobudliwy hi-gain na sterydach – na tym drugim kanale przez chwilę miałem wrażenie, jakby głośnik chciał wyskoczyć ze skrzyni combo. Dla niektórych to też może być atut!
Mooer 011 Cali-Dual
Inspiracja do jego powstania przyszła od niezwykle wszechstronnego, legendarnego już wzmaka Mesa Boogie Dual Rectifier. Podobnie jak reszta minipreampów, 011 Cali-Dual szczyci się zaskakująco potężnym brzmieniem emulującym brzmienie wzmacniacza lampowego. Można go oczywiście podłączyć bezpośrednio do karty dźwiękowej, monitora lub systemu PA, eliminując potrzebę użycia prawdziwego wzmacniacza czy danego głośnika. To dopiero udogodnienie i to z tak małej kostki. A brzmienie w praktyce? Od razu zapachniało Mesą, naprawdę! Clean to niewiarygodny wręcz creamy sound, zachwycający swoją dojrzałością i powagą. Nigdy nie zdałbym ślepego testu, mając rozpoznać, z jakiego urządzenia pochodzi tak rasowe brzmienie… To są istne cuda – nawet cienko brzmiące gitary powinny nabrać z tym preampem klasy, samoistnie upgrade’ować się półkę wyżej. Jeśli chodzi o kanał przesterowany, to moim zdaniem został tu pobity nawet Mooer 015 Brown Sound – gruby, miękki, gęsty, potężny, wszechogarniający… Tak właśnie powinna brzmieć rockowa gitara zakorzeniona w muzycznej tradycji Bay Arena.
Mooer 014 Taxidea Taxus
Spokojnie, to nie jest maszynka do poboru podatków ani nawet mała kasa fiskalna. To całkiem sympatyczny rozkręcacz muzycznych wydarzeń, który najlepiej działa z gatunkami typu blues, rock czy funk. Bazuje na nowoczesnych, butikowych wersjach nie-higainowych klasyków. Ponownie (to już nie zaskakuje…) słyszę bogate brzmienie w małym formacie. Jednocześnie jest to urządzenie najbardziej wyrozumiałe dla naszych uszu, kulturalny, gładki, mięsisty dźwięk. Clean ma atrakcyjnie ukształtowany środek, co przekłada się na selektywnie i czytelnie brzmiące solówki tudzież funkowe podcinki. Słychać to również na kanale distortion, który nie jest nadsterowny, ale bardzo akuratnie i intuicyjnie „podkłada” się pod nasze frazy – dźwięki dają się łatwo kształtować artykulacją, są podatne na niuanse gry i pięknie czytają nasze zamiary. Czary! Od bluesowych smaczków po nasycone overdrivem vintage’owe brzmienia – wystarczy tylko (tylko tyle i aż tyle) stylowo grać!
Mooer 013 Matchbox
Ten preamp inspirowany jest z kolei popularnym combo w klasie A, Matchless C30, brzmiącym bardzo w brytyjskim stylu. Brzmienie jest jednak pozbawione wszelkiego dzwonienia i „gwizdania”, jakie zdarza się najlepszym nawet gitarzystom wydobywać z lampowych combo. Moje pierwsze wrażenie? Mark Knopfler z czasów Dire Straits ale na lekkich sterydach. Czyli 120% elektrycznej, gitarowej poezji. Słychać skuteczne i łagodne (dyskretne) działanie wbudowanej bramki szumów (nie ma o tym słowa w specyfikacji!), jednocześnie jest dość sugestywne wrażenie oddychającego głośnika, który przy dużych głośnościach emituje czasami typowe, ciche przydźwięki. Kanały clean i distortion skrajnie się tu różnią, choć dominują barwy jasne: clean jest dźwięczny i sprężysty, z subtelnie wycofanym środkiem i podkreśloną górką, a tor przesterowany to z kolei ostry jak brzytwa sound, który dopiero korekcją sprowadzamy do wymiaru gęstego skomasowanego przesteru o słyszalnej fakturze.
Mooer US Gold
Ponownie Wielka Brytania, tym razem w odsłonie najbardziej klasycznej z klasycznych – Marshall Super Lead Plexi 100. Co ciekawe, kanał czysty tutaj to bardziej złote lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte z jasnym, miękkim, lekko rozwibrowanym brzmieniem á la jakieś skifflowe granie. Ponownie słychać jakiś delikatny i uroczy przydźwięk, jakby drgające momentami w oddali sprężyny werbla naszego perkusisty… Nie wiem, czy to przypadek, czy celowo zaimplementowany w algorytmie element brzmienia, ale ładnie skleja się ze stylizacją dźwięku na surowy i trochę nieokrzesany. Kanał distortion to jakby rozszerzenie skali przesteru, na początku mamy fajny marshallowski distortion, ale za połową skali to już jest jak dla mnie przesada – czysta harmoniczna apokalipsa.