Tak tak, to nie pomyłka, mariaż dwóch znanych gitarowych brandów stał się faktem, a jego przykładem jest właśnie tytułowa gitara – owoc współpracy Traveler Guitars i ESP. Już na pierwszy rzut oka widać, że coś z tym travelerem nie gra, że jest on inny niż te modele, które testowałem dla was przez ostatnie lata. Ale tak naprawdę, to wszystko tutaj gra jeszcze bardziej – to arcygitarowy traveler, który wszakże wiosłem koncertowym ani studyjnym nie jest.
To paradoks, ale właśnie taką sytuację mamy przed oczami. Fakty są następujące: pionierzy budowy gitar – ESP, i marka Traveler zawiązali niespodziewaną i niespotykaną do tej pory współpracę, by zaprezentować nam model Traveler LTD EC-1 wzorowany na najlepiej sprzedających się modelach LTD EC. Mamy zatem i bardziej gitarowy, rasowy wygląd i jeszcze lepsze dopasowanie manualnie. Pewne rzeczy pozostały natomiast niezmienne – travelery to cały czas instrumenty przeznaczone dla podróżujących gitarzystów, którzy poszukują gitary z pełną menzurą, ale lekkiej i mieszczącą się w dwa razy mniejszym futerale. Wybierając Travellera LTD EC1, w bonusie dostają mikropreamp z czterema brzmieniowymi presetami oraz (to już travelerowski standard) tak samo wbudowany wzmacniacz słuchawkowy, umożliwiający odsłuchiwanie swojej gry w wersji plugged bez naruszania spokoju innych osób.
Budowa
Mimo niewielkich rozmiarów instrument ma pełną menzurę. Zastosowano tu materiały, jak i osprzęt pozwalają cieszyć się grą w niemal każdych warunkach i w każdym miejscu. Zaprojektowany pod ESP aktywny humbucker daje wyraźne, ultraczytelne brzmienie, bez zarzutu odtwarzając artykulację grającego. Dodatkowym komfortem i powodem do satysfakcji z tytułu wydanych na travelera pieniędzy jest strona wizualna instrumentu. Gitara Traveler LTD EC-1 ma rzeźbiony, mahoniowy korpus archtop (tak, tak), blokowane klucze, złoty, anodyzowany (bardziej odporny na utlenianie) osprzęt, korpus fasetowany przy gryfie (ułatwiający dostęp do wyższych progów), regulowany mostek w stylu tune-o-matic, sześciowarstwowy binding, bindowany gryf i inkrustacje na podstrunnicy w stylu LTD. Prawda, że to niespodziewane bogactwo jak na taką gitarę? Idźmy dalej. Stworzony przez Travelera system strojenia In-Body Tuning jest oparty na standardowych kluczach umieszczonych w korpusie, dzięki czemu główka nie jest potrzebna – znamy to doskonale z poprzednich modeli i zaryzykuję stwierdzenie, że jest to najbardziej charakterystyczny punkt budowy w travelerach. Instrument ma pełną menzurę (24,74 cala), wzorowaną na najlepiej sprzedających się, wspomnianych modelach LTD EC (wybitne jakościowo gitary o cenach, które pozwalają nabyć je nawet półamatorom), w efekcie wrażenia z gry są takie, jak podczas gry na gitarze o pełnej skali, pomimo że instrument jest 24% krótszy i 29% lżejszy niż model pełnowymiarowy. Świetnym udogodnieniem jest przełączanie pomiędzy presetami preampu, które odbywa się dzięki wciskaniu potencjometru tone. To rozwiązanie nader intrygujące, inspirujące do gitarowych zmagań i prostsze w obsłudze niż cokolwiek, co jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Wystarczy lekko wciskać główkę potencjometru, by zmieniać presety. Dodatkowo wbudowany wzmacniacz słuchawkowy znany z linii Traveler Guitar V2, pozwoli grać na wysokiej głośności bez obaw o spokojny sen sąsiadów…
Gitara ma także wejście aux, do którego można podpiąć dowolne mobilne urządzenie i grać do ulubionych utworów. Udane wykończenie inspirowane modelami LTD i innowacyjne rozwiązania czynią z tej gitary świetny instrument dla podróżnych, a w szczególności dla gitarzystów wiernych marce ESP. Na koniec rzecz zawsze warta wspomnienia – do każdego travelera dołączany jest solidny futerał, który odizoluje go od większości niekorzystnych czynników meteorologicznych tudzież uchroni przed uszkodzeniami mechanicznymi, jeśli tylko nie będziemy próbowali rozjechać go jakimś monster truckiem.
Brzmienie
Producenci chyba właśnie w brzmieniu upatrywali głównej siły przebicia, skoro do instrumentu zaimplementowano zupełnie nowy preamp z modulacjami typu boost i distortion. LTD EC-1 ma wzmacniacz słuchawkowy z trybami clean, boost, overdrive i distortion. Jeśli chodzi o dwa „czyste” presety, to naprawdę nie ma powodu do obaw, nawet jeśli przyszłoby nam nagrywać coś w domu czy nawet zagrać nieoczekiwany, okazjonalny koncert. Brzmienie clean jest czyste jak łza, dość delikatne i subtelne w swoim kolorze (raczej singlowe niż humbuckerowe) i chyba nieco płaskie. Nie stoi to jednak na przeszkodzie, by w jakikolwiek sposób prezentować je potencjalnym słuchaczom – wstydu na pewno nie będzie. Taki dźwięk wynika z jego umiejscowienia przy samym mostku, co z kolei jest zdeterminowane przez budowę korpusu – spójrzmy na zdjęcie, nie było możliwości wpasowania go bliżej szyjki. Drugi preset (boost) to inna kraina. Mamy tu nieco podbity, szeroki, w miarę głęboki pełnoprawny dźwięk, którym faktycznie ugralibyśmy występ na scenie czy nawet zarejestrowali ślady na jakieś demo. Jest pełny, lekko zaokrąglony (jakby skompresowany) i wspaniale podatny na dodatkowe modulacje – czy to przestrzenne, czy typu overdrive. Akordy brzmią energetycznie, są nasycone harmonicznymi, nawet powerchordy można śmiało grać, bez obawy o ich brzmieniową miałkość. Presety overdrive i distortion powinny pozostać naszą słodką tajemnicą, odpalajmy je raczej na słuchawkach, a nie na jakimś głośnym piecu, bo wydaje mi się, że każdy kostkowy efekt w pedalboardzie będzie ciekawszy od tych dwóch zaimplementowanych przesterów. Z drugiej strony takie wrażenie odniosłem, gdy grałem „jednym głosem”, natomiast po zatrudnieniu loopera i nałożeniu (overdubbing) na nim kilku śladów okazało się, że te przestery wyjątkowo dobrze „leżą” w miksie! Także i w tym przypadku nie powinno być powodów do reklamacji.