Wczoraj, po wieloletnich zmaganiach z chorobą nowotworową zmarł Eddie Van Halen. Ta wiadomość zszokowała cały gitarowy świat. Oto jak zareagowali na to jego najbliżsi i jak wyglądały jego ostatnie dni.
Jako pierwszy informację tę podał Wolfgang Van Halen, syn gitarzysty i basista w ostatnich składach zespołu Van Halen.
Nie wierzę, że to piszę, ale mój ojciec – Edward Lodewijk Van Halen – przegrał dziś rano swoją długą i żmudną walkę z nowotworem. Był najwspanialszym ojcem, o jakim mogłem tylko marzyć. Każda chwila, w której dzieliłem z nim scenę, była darem. Moje serce jest złamane i nie sądzę, żebym kiedykolwiek doszedł do siebie po tej stracie. Tak bardzo Cię kocham, tato.
Kilka godzin później swoim bólem podzieliła się z nami była żona Eddiego, Valerie Bertinelli, mama Wolfganga:
40 lat temu moje życie zmieniło się na zawsze, gdy Ciebie spotkałam. Dałeś mi jedyne prawdziwe światło w moim życiu – naszego syna Wolfganga. Podczas wszystkich ciężkich metod leczenia raka płuc zachowałeś wspaniałego ducha i ten figlarny uśmiech
Źródła bezpośrednio powiązane z gwiazdą podają, że zmarł we wtorek w Szpitalu św. Jana w Santa Monica. Jego obecna żona, Janie, była u jego boku wraz z synem Wolfgangiem, jego byłą żoną Valerie Bertinelli i Alexem, bratem perkusistą. W ciągu ostatnich 72 godzin przed śmiercią stan Eddiego znacznie się pogorszył – lekarze odkryli, że rak płuc przeniósł się do mózgu, a także innych narządów.
Eddie walczył z rakiem od ponad dziesięciu lat. Portal TMZ podaje, że Eddie bywał w szpitalu w ciągu ostatniego roku – w listopadzie zeszłego roku z powodu problemów jelitowych, a ostatnio przeszedł serię chemioterapii. Eddie latał między USA a Niemcami przez ostatnie 5 lat, aby poddawać się radioterapii. Chociaż przez lata był nałogowym palaczem, uważał, że zachorował na raka od metalowej kostki do gitary, którą kiedyś często trzymał w ustach.