No i doczekaliśmy się. Po 6 latach od ostatniej płyty „Rock or Bust”, po zespół AC/DC raczy nas kolejną płytą. W ciągu ostatnich dwudziestu lat to dopiero 4 album, ale biorąc pod uwagę jakie były losy zespołu, to i tak wielkie szczęście i radość dla fanów.
Ostatnie lata nie były zbyt szczęśliwe dla braci Young i całego zespołu. Brian Johnson po tym jak wcześniej stracił głos, musiał się borykać z… utratą słuchu. W związku z tym ostatnie 23 koncerty tournée Rock or Bust zaśpiewał Axl Rose, będący wokalnie ewidentnie pod formą a na dodatek występujący ze złamaną nogą…
Wcześniej mózg zespołu, Malcolm Young został pokonany przez demencję, która nie pozwoliła mu grać. Mniej więcej w tym czasie perkusista Phil Rudd wmieszał się w morderstwo i musiał przebywać w domowym areszcie. Cliff Williams także czuł się nietęgo i musiał zrobić sobie przerwę w graniu.

Jakby tego było mało zmarł George Young, najstarszy z braci, który produkował albumy AC/DC, co już było sporym ciosem, ale niedługo później zmarł Malcolm Young i wówczas wydawało się, że to koniec.
Angus Young pokazał jednak siłę klanu i wielki hart ducha – zgodnie z powiedzeniem, że „co cię nie zabije, to cię wzmocni”, złapał ponownie wszystkie sznurki, zebrał zespół, zajął studio, odpalił wzmacniacze i nagrał kolejny album.
„Power Up” to 12 kawałków dobrego, hałaśliwego rock and rolla, który kopie i kąsa jak za starych dobrych czasów. Słuchamy!
AC/DC „Power Up”