Według Stinga muzyka na żywo powinna wykraczać poza podstawowe oczekiwania przeciętnego słuchacza. Utwór, który znamy z płyty, na koncercie powinien byś tylko punktem wyjścia do kreacji czegoś nowego, czasami improwizowania, czasami zupełnie nowego aranżu. Jedni fani właśnie tego oczekują, inni wręcz przeciwnie…
Niektórzy koncertowicze uważają takie koncertowe poszukiwanie „nowego” za niepotrzebne, szczególnie gdy ich ulubione utwory wydają się niemal nie do poznania. Dla Stinga jest to jednak konieczność, jeśli chce dać dobry występ. Jego zdaniem dobrze oddała to wersja piosenki „We Work the Black Seam” z pierwszego koncertowego albumu Stinga „Bring On The Night”.
Kiedy w wywiadzie z magazynem Billboard, dziennikarz zasugerował, że ten utwór jest o wiele lepszy od oryginału, Sting powiedział: „Nie widzę sensu wydawania płyty koncertowej, która będzie stanowić jedynie faksymile tego, co już zostało nagrane.”
Uważam, że oryginalna nagrana wersja utworu jest jedynie planem, punktem wyjścia do eksploracji. Nie jest pamiątką przeszłości
Sting kontynuował: „Jeśli nagram kolejną płytę koncertową, ponownie użyję utworów tylko jako ramy, ponieważ z takich właśnie muzyków korzystam – są to ludzie, którzy lubią improwizować i potrafią znaleźć nowe terytorium twórcze na innym muzycznym kontynencie.”
Wcześniej Sting przyznał, że „nie usiedzi” w jednym gatunku muzycznym: „Gdy się wsłuchasz, zauważysz, że dobrze mi idzie w jednym gatunku, ale zaraz potem przełączam się na coś innego. I robię to, bo, cóż… potrafię.”
Muzycy, z którymi pracuję mają poważne umiejętności gry, coś jak aktorzy – najpierw wcielają się w jedną rolę, a potem nagle w inną. To jest właśnie to, co mnie interesuje
Dla zobrazowania tego poniżej wersja studyjna i koncertowe utworu