Testował: Grzegorz Ufnal
Od 1983 roku Gibson udowadnia nam nie tylko, że czasami mniej znaczy więcej, ale też mniej może sprawić, że spadną nam przysłowiowe kapcie z nóg. Tak jest w przypadku wolnych od jakichkolwiek zbędnych rozwiązań modeli Gibson Les Paul Studio.

Gibson Les Paul za 3000 zł? Czy to możliwe, aby obiekt westchnień tysięcy gitarzystów był regularnie dostępny w tak niskiej cenie? Firma Gibson, chcąc uhonorować modele z lat 60., uczyniła ukłon w stronę naszych portfeli, prezentując serię ’60s Tribute. Oryginalnie zaprojektowany i zaadoptowany na potrzeby muzyków studyjnych, model LP Studio stanowi połączenie całego bogactwa brzmieniowego z bezsprzecznym komfortem gry, jaki oferuje Les Paul Standard przy znaczących oszczędnościach finansowych. Od trzech dekad nie było Les Paula w tak dobrej cenie.
Les Paul, nie inaczej
W konstrukcji tej gitary zachowano wszelkie kanony dotyczące budowy modeli Les Paul. Mamy tutaj tę samą legendarną już konstrukcję: dające tłuste brzmienie połączenie drewna mahoniowego i klonowego oraz palisandrowej nakładki, tradycyjny sposób osadzenia gryfu w korpusie.
Również zamontowane przetworniki to te same dwa gibsonowskie P-90, które były pierwszymi i jedynymi przetwornikami montowanymi w Les Paulach do roku 1956. Dopiero w 1957 roku zamontowano w Gold Topie humbuckery PAF, a w 1958 instrument pojawił się w kolorze sunburst – wtedy model Les Paul otrzymał swój ostateczny wygląd, z którego znany jest do dziś. Resztę układu elektrycznego w testowanym Studio ’60s Tribute dopełniają oczywiście tradycyjny przełącznik trójpozycyjny oraz dwie pary potencjometrów Volume (300k liniowy) i Tone (500k logarytmiczny). Tak jak z poprzednimi modelami Les Paul testowanymi w naszym magazynie, również i tym razem, aby osiągnąć dobre brzmienie, wystarczyło wyjąć gitarę z futerału i podłączyć ją do wzmacniacza. Studio ’60s Tribute, mimo swojej prostoty, nie odbiera nam tego komfortu. Po wyjęciu i podłączeniu instrumentu można od razu cieszyć się dobrze znanym brzmieniem gitary Les Paul. Pierwsze, co uderzająco rzuca się w oczy, a właściwie w palce, to komfortowy profil gryfu i świetnie ustawiona akcja strun. Progi przekrojem (wysokością i grubością) przypominają Dunlop 6105, czyli klasykę dla vintage’owych instrumentów.
Palisandrowe drewno, z którego wykonano podstrunnicę w testowanym modelu, posiada ładny rysunek. Gibson od kilku lat stosuje technologię Plek, która na dużą skalę jest rozwiązaniem znakomitym.
Przyznam, że każdy instrument ustawiony przez tę maszynę, jaki trafił w moje ręce, komfortem gry odpowiadał mi w stu procentach. Gitara posiada optymalnie dobraną akcję strun oraz krzywiznę gryfu. Także progi są należycie wyrównane i oszlifowane. W praktyce niemal w każdej pozycji mamy czysty akustycznie dźwięk struny wybrzmiewającej bez przydźwięków i zgrzytów. Pozwala to na pokazanie w pełni walorów akustycznych i elektrycznych instrumentu.
Przetworniki mają szansę przenieść więcej niuansów artykulacyjnych wydobywanych „z palca”, ponieważ struna może wybrzmiewać szerszą amplitudą, nie obijając się o progi. Nie jest łatwą rzeczą zachować dobry balans pomiędzy odpowiednią akcją strun, dobrym brzmieniem a komfortem gry, a ultraniska akcja strun niestety nie idzie w parze z dobrym brzmieniem. Większość gitarzystów, o których powiemy, że posiadają świetne brzmienie, wydobywa je z dobrze ustawionych instrumentów, gdzie akcja strun często jest wyższa, niż można się spodziewać. Plek robi furorę pośród najpoważniejszych producentów gitar i w tej chwili jest to standard światowy. Co najważniejsze – standard, który zyskał aprobatę i uznanie rzeszy profesjonalnych muzyków.
Trzy rzeczy, na które od razu zwracam uwagę przy testowaniu wszystkich Les Pauli, to: wygląd (rodzaj drewna, lakier), waga oraz brzmienie akustyczne (tutaj znakomite, w dużej mierze za sprawą komór akustycznych, jakie zostały wykonane wewnątrz mahoniowo-klonowego korpusu). To wszystko razem daje gwarancję, że gitara zabrzmi dobrze na wzmacniaczu.
Instrument jest dostępny w kilku wariantach kolorystycznych: Wine Red, Ebony Black, Alpine White oraz Fire Burst. Zarówno Ebony, jak i Wine Red oferowane są również w wersjach leworęcznych. Gitary pokryte są ręcznie nakładanymi powłokami lakieru nitrocelulozowego.
Zarówno palisandrowa nakładka na gryfie, jak i klonowy top pozbawione są plastikowego bindingu – to cecha modeli Studio. W przypadku testowanego modelu w kolorze Ebony Black brak bindingu podkreśla surowy wygląd gitary; zwróćmy uwagę, że satynowo-matowy lakier pokazuje miejscami porowatą teksturę drewna, jest to bowiem wersja Worn, czyli postarzana.
W instrumencie zamontowano dobry strunociąg i mostek typu tune-o-matic oraz klasyczne stroiki typu Kluson. Nie są to żadne budżetowe rozwiązania, które można spotkać często w tańszych instrumentach innych marek. Les Paul Studio ’60s Tribute – pomimo swej ceny – jest gitarą bezkompromisową, jeśli idzie o jakość elementów wpływających na brzmienie i komfort gry. Do takich niewątpliwie należy mostek Nashville Tune-O-Matic, który tutaj, podobnie jak strunociąg, został wykonany z materiału zamak. Jest to stop cynku, aluminium, magnezu oraz miedzi doskonale sprawdzający się w przemyśle od blisko 80 lat, nie jest to więc żaden nowy, oszczędnościowy wynalazek, z jakimi mamy często do czynienia w dalekowschodnich podróbkach.

W praktyce
Przy grze na sucho zauważalny jest duży i ładny rezonans całego instrumentu; jest on wyraźnie większy niż rezonans, jakim dysponuje np. Les Paul Standard. Kolejna z moich ulubionych cech instrumentu: rezonowanie od czubka gryfu po sam koniec. I tak jest w przypadku testowanego LP Studio. To o tyle istotne, że pozwala przypuszczać, iż gitara w miarę rozgrywania się z wiekiem będzie brzmiała coraz lepiej.
Po podłączeniu do wzmacniacza gitara również nie pozostawia złudzeń co do faktu, że jest członkiem rodziny o zacnych tradycjach. Przyznam, że od dłuższego czasu jestem fanem przetworników P-90. Pojedyncza cewka, nawinięta na szeroki karkas i zaopatrzona w magnes Alnico, produkuje dźwięk posiadający cechy pickupów typu single coil – cechy, które wszyscy kochamy – ale też generuje więcej okrągłego dołu rodem z humbuckerów. Na korzyść przemawia również nieco większy sygnał od zwykłych singli, pozwala on bardzo ładnie przesterować P-90. Co najważniejsze, brzmienie P-90 jest jakością samą w sobie, a nie wynikiem kompromisowych manipulacji. Niewiele przetworników brzmi tak ładnie ze skręconym potencjometrem Tone.
Les Paul Studio ’60s Tribute okazał się bardzo uniwersalnym instrumentem. Wręcz zdumiewająco wszechstronnym! Myślę, że osobom zainteresowanym przedmiotem tego testu kołacze się po głowie jedno pytanie: na ile ta gitara brzmi jak Les Paul i czy rzeczywiście da się na niej grać? – przecież kosztuje tylko 3000 zł! Uspokajam: zarówno brzmienie, jak i komfort gry w testowanym modelu godne są zamieszczonego na główce logo Gibsona. Les Paul często dziś utożsamiany jest z luksusem, za który jednak trzeba płacić.
Firma Gibson próbując trochę złamać ten wizerunek oferuje również modele tańsze, ale nie oznacza to instrumentów o „ograniczonej używalności”. LP Studio ’60s Tribute w wersji Worn z czarnym lakierem i kremowymi przetwornikami jest tego znakomitym przykładem.
Podsumowanie
Jest takie kolokwialne określenie: „wół roboczy”, które idealnie pasuje do testowanego modelu. Zawierający wszystko, czego można oczekiwać, model Les Paul Studio oferuje pełną uniwersalność w kreowaniu brzmień. Od gładkiego bluesa do ciężkich przesterowanych solówek i riffów. Na tym instrumencie da się zagrać praktycznie wszystko. Gitara bardzo dobrze leży pod ręką, za co odpowiada profil gryfu, ale też w ogóle należy do bardzo wygodnych zarówno w grze na stojąco i siedząco. Drążony mahoniowy korpus wzmacnia rezonans instrumentu oraz znacznie redukuje jego wagę, co z pewnością nie pozostaje bez znaczenia dla muzyków spędzających długie godziny w studiu. Na sam koniec niezbywalnym atutem pozostaje cena, która w tym przypadku jest rekordowo niska jak za nowiutkiego Les Paula.
Cena: 2 999 PLN
Sprzęt dostarczył: Lauda Audio – www.lauda-audio.pl
Strona producenta: www.gibson.com
Test ukazał się w czerwcowym wydaniu magazynu TopGuitar (TG 6/2011).
Testował: Grzegorz Ufnal
Gibson Les Paul Studio ’60s Tribute
Cena: 2 999 PLN
Sprzęt dostarczył: Lauda Audio – www.lauda-audio.pl
Strona producenta: www.gibson.com
Od 1983 roku Gibson udowadnia nam nie tylko, że czasami mniej znaczy więcej, ale też mniej może sprawić, że spadną nam przysłowiowe kapcie z nóg. Tak jest w przypadku wolnych od jakichkolwiek zbędnych rozwiązań modeli Gibson Les Paul Studio.
Gibson Les Paul za 3000 zł? Czy to możliwe, aby obiekt westchnień tysięcy gitarzystów był regularnie dostępny w tak niskiej cenie? Firma Gibson, chcąc uhonorować modele z lat 60., uczyniła ukłon w stronę naszych portfeli, prezentując serię ’60s Tribute. Oryginalnie zaprojektowany i zaadoptowany na potrzeby muzyków studyjnych, model LP Studio stanowi połączenie całego bogactwa brzmieniowego z bezsprzecznym komfortem gry, jaki oferuje Les Paul Standard przy znaczących oszczędnościach finansowych. Od trzech dekad nie było Les Paula w tak dobrej cenie.
Les Paul, nie inaczej
W konstrukcji tej gitary zachowano wszelkie kanony dotyczące budowy modeli Les Paul. Mamy tutaj tę samą legendarną już konstrukcję: dające tłuste brzmienie połączenie drewna mahoniowego i klonowego oraz palisandrowej nakładki, tradycyjny sposób osadzenia gryfu w korpusie.
Również zamontowane przetworniki to te same dwa gibsonowskie P-90, które były pierwszymi i jedynymi przetwornikami montowanymi w Les Paulach do roku 1956. Dopiero w 1957 roku zamontowano w Gold Topie humbuckery PAF, a w 1958 instrument pojawił się w kolorze sunburst – wtedy model Les Paul otrzymał swój ostateczny wygląd, z którego znany jest do dziś. Resztę układu elektrycznego w testowanym Studio ’60s Tribute dopełniają oczywiście tradycyjny przełącznik trójpozycyjny oraz dwie pary potencjometrów Volume (300k liniowy) i Tone (500k logarytmiczny). Tak jak z poprzednimi modelami Les Paul testowanymi w naszym magazynie, również i tym razem, aby osiągnąć dobre brzmienie, wystarczyło wyjąć gitarę z futerału i podłączyć ją do wzmacniacza. Studio ’60s Tribute, mimo swojej prostoty, nie odbiera nam tego komfortu. Po wyjęciu i podłączeniu instrumentu można od razu cieszyć się dobrze znanym brzmieniem gitary Les Paul. Pierwsze, co uderzająco rzuca się w oczy, a właściwie w palce, to komfortowy profil gryfu i świetnie ustawiona akcja strun. Progi przekrojem (wysokością i grubością) przypominają Dunlop 6105, czyli klasykę dla vintage’owych instrumentów.
Palisandrowe drewno, z którego wykonano podstrunnicę w testowanym modelu, posiada ładny rysunek. Gibson od kilku lat stosuje technologię Plek, która na dużą skalę jest rozwiązaniem znakomitym.
Przyznam, że każdy instrument ustawiony przez tę maszynę, jaki trafił w moje ręce, komfortem gry odpowiadał mi w stu procentach. Gitara posiada optymalnie dobraną akcję strun oraz krzywiznę gryfu. Także progi są należycie wyrównane i oszlifowane. W praktyce niemal w każdej pozycji mamy czysty akustycznie dźwięk struny wybrzmiewającej bez przydźwięków i zgrzytów. Pozwala to na pokazanie w pełni walorów akustycznych i elektrycznych instrumentu.
Przetworniki mają szansę przenieść więcej niuansów artykulacyjnych wydobywanych „z palca”, ponieważ struna może wybrzmiewać szerszą amplitudą, nie obijając się o progi. Nie jest łatwą rzeczą zachować dobry balans pomiędzy odpowiednią akcją strun, dobrym brzmieniem a komfortem gry, a ultraniska akcja strun niestety nie idzie w parze z dobrym brzmieniem. Większość gitarzystów, o których powiemy, że posiadają świetne brzmienie, wydobywa je z dobrze ustawionych instrumentów, gdzie akcja strun często jest wyższa, niż można się spodziewać. Plek robi furorę pośród najpoważniejszych producentów gitar i w tej chwili jest to standard światowy. Co najważniejsze – standard, który zyskał aprobatę i uznanie rzeszy profesjonalnych muzyków.
Trzy rzeczy, na które od razu zwracam uwagę przy testowaniu wszystkich Les Pauli, to: wygląd (rodzaj drewna, lakier), waga oraz brzmienie akustyczne (tutaj znakomite, w dużej mierze za sprawą komór akustycznych, jakie zostały wykonane wewnątrz mahoniowo-klonowego korpusu). To wszystko razem daje gwarancję, że gitara zabrzmi dobrze na wzmacniaczu.
Instrument jest dostępny w kilku wariantach kolorystycznych: Wine Red, Ebony Black, Alpine White oraz Fire Burst. Zarówno Ebony, jak i Wine Red oferowane są również w wersjach leworęcznych. Gitary pokryte są ręcznie nakładanymi powłokami lakieru nitrocelulozowego.
Zarówno palisandrowa nakładka na gryfie, jak i klonowy top pozbawione są plastikowego bindingu – to cecha modeli Studio. W przypadku testowanego modelu w kolorze Ebony Black brak bindingu podkreśla surowy wygląd gitary; zwróćmy uwagę, że satynowo-matowy lakier pokazuje miejscami porowatą teksturę drewna, jest to bowiem wersja Worn, czyli postarzana.
W instrumencie zamontowano dobry strunociąg i mostek typu tune-o-matic oraz klasyczne stroiki typu Kluson. Nie są to żadne budżetowe rozwiązania, które można spotkać często w tańszych instrumentach innych marek. Les Paul Studio ’60s Tribute – pomimo swej ceny – jest gitarą bezkompromisową, jeśli idzie o jakość elementów wpływających na brzmienie i komfort gry. Do takich niewątpliwie należy mostek Nashville Tune-O-Matic, który tutaj, podobnie jak strunociąg, został wykonany z materiału zamak. Jest to stop cynku, aluminium, magnezu oraz miedzi doskonale sprawdzający się w przemyśle od blisko 80 lat, nie jest to więc żaden nowy, oszczędnościowy wynalazek, z jakimi mamy często do czynienia w dalekowschodnich podróbkach.
W praktyce
Przy grze na sucho zauważalny jest duży i ładny rezonans całego instrumentu; jest on wyraźnie większy niż rezonans, jakim dysponuje np. Les Paul Standard. Kolejna z moich ulubionych cech instrumentu: rezonowanie od czubka gryfu po sam koniec. I tak jest w przypadku testowanego LP Studio. To o tyle istotne, że pozwala przypuszczać, iż gitara w miarę rozgrywania się z wiekiem będzie brzmiała coraz lepiej.
Po podłączeniu do wzmacniacza gitara również nie pozostawia złudzeń co do faktu, że jest członkiem rodziny o zacnych tradycjach. Przyznam, że od dłuższego czasu jestem fanem przetworników P-90. Pojedyncza cewka, nawinięta na szeroki karkas i zaopatrzona w magnes Alnico, produkuje dźwięk posiadający cechy pickupów typu single coil – cechy, które wszyscy kochamy – ale też generuje więcej okrągłego dołu rodem z humbuckerów. Na korzyść przemawia również nieco większy sygnał od zwykłych singli, pozwala on bardzo ładnie przesterować P-90. Co najważniejsze, brzmienie P-90 jest jakością samą w sobie, a nie wynikiem kompromisowych manipulacji. Niewiele przetworników brzmi tak ładnie ze skręconym potencjometrem Tone.
Les Paul Studio ’60s Tribute okazał się bardzo uniwersalnym instrumentem. Wręcz zdumiewająco wszechstronnym! Myślę, że osobom zainteresowanym przedmiotem tego testu kołacze się po głowie jedno pytanie: na ile ta gitara brzmi jak Les Paul i czy rzeczywiście da się na niej grać? – przecież kosztuje tylko 3000 zł! Uspokajam: zarówno brzmienie, jak i komfort gry w testowanym modelu godne są zamieszczonego na główce logo Gibsona. Les Paul często dziś utożsamiany jest z luksusem, za który jednak trzeba płacić.
Firma Gibson próbując trochę złamać ten wizerunek oferuje również modele tańsze, ale nie oznacza to instrumentów o „ograniczonej używalności”. LP Studio ’60s Tribute w wersji Worn z czarnym lakierem i kremowymi przetwornikami jest tego znakomitym przykładem.
Podsumowanie
Jest takie kolokwialne określenie: „wół roboczy”, które idealnie pasuje do testowanego modelu. Zawierający wszystko, czego można oczekiwać, model Les Paul Studio oferuje pełną uniwersalność w kreowaniu brzmień. Od gładkiego bluesa do ciężkich przesterowanych solówek i riffów. Na tym instrumencie da się zagrać praktycznie wszystko. Gitara bardzo dobrze leży pod ręką, za co odpowiada profil gryfu, ale też w ogóle należy do bardzo wygodnych zarówno w grze na stojąco i siedząco. Drążony mahoniowy korpus wzmacnia rezonans instrumentu oraz znacznie redukuje jego wagę, co z pewnością nie pozostaje bez znaczenia dla muzyków spędzających długie godziny w studiu. Na sam koniec niezbywalnym atutem pozostaje cena, która w tym przypadku jest rekordowo niska jak za nowiutkiego Les Paula.