Orange Tiny Terror – ten wzmacniacz nie mieści się może w założonym pierwotnie przedziale cenowym, choć kto wie, co stanie się z jego ceną za kilka lub kilkanaście miesięcy. Na tyle jednak zaznaczył już swoją obecność na rynku, że nie sposób o nim nie wspomnieć już teraz, nawet jeśli tylko w kilku słowach. Godny polecenia „spryciarz” dedykowany gitarowym purystom. Pomarańczowy „mały terrorysta” to w pełni lampowy head o mocy 15W pracujący w klasie A (z możliwością obniżenia do 7W), który wygląda bardziej na stabilizator napięcia legendarnego już telewizora RUBIN 714 P – niż na poważny gitarowy wzmacniacz. Jest rzeczywiście niewielki, bardzo lekki (zaledwie 6 kg!) i… niesamowicie głośny! Mocy z pewnością wystarczy i to nie tylko na klubowy koncert. Prostota na maxa – tylko jeden kanał i kręcimy zaledwie trzema gałkami (Gain, Tone i Volume), a jednak rezultaty mogą być skrajnie różne: od czystych, lekko chrapliwych brzmień do nasyconych, britpopowych riffów (tak, brzmienie jest zdecydowanie brytyjskie). Metalu na nim grać się pewnie nie da, lecz rock wszelki z nieco old-schoolowym charakterem – jak najbardziej. Brzmienie tego wzmacniacza to taka esencja rock`n`rolla – Led Zeppelin, The Who i Rolling Stones w jednej pigułce.
Zestawienie wzmacniaczy gitarowych w cenie 1000–1500 złotych
